30 sie 2015

Rozdział czternasty i pół. Harry

Delikatnie przejeżdżam dłonią wzdłuż jej kręgosłupa. Mogę wyczuć jak każdy kręg odstaje na jej skórze. Wzdycham głęboko przez co jej małe ciało unosi się i gdy wypuszczam z siebie powietrze to opada. Zarzucam ramię na jej plecy i przyciskam do siebie mocniej by ją ogrzać. Wygląda teraz tak spokojnie, śpiąc na moim torsie. Mruczy coś cicho i układa się wygodniej. Wtula buzię w moją szyję, nogi zaplątuje w moje, a dłońmi przesuwa po mojej klatce, aż wreszcie jedną wkłada mi pod łopatkę, a drugą kładzie luźno w miejscu pod obojczykiem. Czuję chłód, przez jej gest, ale jakoś dziwnie mi to nie przeszkadza. To takie inne. W sensie czuć takie zimno, które jest tak przyjemne. Niewątpliwie jest to przyjemne… Jezu, Harry jesteś popieprzony.
Ostatni raz wzdycham i tulę do siebie jej drobne ciało. Muszę zasnąć, inaczej myśli mnie zjedzą żywcem. Zasypiam w głęboki sen, po chwili refleksji, z dziewczyną kumpla w moich ramionach.
Nasz błogi stan w krainie Morfeusza nie trwa długo. Ledwo co zasnąłem, a już musiałem wstać. Zaczęła płakać. Znów. Odpycha się ode mnie i schodzi nieudolnie z łóżka. Przewraca się i ląduje na ziemi jęcząc coś niewyraźnie. Podnoszę się szybko i dopadam się do jej osoby.
- April, błagam powiedz mi o co chodzi? Proszę powiedz, jak mam ci pomóc?! –krzyczę w jej stronę bezradnie i ciągnę za nadgarstki w dół, żeby odciągnąć jej dłonie z twarzy.
Wyje jak dziecko, zanosząc się co chwila i nie mogąc nabrać powietrza. Ręce trzęsą jej się jak galareta i nie może się powstrzymać od płakania. Nawet jakbym chciał cokolwiek dla niej zrobić, to nie jestem w stanie. Kładzie się na podłodze i krzyczy. Krzyczy jakby ktoś jej coś robił. Dławi się łzami nie przestając krzyczeć z bólu, który w niej siedzi. Chryste, już doprawy nie wiem jak mam do niej podejść, co mam powiedzieć i jak załagodzić jej cierpienie. Samemu zaczynają mi się trząść dłonie. Jestem zaspany, zdezorientowany i bezbronny. Czuję się podle i najgorsze jest to, że nie wiem jak to naprawić. Niepojęte jest dla mnie to co się teraz tu dzieje.
- Proszę cię, April… -szepczę żałośnie klęcząc przed jej wyjącym się ciałem na podłodze. – Dlaczego tak cierpisz? –mówię cicho wycierając jej łzy z twarz i uspokajając palcami jej rozdygotaną wargę.
 Aż mam ochotę ją pocałować, żeby tylko przestać patrzeć na to co się z nią dzieje.
Nie. Nie mogę tego chcieć. Boże, o czym ja w ogóle pomyślałem? Oddech robi mi się niespokojny i odwracam wzrok. Chciałbym uśmierzyć cały ten ból jednym pocałunkiem jej pięknych ust, ale to może zrobić tylko Brian. On jest tym, który będzie ją całował już zawsze, nie mogę mu tego zabrać.
Podnoszę ją z podłogi i stawiam na nogi. Rozgląda się z niepokojem we wszystkie strony i chce się wyrwać, ale trzymam ją kurczowo za ramiona.
- Proszę, nie! Już nie mogę, nie chcę. Nie! –lamentuje i odrzuca głowę w tył.
Trupie nogami o podłogę i jestem pewny, że gdybym ją puścił runęłaby na ziemię jak długa, pomimo że wydaje się tak silna. Unoszę ją lekko do góry i kładę jej ramiona na moich barkach. Nasze twarze dzieli teraz skromna odległość. Patrzy mi w oczy i uspokaja się znacznie. Przestaje płakać i krzyczeć. Oddycha jedynie głośno i niespokojnie, a jej serce wyrywa się z piersi. Czuję jego łomot na swojej klatce i zimno jej wilgotnej jeszcze bielizny. Mruga leniwie, nie spuszczając mnie z oczu. Jej stopy balansują swobodnie nad ziemią, ponieważ trzymam ją w ramionach, lekko się z nią kołysząc. Ocieramy się nosami, przez co wypuszczam z siebie urwane powietrze. Przytulam ją do siebie mocniej, a ona nie pozostaje mi dłużna. Wodzi krótko dłońmi po moim karku i niemal dygoczę pod wpływem tego gestu. Jest tak niesamowicie blisko… Wystarczy, żebym ruszył lekko głową do przodu, a nasze usta połączyłyby się w pocałunku. Powstrzymuję się od tego z wielkim trudem. Nie urywamy kontaktu wzrokowego. Robi mi się gorąco na myśl co bym jej teraz zrobił gdyby należała do mnie. Odrzucam ponownie od siebie te myśli i nie przestaję się kołysać spokojnie. Wygląda to zapewne jakbym tulił do snu, rozdrażnione koszmarem dziecko.
Jest już spokojna. Nabieramy powietrza w tym samym czasie i wypuszczamy go wzajemnie w swoje wargi. Tańczę z nią wolno wokół całego pokoju. Siadam w końcu na łóżku. Jej nogi są po obu stronach moich bioder. Jesteśmy tak niesamowicie blisko siebie, że to aż staje się niezręczne, ale nie jestem w stanie tego przerwać. Pachnie mną. Moim żelem i szamponem. Jest…
- Nie chcę… -szepcze tak cicho, że ledwo ją słyszę.
