6 gru 2015

Rozdział osiemnasty. Harry

Lewa, prawa. Lewa, prawa.
Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Nie chcę nawet słuchać swoich myśli. Wsłuchuję się w mój oddech, licząc jedynie kroki jakie wykonuję. Nie ważne, że po mniej więcej trzydziestu się gubię, ale zaczynam od nowa i wcale mi to nie przeszkadza.
Wdech i wydech.
Głos w mojej głowie jednak przedziera się uporczywie przez liczby krążące w mojej podświadomości. Chcę to jakoś powstrzymać, zaczynając liczyć na głos, ale i to nie pomaga, więc kapituluję.
Podświadomość wyjmuje wielką białą kartkę i kreśli na środku równie, duże koło. W środku pisze „Brian”, a po lewej stronie odprowadza strzałkę w górę i pisze „April”. Postanawia rozpisać się pod jej imieniem kilka słów, które umieszcza w kolumnie, żeby nigdzie się nie zaplątały w innymi myślami.
April. W tym momencie czuję się źle, że się nie zaopiekowałem. Żeby mnie nie zrozumieć opacznie muszę sprostować, bo dobrze, że się nią zająłem, ale w aż zbyt troskliwy sposób, który nie spodobał się mojemu przyjacielowi. Podświadomość bierze czerwony długopis i w kółku Briana pisze: Nie wystawiać Briana na próbę!
Bardzo słusznie, ponieważ zachowałem się beznadziejnie dotykając jego dziewczynę i nie powinienem myśleć, że ujdzie mi to płazem. Wcale się nie dziwie, że mi przywalił (przynajmniej w tym momencie). Na jego miejscu też bym się wkurzył…
Czarny długopis znów dotyka części kartki przeznaczonej dla April. Tworzy nowy podpunkt pod tytułem „O co chodzi?”. Dlaczego i po co piła? Jest skromna, delikatna, a umie się ochlać jak typowy nowojorczyk w sylwestra. (Nikt nie jest w stanie ogarnąć takiego zgona, uwierzcie). Chciałbym się bardziej zagłębić w to „O co chodzi?”, ale podświadomość kiwa jedynie głową na znak, że nie warto. Najwyraźniej chce zostawić to pytanie bez cienia wyjaśnienia. Z jednej strony dla mnie to lepiej.
 Czerwonym długopisem pisze „Zostawić w spokoju!”. Nie zamierzam się dociekać o całą tą sprawę. To nie mnie powinna się zwierzać tylko swojemu chłopakowi. Nie powinna mnie interesować jej osoba aż tak szczegółowo, co za tym idzie muszę ją zostawić w spokoju.
Drukowane czerwone litery jakie kreśli teraz moja podświadomość, po czym podkreśla je kilkakrotnie zamaszystymi ruchami brzmią tak: „ODDALIĆ SIĘ”. Wcale nie chcę się oddalać od niej, na pewno nie teraz, bo tak wiele jest dla mnie niewyjaśnionych spraw, że mętlik w mojej głowie aż krzyczy bym zaczął rozwiązywać uporczywe dla mnie tematy, ale nie mogę tego zrobić. Zostawię to tak jak jest i nie będę próbował nawet nawiązać z nią kontaktu. Odseparuję się na tak długo jak tylko Brian zacznie mi ponownie ufać, a chyba teraz potrzebuje tego najbardziej.
Pod „Nie wystawiać Briana na próbę!” podświadomość pisze „Zdobyć ponownie jego przyjaźń”. Wychodząc wtedy z mojego mieszkania zdawało mi się, że zabiera ze sobą wspólne momenty kiedy byliśmy przyjaciółmi i niszczy je, wyrzucając do kosza. Jakby nic dla niego nie znaczyły i nie chce mieć ze mną w  ogóle do czynienia. Nie pozwolę, by jedna noc zniszczyła trzy lata przyjaźni, która była najlepszą rzeczą w moim życiu.
