26 maj 2016

Rozdział dwudziesty czwarty. Harry


Jesteśmy już pod restauracją, a raczej barem, do którego Brian przytaszczył mnie na nasz pierwszy wspólny posiłek. Był to oczywiście hamburger z frytkami a asyście połowy butelki ketchupu. Chętnie zamówiłbym go i dzisiaj, ale obawiam się, że zostanę na tym motorze do końca świata. April nadal jest do mnie przyklejona, mimo że nie jedziemy.
- Jesteśmy na miejscu. –mówię i automatycznie się odwracam, żeby obdarować ją uśmiechem.
Dziewczyna nie drgnęła nawet o milimetr. Prychnąłem śmiechem i złapałem za jej dłonie, które zacisnęła mi na koszulce. O dziwo nie zabrała ich odruchowo. Było to dla mnie nowe uczucie, bo zwykle zawsze odskakuje. Nigdy nie chce, bym trzymał z nią bliższego kontaktu, nawet tego wzrokowego, dłużej niż kilka sekund. Powoli i ostrożnie wyplątuję jej palce z materiału, a gdy wiem, że już mnie nimi nie osacza, kładę jej drobne ręce na swoich i patrzę jak duża jest między nimi różnica.
Jej są małe, ze smukłymi, dość długimi palcami. Paznokcie ma minimalnie wystające za opuszkę, pomalowane na blady beż. Nie ma na dłoniach, żadnych ozdób, tylko złotą, cieniutką bransoletkę z położonym na łańcuszku krzyżem, o którym mi opowiadała w sali tanecznej u Briana, gdy tańczyliśmy. Małe, niebieskie żyłki zdobią jej bladą skórę. Wystające ścięgna i kostki palców wykonują drobne ruchy, gdy przyglądam im się z uwagą.
Moje dłonie są zupełnie inne. Są większe i szersze. Gdybym zamknął dłoń z łatwością zakleszczyłbym w niej dłoń April. Skórę mam o kilka odcieni ciemniejszą niż ona. Wydaje się, że ten kolor jest o wiele bardziej zdrowszy niż u mojej towarzyszki. Manewruję naszymi dłońmi by zobaczyć swoją zewnętrzną stronę, przy okazji udowadniam sobie, że potrafię przykryć nimi dłonie dziewczyny. Wierzch pokryty mam odstającymi żyłami w paru miejscach. Nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiałem dlaczego moje żyły wyszły na powierzchnię, tak że je widać. To pewnie efekt ćwiczeń i pracy w warsztacie.
April wykonuje drobny ruch, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, że stoimy i że właśnie badam nasze ręce. Odrywa głowę zabezpieczoną kaskiem od moich pleców i powoli wysuwa ręce spod mojego ciała. Nie spieszy się. Ani ja nie zamierzam jej popędzać. Pozwala sobie subtelnie przesunąć wewnętrznymi stronami dłoni po moich żebrach, aż w końcu znika z mojego ciała.
Odwracam się by na nią spojrzeć. Przez szybkę kasku, nie mogę odczytać całego jej wyrazu twarzy. Zsiadam z motoru i pomagam April stanąć na nogi. Zdejmuję z niej kask, uwalniając jasno brązowe włosy, które zburzyły się i poplątały. Staram się je jakoś lekko ujarzmić, ale April zaczyna robić to sama, więc nie chcę jej w tym przeszkadzać.
- Przeżyłaś? –pytam i wzdycham, żeby ukryć to, że chciałbym się teraz roześmiać.
- Chyba. –komentuje i przełyka ślinę wypuszczając wcześniej urwane powietrze z płuc.
- Wlokłem się jak ślimak. Jechałem naprawdę ostrożnie.
- Dziękuję, ale i tak umarłam po drodze kilka razy.
- Daj spokój. –mówię i nie umiem się powstrzymać od tego, żeby nie schować jednego z odstających kosmyków za jej ucho. Speszona natychmiast spuszcza głowę w dół. – Wejdźmy. To naprzeciwko.