- Czego nie chcesz, April? –pytam starając się powiedzieć to tak samo jak ona, lecz wychodzi odrobinę głośniej.
- Ukrywać. –odpowiada opierając bezwładnie czoło o moje i zaczyna owijać wokół palców kosmyki moich włosów.
- Więc tego nie rób. –przybliżam ją sobie jeszcze bliżej i wdycham gwałtownie jej powietrze.
Mam wrażenie, że zaraz będę pijany, przez alkohol jaki wydmuchuje i ta alternatywa podoba mi się niezmiernie. Byłbym śmielszy, żeby zrobić coś o czym na trzeźwo nawet nie powinienem myśleć. To takie dziwne, że nie miałem z nią dobrego kontaktu, bo mnie odtrącała, albo się nie odzywała w ogóle, a to ja ją teraz tulę od ciała, gdy tego potrzebuje. Co ona w sobie kryje? Jaką moc posiada, że jestem w stanie zerwać najważniejszą dla mnie zasadę? Nie dotyka się czyichś dziewczyn, choćby nie wiem jak cudowne były… Tymczasem dotykam, i tak jak, dziewczynę mojego najlepszego przyjaciela i ani mi się nie śni przestać choćby na sekundę. I choć wcześniej myślałem, że będę mógł jakoś to pohamować, to teraz wiem, że po prostu nie mogę. Robi mi się cieplej. Naprawdę powinienem przestać. Natychmiast.
April osuwa się lekko i nadal patrzy na mnie zamglonym wzrokiem. Zerkam na zmianę na jej oczy to na jej usta. Przesuwa dłońmi po moich ramionach, torsie, aż wreszcie kładzie je sobie na udach i wzdycha. Robi najgorszą z możliwych czynności na świecie, jaką można uczynić przed chłopakiem, który aż pali się od pocałowania słodkich warg jakie ma przed sobą. Oblizuje usta, delikatnie i niesamowicie wolno, końcem języka. Mam ochotę się rozpłakać, widząc jak seksownie jej język nawilża spierzchnięte wargi i pocałować ją tak, żeby zabrakło jej tchu w piersiach. Pewnie nie zdaje sobie sprawy z tego jak to na mnie podziałało. Boże, co za noc…?
Okręcam ją delikatnie, tak że jej plecy są przed moim torsem. Pomijam fakt, że siedzi właśnie idealnie na środku mojego krocza. Wzdycha głęboko i opiera się o mnie. Przechylam się z nią w stronę łóżka, żeby się położyć. Wkładam rękę pod jej szyję, umożliwiając jej leżenie na niej a drugą kładę jej na tali. Jest teraz małą łyżeczką. Wciągam zapach jej włosów, pachnących jak miętowe orzeźwienie i przytulam ją do siebie. Nadal jest śmiertelnie zimna i za wszelką cenę chcę, żeby się to zmieniło.
- Spróbuj zasnąć… -proponuję cicho.
 Przysuwa swoją małą dłoń do mojej i dotyka jej samymi opuszkami palców. Rozwieram szerzej płaszczyznę ręki i obserwujemy razem jak znaczy na niej małe koliste wzorki. Zamyka swoją dłoń w pięść, a ja obejmuję ją moją dłonią. Chowa się ona jak za płachtą. Jest taka malutka, że mogę chwycić ją całą. To samo robię z drugą ręką i w tej pozycji April po niedługim czasie zasypia. Dochodzi piąta i mimo, że nie spałem praktycznie całą noc, nie mogę ponownie zasnąć. Myślę. I to prawdopodobnie mnie gubi.
Nadchodzi ranek. April nie zmieniła podczas snu pozycji, co niezmiernie mnie cieszyło i wydawać by się mogło, że zrobiła się trochę cieplejsza niż wcześniej. Teraz się nie dziwię, że chodzi ubrana w bluzy w czerwcu. Leżę z nią tak przez cały poranek obejmując jej drobne ciało i żałując tego, że jeśli wstanie odsunie się ode mnie zapewne. To naprawdę przyjemne uczucie mieć ją w ramionach, patrzeć jak oddycha płytko przez sen i wciągać jej zapach podobny do mojego. Tak mogłoby być codziennie… gdybym tylko ją posiadał.
Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a później lekkie trzaśnięcie. Podnoszę głowę do góry i dopiero teraz zdaje sobie sprawę jaka jest ona ciężka, po nieprzespanej nocy. Unoszę się lekko, przez co April mruczy cicho i wtula się bardziej w poduszkę. Kroki mojego niespodziewanego gościa nabierają na sile, jest już tak blisko sypialni.
- Dzwoniłeś do mnie miliard razy, stary. O co ci kurwa chod…? – w drzwiach stoi Brian Montenegro we własnej osobie. Patrzy na nas z przerażeniem z jakim jeszcze nigdy go nie widziałem. Jest w szoku, wcale mu się nie dziwię. On chyba nawet przestał oddychać.
- Brian, posłuchaj, to nie tak… -zaczynam, wyrywając dłonie, puszczając dziewczynę i próbując jakoś wstać z łóżka. Wzrok Briana spada na ubrania April leżące na podłodze. – Stary, przysięgam… -chcę znowu coś powiedzieć, ale podnosi rękę w górę uspokajając mnie magicznie i nie mam nawet odwagi cokolwiek powiedzieć. Wypuszcza z siebie głośno powietrze spogląda w stronę swojej dziewczyny. Powoli, jakbym nie chciał go spłoszyć, podchodzę w jego stronę z dłońmi wystawionymi w geście obronnym. Dzieli nas może metr. Otwieram usta, żeby znowu coś powiedzieć, mimo że nie wiem dokładnie co, ale Brian jest szybszy.