„Przeproszę go”. Wiem, że to nie ja zlałem go po pysku, tylko on mnie, ale to ja muszę przeprosić jako pierwszy. Nie musiałby tego robić, gdyby nie zastał mnie z nią w łóżku. Mam nadzieję, że pomogła mi nieświadomie tłumacząc mu wszystko na spokojnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że na nią też może być zły i wkurzony co spowoduje, że pokłócą się i ich związek może być przez to zagrożony.
Po prawej stronie poza kółkiem i obszarem przeznaczonym dla April pisze „Nie dopuścić do rozłąki tych dwojga”. Naprawdę mi zależy na szczęściu Briana. Można by pomyśleć, że zależało mi nawet bardziej niż jemu samemu. A teraz to ja jestem tym nieszczęśliwym…
Dochodząc to tego wniosku moja podświadomość na dole kartki pisze: Jesteś nieszczęśliwy, Harry. Z przykrością muszę to potwierdzić i znaleźć rozwiązanie. Narzekałem Brianowi, że nie ma dziewczyny a tak naprawdę to ja jej nie mam. Może od tego powinienem zacząć?
Podświadomość odprowadza kolejną strzałkę od kółka Briana tym razem w dół  i pisze „Harry”. Punkt pierwszy: Dziewczyna. Jak ją będę miał zacznę myśleć tylko o niej i dzięki temu przestanę rozmyślać o April.
Punkt drugi: Taniec. Odpuściłem sobie to w największym stopniu. Taniec z grupą to wszystko na czym mi zależało i na czym zależało Brianowi, żebyśmy wygrywali, byli najlepsi i świetnie się przy tym bawili. Przez pracę jakoś nie mam na to czasu, z czym czuję się źle. Muszę uzgodnić z szefem inne godziny pracy. Może zacznę przychodzić wcześniej dzięki czemu wyjdę wcześniej i będę mógł poćwiczyć nawet sam, albo przynajmniej z Gigi, bo wiem, że ona zawsze jest chętna do wspólnego spędzania czasu w taki sposób jak taniec.
Podświadomość nagle wraca do punktu pierwszego i stawia przy nim literkę G ze znakiem zapytania. Natychmiast jednak zamazuje ją natarczywie. Po chwili znów ją pisze tylko, że o wiele mniejszą i z o wiele większym znakiem zapytania.
Gigi i ja? Nigdy jakoś nie myślałem o niej w ten sposób… Przyznaję kilka razy się całowaliśmy czy odstawialiśmy chore sytuacje typu rozbieranie się wzajemnie czy wspólne sprawianie sobie przyjemności (nie o to mi oczywiście chodzi, nie robiliśmy nic co by wykraczało poza zapoznanie się bliższe dwojga przyjaciół), ale ani ona ani ja nie braliśmy tego szczególnie pod uwagę i później śmialiśmy się z faktu co alkohol może zrobić z człowiekiem. Nie byliśmy o siebie zazdrośni czy nie zagłębialiśmy się w to co się stało. Po prostu lubiliśmy czasem ponieść się emocjom i tyle.
Marszczę czoło przypominając sobie jakoś niekomfortową sytuację, którą może przeoczyłem, będąc z nią w takiej relacji, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Nie była spięta czy zawstydzona, nawet gdy ktoś pytał czy coś miedzy nami jest bo widział to i to. Obracała to w żart, albo dla zabawy potwierdzała przypuszczenia i wtedy to się działo.
- Harry! – z szerokim uśmiechem Gigi biegnie w moją stronę również robiąc sobie popołudniowy trening w parku. Rozkłada ramiona i rzuca mi się na szyję gdy zwalniam kroki. – Długo biegasz? Może skończymy razem, bo akurat wracam? –jej wysoki kucyk blond włosów kiwa z jednej strony na drugą gdy pytam mnie podekscytowana.
- Myślałem o tobie. –przyznaję bez zastanowienia, puszczam ją z objęć i wzdycham głęboko zdając sobie sprawę jak bardzo się zmęczyłem.
- Ta? A co konkretnie? – ponownie się uśmiecha i wyciera dłonią czoło po wysiłku.
- A takie tam, w sumie… -wymiguję się i wycieram mokrą twarz koszulką. – Mogę się odprowadzić, nie robi mi to różnicy w którą stronę biegnę. –stwierdzam i zaciągam się ponownie powietrzem.