Przepuszczam ją kulturalnie w drzwiach na co mi dziękuje szeptem i przechodzi. Siadamy naprzeciwko siebie na miejscach przy oknie. Chwytam za kartę i przeglądam jej zawartość mimo, że i tak wiem co chcę zamówić.
- Na co masz ochotę? –pytam i na nią patrzę. Siedzi wyprostowana, w dłoniach trzyma menu, ale nawet na nie nie zwraca szczególnej uwagi.
- Cokolwiek. Mogę zjeść to co ty. –odpowiada zwyczajnie i zamyka kartę jakby jej obecność na stoliku ją denerwowała.
- W takim razie jemy ogromnego burgera z talerzem frytek. Mają tu najlepsze hamburgery w Nowym Jorku, przysięgam! -    mówię z entuzjazmem i pocieram o siebie dłonie.
- Ou. –wyrywa się z jej ust i wtedy przychodzi kelnerka, żeby złożyć nasze zamówienie.
- Chciałabym… żebyś, mi opowiedział… wszystko. –mówi cicho April po tym jak kobieta odchodzi i podpiera sobie podbródek na wspartej ręce. – Ale najpierw chciałabym cię przeprosić.
- Nie musisz mnie przepraszać. –alarmuję od razu, ale wiem, że dziewczyna i tak będzie kontynuować.
- Przepraszam, że musiałeś się mną zajmować, za to że Brian… się tak zachował, za to, że ja też do końca nie zachowałam się w porządku wtedy w szpitalu. Wiem, że masz wiele pytań o to dlaczego, po co, ale nie jestem w stanie ci na nie odpowiedzieć więc nie pytaj… - mówi dokładnie, zupełnie jakby ułożyła sobie schemat naszej rozmowy w głowie.
- Spójrz, April. –zaczynam nie będąc pewnym czy skończyła swoją wypowiedź. – Nie mam wam niczego za złe. Cieszę się, że to ja cię znalazłem a nie jakiś popapraniec, który mógłby ci coś zrobić. Brian i ja mamy już wszystko obgadane. Zapewne wiesz jaki jest… -dodaję i obserwuję jej reakcję. Uśmiecha się blado i kiwa lekko głową więc postanawiam kontynuować. – A co do tego ostatniego… to rzeczywiście nie za bardzo zrozumiałem kilka rzeczy, ale szczerze mówiąc nie zastanawiałem się nad nimi. Mam tylko jedno pytanie, które dość mnie nurtuje i chciałbym, żebyś mi na nie odpowiedziała.
- Nie sądzę, że będę w stanie to uczynić, Harry. I tak wiele mnie to kosztuje będąc tutaj z tobą. Nawet nie wiesz jak czuję się z tym źle… tak jakbym zdradzała Briana a doskonale wiem, że tego nie robię. –mówi smutno i zgarnia wszystkie włosy do tyłu patrząc przy tym w sufit. – Sprawiasz, że czuję się niepewnie. –wyznaje i jakby była zawiedziona, kiwa przecząco głową.
- Kim jest Rafael, April? –pytam, starając się puścić koło uszu te obezwładniające słowa, które wypowiedziała. – Kazałaś mi wyjść… natychmiast, gdy tylko zadzwonił. –jej ciało sztywnieje, wstrzymuje oddech lekko przygryzając wargę. Bingo.
- O takich pytaniach mówiłam… Nie chcę na to odpowiadać.