Dopada się do mojej koszulki i ciągnie. Nie popycha mnie, on mnie rzuca z ogromnym impetem na ścianę i przygwożdża do niej swoim ciałem. Siła uderzenia jest tak potężna, że tracę dech i przez moment kręci mi się w głowie.

_________________________________


Tak, potrzebuję pomocy i to natychmiast. 

Lucyna mnie opuściła, wakacje się (wam) kończą, to opowiadanie jest tak żałosne, że aż boli, hejty od rodziców oficjalnie można przyjąć za przełączone na level hard, obcięty paznokieć, odcisk na palcu, brak funduszy na marzenia i wizja mnie za 10 lat jako zrzędliwą samotnicę doprowadzają mnie lekko do rozpaczy...

Tak bardzo cieszyłam się na te rozdziały, ale minęło tyle czasu, że nawet nie chce mi się tworzyć jakiegoś ciągu dalszego. (możecie mi wierzyć lub nie ale ryczę jak porąbana jakaś) Jarałam się jak pochodnia myśląc, jakie emocje będą wam towarzyszyć podczas czytania trzech moich fejw rozdziałów, a teraz sama wiem, że są po prostu słabe i gdybym była wami też bym tego nie czytała za co przepraszam.

Powodzenia w szkole, bo tego teraz wam mogę jedynie życzyć. 

Agnes.