- Świetnie! Bo wiesz… - mówi i zaczyna biec w stronę z której przybyłem. Podążam za jej śladem. – Ostatnio czuję się osamotniona podczas biegu. Bliźniacy biegają za szybko, z dziewczynami obgadałyśmy już chyba wszystkie możliwe tematy świata a taka cisza chyba nie jest dla mnie…
- Rozumiem… - mówię jedynie a moja podświadomość unosi triumfalnie brwi i pisze koło „G?” „Chce twojego towarzystwa”
- Myślałeś coś może o układzie?
- Tak. Myślę, że powinniśmy popracować nad nim trochę sami. Dopracować szczegóły, przydzielić obowiązki i zwiększyć długość trwania prób.
- Wiesz, że ja jestem chętna do tańczenia zawsze, ale gorzej będzie z innymi. Chris dopiero co wyszedł nie będzie mu się chciało nawet myśleć o treningach. Matthew wyjeżdża jutro do Francji, nie będzie go osiem dni… Widzę, że coraz trudniej zebrać wszystkich do kupy, żeby poćwiczyć.
- Dlatego proponuję ćwiczenie tylko w dwójkę.
- Ale gdzie? Myślisz, że Brian będzie miał coś przeciwko jeśli będziemy ćwiczyć u niego? – pyta a mnie zaczyna kłuć w klatce na dźwięk jego imienia. Odruchowo łapię za miejsce bólu dłonią i zwalniam znacznie. Gigi staje natychmiast widząc moja reakcję, ale staram się tego pozbyć i biegnę dalej. Zatrzymuje mnie łapiąc za rękę.
- Czemu stajemy? –pytam i odchrząkam. W myślach znów zaczynam liczyć błagając, żeby pomogło.
- Boli cię coś? –pyta i kładzie dłoń tam gdzie przed chwilą była moja.
- Nie. –odpowiadam spokojnie wpatrując się w jej twarz. Splątane kosmyki włosów łaskoczą raz po raz jej prawy policzek. Nie mogę się powstrzymać przed nie zgarnięciem ich za ucho. Patrzy na mnie szybko i spuszcza znów wzrok na dół.
- Nie zniosłabym kolejnego odrzucenia… - mówi i skromnie unosi kącik ust w głowę.
- Co? –pytam zdezorientowany i splatam razem nasze dłonie na mojej klatce piersiowej.
- Brian też się kiedyś złapał za klatkę i od tamtego razu nie biega ze mną.
Obrazy tego nagle przeskakują w mojej głowie jeden za drugim. Brian rzeczywiście nie biega tak często jak kiedyś. Teraz zazwyczaj opierdala się i oszukuje, a wcześniej roznosiła go energia. Nikt nie lubił biegać, ale on przekonywał nas, że to będzie najlepsze rozwiązanie ze wszystkich ćwiczeń.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio ze mną biegał. A jeszcze dwa lata tego robiliśmy to dzień w dzień. Ode chciało mu się naszej tradycji… -smutnieje a ja natychmiast przyciągam ją do swojego ciała.
- Brian… się zmienia. –tłumaczę najogólniej i zamykam aż oczy chcąc ponownie poukładać sobie w głowie te konflikty, ale nawet podświadomość mi nie pomaga. – Dusi się własnym życiem, Gigi. Jest… rozdarty. –tłumaczę go w najbardziej nielogiczny sposób, sposób, którego nawet ja nie rozumiem.
- Mam nadzieję, że chociaż z April będzie w porządku i Brian nie będzie się już dłużej o nią martwił… -szepcze. Odsuwam ją od siebie i patrzę głęboko w oczy.
- Co? –pytam jakby to zdanie w ogóle do mnie nie dotarło.
- April jest w szpitalu. Brian ci nie mówił?


I’m back. Ale tylko na ten rozdział nie jest on szczytem marzeń I KNOW :c
But lepsze to niż nic.
Na święta też mam zamiar sprawić wam prezent więc bądźcie czujne ^^
Jak na razie w  tym zapierdolu znalazłam chwilę żeby to dokończyć no i jest XD
Hope u still with me <3

Agnes.