- April… Bądź ze mną szczerza tylko ten jeden raz. Nie chcę wiedzieć niczego więcej, chcę po prostu znać odpowiedź na to jedno pytanie. –oczywiście, że chcę wiedzieć wszystko, nie podlega to wątpliwości, ale sądzę, że jeżeli będę wiedział o co chodzi z tym facetem dojdę może o co chodzi z resztą zagadek. Dziewczyna wzdycha nerwowo, ale na jej twarzy nie widać cienia stresu. Właściwie jej twarz nie wyraża nic. Jakbym patrzył na kamienną rzeźbę w muzeum. Jest to dla mnie popieprzone, że w takiej chwili potrafi nie okazywać, żadnej emocji. –Odpowiedz mi… -mówię łagodnie i po chwili dodaję. –Proszę.
- Rafael jest… -waha się patrząc mi w oczy i oblizuje usta językiem. –Jest człowiekiem, który nauczył mnie jak mam akceptować to, że moja matka jest kaleką a ojciec nie żyje. To mój nauczyciel, dzięki któremu jestem teraz taka jaka jestem.
Szokuję mnie to wyznanie, mimo że go nie rozumiem.
- Co masz na myśli? – dopytuję marszcząc brwi.
- Harry… -wzdycha. – Jako dziewczynka, która obwiniała się za spowodowanie wypadku, byłam w naprawdę marnym stanie psychicznym. Rafael jako starszy ode mnie o dwanaście lat człowiek, widząc w jakim jestem stanie, postanowił pomóc mi. Wpoił założenie, że mogę odkupić winę jaką się obarczam, dążąc do perfekcji, którą ustala. To było dla mnie oderwanie się od tego czego się bałam. Wszyscy wokół mnie nagle stali się przez to szczęśliwsi…
- Przez co? –ignoruje mnie patrząc na ruch uliczny za oknem.
- Za dużo pytań… -szepcze.
- No dobrze, powiedzmy, że rozumiem…
- Nie, nie możesz tego rozumieć.
- Ok, wygrałaś, nie zrozumiałem… Ale skoro ten cały Rafael ci pomógł i dzięki niemu poczułaś się lepiej, to dlaczego tak się zaniepokoiłaś gdy powiedział, że przyjdzie? Dlaczego kazałaś mi wyjść?
- I tak naginam zasady, spotykając się z Brianem. Nie spodobałoby mu się gdyby jeszcze ciebie spotkał, Harry. Wyprosiłam cię dla twojego dobra.
Parskam śmiechem tak głośno, że kilka osób obraca się w naszą stronę. April siedzi skamieniała, wpatrując się we mnie z uwagą. Powstrzymuję po chwili mój wybuch śmiechu i aż kręcę głową z niedowierzania.
- Dla mojego dobra? –powtarzam jej słowa –Myślisz, że krótkie spotkanie z nieznanym mi facetem by mi zaszkodziło?
- Z pewnością zaszkodziłoby mi, gdyby zobaczył jak blisko przy mnie byłeś… Nie powinieneś więcej tego robić… Nie tylko ze względu na Briana, ale także na Rafaela.
- Wydaje mi się czy rzeczywiście odnoszę wrażenie, że bardziej się martwisz o to jak zareaguje Rafael, niż…? –pytam ale nie dane mi jest dokończyć.
- Ta rozmowa prowadzi donikąd. Co ci do da, że będziesz wiedział? –zbija mnie z pantałyku, więc jedyne co robię to oparcie się ostentacyjnie o krzesło.
W tym momencie do stolika podchodzi kobieta z naszym zamówieniem. Stawia przed nami talerze i życzy smacznego. Nadal lekko zmieszany naszą rozmową, chwytam za sos i leję go koło frytek. Zamaczam w nim cienką dobroć i pakuje ją sobie do ust. April patrzy na talerz pełen jedzenia i zauważam jak przełyka ślinę.
- Jedz. –zachęcam ją, przez co obdarowuje mnie szybkim spojrzeniem.
- Chyba straciłam apetyt. – mamrocze i zaczyna wirować powoli końcówką frytki po talerzu.
- Daj spokój… -mówię do niej i gryzę hamburgera. –Nie chciałem, żebyś tak zareagowała. Przepraszam, jeśli jakoś cię uraziłem. – tłumaczę po połknięciu kęsa.