25 sie 2015

Rozdział czternasty. Harry

Moje serce bije jak popieprzone. Nigdy w życiu nie znalazłem się w takiej sytuacji, kompletnie nie wiem co mam zrobić.
- Rany boskie. –szepczę sam do siebie i wzdycham nerwowo.
Natychmiast dzwonię do Briana. Od razu włącza się poczta głosowa. Przeklinam w duchu i dzwonię kolejny raz. Nadal nic. Nie daję za wygraną i wybieram jego numer ponownie, ale kolejny raz słyszę jedynie głuchy dźwięk pikania.
- Kurwa! – krzyczę głośno i obejmuję bladą twarzy dziewczyny. – April, April do cholery coś ty zrobiła?! –pytam i choć wiem, że mi nie odpowie, oczekuję tego od niej. – Ktoś ci coś zrobił? –kręci głową i zamyka oczy, spuszczając górę ciężko w dół. Unoszę ją i zmuszam by na mnie spojrzała. – Odwiozę cię do domu, mów, gdzie mieszkasz?
- Um… n-nie. –mamrocze, a jej ciało leci w lewą stronę. Klękam przed nią i trzymam kurczowo ramiona, żeby ją unieruchomić.
- April do cholery jasnej. –dłonie mi zaczynają drżeć. Nie mam pojęcia, co mam z nią zrobić, pierwszy raz widzę kobietę w tym stanie. – Zamówię taksówkę, pojedziesz do domu, tylko mi powiedz gdzie mieszkasz. –proszę i zgarniam jej włosy z twarzy.
Odór alkoholu wypływa z jej sinych ust. Dłonie ma fioletowe z zimna, a całe ciało odmawia posłuszeństwa. Pokryta jest brudem, liście ma we włosach. Wygląda jak ofiara gwałtu, albo bezdomna, którą można spotkać na każdym kroku w Nowym Jorku. Nie odpowiada mi, więc potrząsam nią lekko. Nie daje mi to nic. Rozglądam się na boki szukając ratunku u kogokolwiek, ale nikogo nie ma. Nie mam wyboru. Przecież nie zostawię jej pijanej na ławce w środku nocy w tym ogromnym mieście. Musze ją zabrać do siebie.
- April, na Boga powiedz coś… -mówię zrozpaczonym głosem i znów nią potrząsam.
- Ymmyh… -to jedyne co z siebie wydusza.
Czuję, jakbym miał się zaraz popłakać… Biorę ją na ręce, a ona zachowuje się jak kukiełka w teatrze. Poddaje się całkowicie i bezwładnie opada na mój tors i ramiona. Kurwa mać, to jest jakiś pierzony żart. Podrzucam ją delikatnie, żeby ułożyła się stabilniej i gdy jako tylko ją trzymam idę szybko w stronę kamienicy. Wbiegam po schodkach i ciągnę za klamkę od drzwi. I oto nadszedł ten feralny dzień, w którym zamknąłem mieszkanie na klucz z własnej nieprzymuszonej woli. Oczywiście los mnie pokarał natychmiastowo. Dlatego nigdy ich nie zamykam, ale i tak nikt tego nie rozumie. Ugh!
-April muszę cię postawić. Stój przez chwilę, ok? –mówię w stronę dziewczyny na co kiwa głową i stawiam ją przy ścianie. Gdy tylko moje dłonie tracą z nią kontakt, osuwa się na ziemię. – Okej, czyli nie będziesz stać, świetnie. –mamroczę sam do siebie i gimnastykuje się z zamkiem do drzwi, przy okazji musząc ją podtrzymywać. Otwieram je w końcu przy pomocy buta i momentalnie wpadam do mieszkania. April jęczy lekko, mruczy coś niewyraźnie i bezwładnie leci w dół na podłogę. Nie zdołałem jej niestety złapać, więc upadła ciężko na ziemię. – Dobry Jezu. –łapię się za włosy i czuję łzy cisnące się do oczu. Co mam zrobić? Jak, ja mam kurwa… Kelly!