- Nie uraziłeś mnie, Harry. Ja po prostu nie jestem głodna, już ci mówiłam.
Patrząc na nią nawet głodujące dzieci z Afryki wyglądają na bardziej utuczone. Nie wmówi mi, że nie jest głodna.
- Zjedz chociaż trochę. Wiem, że dziewczyny nie lubią jak się na nie patrzy gdy jedzą, więc nie będę patrzył. –dodaję z uśmiechem, żeby jakoś rozładować i tak dziwnie napiętą sytuację.
- Obiecaj. –grozi lekko a na co się oczywiście zgadzam i zaczynam kontynuować jedzenie.
Jest cicho. Każdy wpatrzony w swój talerz, nie ma odwagi się odezwać. Zerkam na nią niezauważenie, ale zaraz skupiam się na posiłku. Dręczy mnie przed chwilą przeprowadzona rozmowa. Chciałbym wiedzieć o czy myśli. Zaskakujące jak niewiedza może oddziaływać na człowieka.
- O czym myślisz? –pytam po dłuższej chwili i postanawiam na nią w pełni spojrzeć. Zaczęła coś jeść, co szczerze mnie ucieszyło. Jednak ja już praktycznie skończyłem a ona nie jest nawet przy początku. Postanowiłem się tym jednak nie przejmować.
- Dlaczego pytasz? –mówi cicho i przestaje jeść.
- Tak się po prostu zastanawiam… -wzruszam ramionami.
- Myślę… o tej piosence. If I could fly, mam rację? Tak ją właśnie nazwaliście?
- Powiedzmy… jak na razie zdania są podzielone. I tak aktualna będzie wersja Briana. Nie wiele mam do gadania jeśli chodzi o tytuły naszych piosenek. – uśmiecham się niemrawo.
- To macie ich więcej? – brak entuzjazmu, czy jakiejkolwiek pieprzonej emocji w jej głosie działa mi na nerwy. Nie mogę przez to odczytać jak się z tym czuje.
- Tak. Brian bardzo lubi tworzyć. Naszą pierwszą piosenką było „Set me free” chociaż ja oczywiście inaczej ją nazywam. –śmieję się lekko i wracam do opowiadania. – Jak będziesz chciała to kiedyś ci ją zaśpiewamy.
- Chętnie.
- Jest dobra. Bardzo ją lubię, ale to może dlatego, że była pierwszą. Inne też mi się podobają, ale nie nagraliśmy ich. Nie pokazywałem ci studia nagraniowego za salą taneczną. Z resztą pewnie i tak wiesz, że nawet takie coś Brian ma w domu. –prycham krótko –Trafiłaś na kolesia, który ma wszystko. I talent, i hobby, kasy od cholery i zajebiste możliwości na przyszłość. –mówię z dumą, podziwiając kumpla a jednocześnie zazdroszczę, że nie jestem tak idealny jak on. – Ale nie zapominaj, że jest rozpieszczony! –dodaję, żeby nie wyszło na to, że aż tak mu słodzę. Uśmiecha się na to lekko. – Wracając… -mówię, ale jej cichy głos mi przerywa.
- Mylisz się. Brian nie ma wszystkiego…
- Co? –pytam jakby powiedziała coś zupełnie nielogicznego.
- Może się mylę, ale myślę, że ta piosenka, nad którą pracujecie wcale nie jest o mnie, tak jak sądzisz.
- A co ma ona wspólnego z tym co powiedziałem?
- On chce ją podarować tobie, Harry. Nie jest dla mnie, tylko dla ciebie.
Nie wiem co tu się właśnie odpierdala. (Czyli myśli wszystkich ludzi na tej planecie hahaha XD) Z dupy wyskakuje z czymś co zupełnie nie trzyma się kupy.
- Nie rozumiem do czego dążysz…?
- Do tego, że powinieneś dostrzegać w nim inne rzeczy niż zwykle.
- Jest moim najlepszym przyjacielem, April. Znam go na wylot. On wie lepiej co myślę niż ja… nie potrafiłbym bez niego żyć, bo być może dostrzegam w nim właśnie za dużo. Nie wiem co chcesz mi o nim powiedzieć…
- Nie ja powinnam ci o nim mówić. To on podejmie decyzję.
- Mam się bać? O co chodzi?
I nagle przypomina mi się, że Brian odszedł z zespołu od tak. Koniecznie chciał napisać piosenkę, pomimo że teraz powinniśmy się skupić na tańcu. Jedziemy do Miami i to za miesiąc a on tak to po prostu rzuca. Może utaja coś przede mną odnośnie tego konkursu? Może się go boi? Nie jest wystarczająco pewny, że da radę dobrze zatańczyć, dlatego chce mnie przeprosić piosenką. Nie, to nie ma sensu, przecież to Brian! Nie ma czego się bać, ani za co przepraszać czy coś. A może to wszystko wina April? Może rzeczywiście miałem rację, myśląc że zmusiła go do odejścia i chce mi zamydlić oczy, żebym nie widział, że wina stoi po jej stronie.
- Chcesz mnie z nim jakoś skłócić dając mi powody do myślenia nad tym co się dzieje? –pytam rozczarowany.
- Nie. Nie, Harry nie chcę was skłócić. Dlaczego tak pomyślałeś?
- Może dlatego, że nie dostaję żadnych odpowiedzi.
Wzdycha i zamyka oczy.
- Porozmawiajmy o czymś innym. – proponuje i odsuwa od siebie talerz.
- Bardzo chętnie. Podaj temat, na który w pełni będziesz mogła porozmawiać a nie przerywać go po minucie. – mówię lekko sfrustrowany.
April wstaje z krzesła. Patrzę na nią niezrozumiale i również jestem gotów wstać lecz dziewczyna zabiera głos.
- Idę do łazienki.
Zostawia mnie samego z moimi myślami. Denerwuje mnie jej… zachowanie, którego nie okazuje. I zawsze z każdego napoczętego tematu wymiguje się zanim właściwie się zacznie. Nienawidzę takich beznadziejnych sytuacji.
Postanawiam chwilę pomyśleć nad tym co już przerobiliśmy. Po pierwsze, Rafael. Koleś jest jej… nauczycielem. Ale czego? Życia? Nie można mówić komuś jak ma żyć, to nielogiczne. Nie da się tego nauczyć. Rozumiem to, że mógł jej pomóc wyjść z tej depresji po wypadku. Była zaledwie jedenastolatką gdy jej ojciec umarł. Musiała czuć się strasznie… Do tego obwiniała się, że to przez nią zginął, że przez jej urodziny nie są teraz pełną rodziną. Jej matka nie jeździła by na wózku, a jej przyszła siostra urodziła by się normalnie. Rozumiem, że była zrozpaczona. I nagle pojawia się facet o dwanaście lat starszy od niej i ją… naprawia? W jaki cholerny sposób?! Co on mógł, do cholery, uczynić, że nagle April „wyzdrowiała”? Co zrobił, że przestała o tym wszystkim myśleć i co to znaczy, że wszyscy wydali się nagle szczęśliwsi? Od razu zaczynam go nienawidzić, a jeszcze nie wiem co rozbił. Sama myśl o nim zaczyna mnie poważnie denerwować. Wydaje mi się, że wcale jej nie pomógł, tylko zniszczył wszelkie jej uczucia i jest teraz taka obojętna na wszystko. Taka cholernie zamknięta w sobie.