Wypadam w mieszkania i z całych sił walę w drzwi sąsiadki. Zaczynam krzyczeć wołając jej imię i tłukąc się nieustannie w drewno. Ciągnę za klamkę i czekam chwilę w oczekiwaniu. Nie ma jej. Kurwa, nie ma jej! Wbiegam z powrotem do domu i podnoszę April. Nie wiem nawet gdzie ją mogę położyć. Wybieram w końcu najbliżej leżący mebel, czyli stół i tam ją układam. Przecieram całą dłonią twarz i nerwowo zagryzam wargę. Patrzę na ją i aż mnie boli to w jakim stanie się znajduje. Ponownie przykładam telefon do ucha, dzwoniąc do Briana, ale i tym razem mi nie odpowiada. Próbuję czterokrotnie, ale szczęście mi nie sprzyja. Zrozpaczony siadam na krześle obok dziewczyny i łapię ją za rękę. Jest lodowata, zamarznięta chyba do kości, chuda i ubrudzona. Zaczynam wybierać listki i gałązki, które wplątały jej się we włosy. Dłonie mi się trzęsą, a serce wyrywa mi się z piersi, oddycham tak ciężko, że nawet nie dyszę tak po treningu. April rozwiera lekko oczy, wpatrując się zamglonym wzrokiem w moją stronę. Porusza lekko palcami, ale znowu je unieruchamia.
- Co ci się stało? –pytam cicho i głaszczę delikatnie jej policzek. Nie odpowiada mi, tylko mruga kilka razy. – April, czy ktoś ci coś zrobił? –boję się, że ktoś jej zrobił krzywdę, że ją pobili czy wykorzystali. Przez te myśli aż robię się zły na wszystko. Kręci jedynie głową. – Czemu piłaś? –zadaję kolejne pytanie, ale tylko spuszcza na dół wzrok. – Brian wie? –nadal nic mi nie mówi. Wzdycham subtelnie i znów ją podnoszę. Zanoszę ją do sypialni i najdelikatniej jak potrafię kładę ją na prześcieradle. – Zaraz wrócę. –obiecuję i znów ją głaszczę. Zabieram z kuchni butelkę wody i klękam przed nią lekko unosząc jej głowę. – Musisz się napić, skarbie. –przystawiam otwór butelki do jej ust i przechylam, ale cała woda zamiast wpłynąć do buzi, wypływa po bokach warg na szyję. – Musisz trochę wypić. Poczujesz się lepiej. –zapewniam i ponawiam próbę nawodnienia jej, ale nadal bezskutecznie. Kapituluję i odkładam wodę na bok.
Wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy. Nie mogę uwierzyć, że młoda, prześliczna dziewczyna może doprowadzić się do tak haniebnego stanu. Cały ten brud pokrywający jej ciało wprawia mnie w nieokreślony stan. Co ona zrobiła, do cholery? Przygląda mi się tępo i jedyny ruch, który mogę u niej zaobserwować to zamykanie i otwieranie oczu.
- Muszę cię wykąpać. Mogę cię rozebrać? – pytam spokojnie i badam jej reakcję.
Patrzy na mnie moment i kiwa potwierdzająco głową. Okej, teraz, jak mam się za to zabrać? To będzie trochę niezręczne, ale cóż mam innego zrobić? Wstaję z podłogi i podwijam nieznacznie jej koszulkę. Mimowolnie robi mi się gorąco, ale staram się to jakoś zignorować. Z pomocą drugiej ręki, którą podtrzymywałem jej szyję udaje mi się ściągnąć materiał z jej ciała. Nawet nie potrafię opisać tego jak chudą jej ona kobietą. Tak jak myślałem, mogę gołym okiem policzyć jej wystające żebra. Piersi ma nawet w porządku, stawiam na rozmiar B. Obczajam cycki dziewczyny mojego przyjaciela. Gdyby tylko wiedział, zabiłbym mnie z miejsca. Nie na tym miałem się skupić, tak? Wzdycham głęboko i zamykam na dłużej oczy. Gdy je otwieram, mój wzrok przechodzi trochę niżej. Brzuch ma zapadnięty, a kości biodrowe odstają naprawdę niebezpiecznie. Odpinam powoli guzik jej spodni i ciągnę zamek na dół. Moim oczom ukazują się koronkowe, niebieskie majtki i aż muszę przygryźć wargę, żeby