Po drugie, Brian. No teraz to ja naprawdę nie wiem co się dzieje… Może April chce zrobić to samo z Brianem co Rafael zrobił z nią? Takie… odcięcie emocjonalne? Nie. Nie mogę na to pozwolić. Brian nie może tak po prostu nas opuścić tylko dla tego, że April może mieć na niego jakiś dziwny wpływ… O czym ja w ogóle myślę?! To głupie. Zamiast mu zaufać i przystać na jego decyzję wymyślam jakieś chore fanaberie, które nie mają żadnego sensu. Niezbyt dobrze wychodzi mi to całe przebywanie z April i na siłę zaprzyjaźnianie się z nią. Może po prostu sobie odpuszczę cały ten cyrk? Zastawię ją w spokoju, tak jak ona tego chce, Brian na pewno będzie z tego powodu również zadowolony, że nie będę się dłużej przystawiał do jego dziewczyny. Zjemy do końca, porozmawiamy o najgłupszych pierdołach i pojedziemy z powrotem do domu Briana posiedzieć pięć metrów od siebie oglądając jakiś durny film. I wszyscy będą szczęśliwi. Oprócz mnie, ale zawsze jest jakiś poszkodowany, więc powinienem się przyzwyczaić, że teraz zawsze będę nim ja.
Taki jest plan i tego się będę trzymał. Nie zamierzam już o tym myśleć.
- Harry. – odzywa się April wracając z łazienki. Wydaje mi się trochę bledsza, co mnie nie pokoi i mam ochotę zapytać czy coś się stało, gdy dziewczyna zaczyna mówić. – Czy możemy iść na spacer?
Zbija mnie to z rytmu mojego planu, który ułożyłem sobie w głowie.
- Teraz? – pytam zaskoczony. – Jeszcze nie zjadłaś wszystkiego.
April patrzy na talerz i przechodzi ją leciutki dreszcz. Jakby samo patrzenie ją obrzydzało. Uśmiecha się jednak w moją stronę, a gdy to robi małe zmarszczki tworzą się w kącikach jej oczu. Nigdy nie widziałem, żeby się uśmiechała tak szeroko. Wydaje mi się jednak, że ten uśmiech nie jest do końca prawdziwy.
- Wolałabym iść teraz… -mówi odwracając moją uwagę od tego, że jej talerz jest do połowy pełny.
Nogi same podnoszą mi się z miejsca.
- Zapłacę i idziemy. –mówię od razu jakby mną ktoś kierował i uśmiecham się do niej lekko.
- Dobrze. – mówi jakby z ulgą i zgarnia włosy z ucho.
Cały plan diabli wzięli. Mówiłem już, że powinienem się do niej odczepić, bo to się źle skończy?

Płacę w kasie za nasz posiłek i wychodzę z baru gdzie widzę stojącą z uśmiechem April. Jak mam nie wodzić jej na pokuszenie, skoro ona uwodzi mnie samym istnieniem?



Przepraszam, że tak długo, ale rozdział był praktycznie napisany zaraz po tym poprzednim, bo pisałam jak szalona, ale musiałam nagle przestać i dopisanie dosłownie dwóch stron tego rozdziału zajęło mi nagle ponad miesiąc, więc... przepraszam przepraszam mega przepraszam ze tak długo nie było.  ;(

Od 9 lipca zaczynam pracować ponownie a przede wszystkim regularnie od opowiadaniem, przysięgam. Jak na razie uczelnie ssie tak bardzo, że nie wiem jak ja to wgl pozdaje no ale..

Już się coś zaczyna dziać, ale naprawdę tak mnie denerwuje to, że nie mogę pisać o końcu tego opowiadania, że to jest niepojęte XD koniec będzie epicki a przynajmniej taki planuje napisac (mam juz ułożone dialogi, narracje i wszystko dosłownie) teraz tylko trzeba czekać a przejdą te chujowe rozdziały nicości i będę mogla w końcu zacząc to do czego dążę z UTĘSKNIENIEM :D

Dzielcie się wrażeniami, jeszcze raz przepraszam, że tak długo to trwało i że rozdział nie jest taki supi jaki powinien no ale... tsaa
Do następnego. 

A. x