nie jęknąć. Stary, to laska twojego kumpla… Oh, zsuwam ostrożnie materiał z jej nóg. Poddaje się temu kompletnie. Normalnie nie dałaby mi się dotknąć, a tymczasem rozbieram ją sobie do samej bielizny. Przez buty nie mogę całkowicie pozbyć się z niej okrycia, więc rozsznurowuję jej trampki i ściągam jednego z jej stopy. Jej białe skarpetki zdobi brunatna krew. Oglądam z przerażeniem but, który trzymam w dłoni i on też jest brudny przez ziemię i czerwoną maź. Nasze oczy spotykają się na moment, ale nie mogę powstrzymać się od tego co przed chwilę ujrzałem, więc patrzę jaszcze raz. Wcale mi się nie przewidziało. Zdejmuję skarpetkę niewiarygodnie wolno i przechodzi mnie dreszcz, gdy widzę w jak wygląda jej stopa. Nerwowo robię to samo z drugą stopą, żeby zobaczyć czy jest w takim stanie jak ta pierwsza i z przykrością stwierdzam, że niestety tak. Palce są jakby zdarte, cała ich nawierzchnia. Wygląda to jakby zrobiły się na nich obtarcia od niewygodnych butów i nie dane było się temu zagonić. Paznokcie ma podkrwiawione. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak to ją musi cholernie boleć. Patrzę jej w oczy jeszcze raz, a ona nie spuszcza ze mnie wzroku nawet na chwilę.
- Co ci się stało? –szepczę żałośnie i jakbym mógł to bym się poryczał jak dziecko.
 Dotykam ostrożnie jej zranione palce, ale na to szczególnie nie reaguje. Oglądam je ze wszystkich stron i pod każdym kątem. Nie obrzydza mnie to, tylko się zastanawiam dlaczego tak to wygląda. Oddech znowu mam nierówny. Trzymam jej małą stopę w swojej dłoni, a drugą ją głaszczę. Nie mam pojęcia, czemu okazuję jej tyle czułości? Nieznacznie zabiera ode mnie stopy, więc je puszczam. Patrzę się na nią tępo. Trwa to chyba całą wieczność i żadne z nas nie chce być tym, które odwróci wzrok pierwsze. Po tej ciszy, lekko odchrząkam i dzwonię jeszcze raz do Briana. Nie odpowiada, więc rozbieram April do końca, zostawiając na niej jedynie bieliznę i podnoszę ją z łóżka.
Jest tak niesamowicie lekka. Jej skóra jest zimna, ale miękka w dotyku. Znowu robi się dziwnie bezwładna, ale jest już o niebo lepiej niż gdy ją znalazłem. Wkładam ją do wanny i opieram plecami o tylnią ściankę. Zdaję sobie sprawę, że musi być nieziemsko zimna, ale nie mogę narażać jej na przechylenie się, bo mogłaby zrobić sobie krzywdę, więc stykam jej skórę z tym zimnem. Zaczyna lekko dygotać i zaciska mocno oczy. Ustawiam wodę, sprawdzając ręką jej temperaturę i gdy mam pewność, że jest wystarczająco ciepła polewam nią stopy April. Krew zaczyna cienkimi stróżkami spływać do odpływu, obmywając jej zranioną skórę. Ostrożnie polewam jej nogi coraz wyżej. Przejeżdżam dłonią po jej mokrej skórze. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak cholernie erotyczne może być mycie drugiej osoby. Przełykam głośno ślinę i kontynuuję oblewanie jej wodą. Sadzam ją pionowo  i przyciągam jej nogi do klatki. Samodzielnie obejmuje swoje nogi i kładzie policzek na jednym kolanie. Ponownie zaczyna dygotać i kłapie szczęką z zimna. Polewam jej włosy i plecy ciepłą wodą, ale to i tak nic nie daje. Wydaje mi się, że drży jeszcze bardziej niż przed chwilą.
- April… -szepczę i głaszczę jej drobniutkie ciało.
 Zamyka oczy i znowu drży. Odkręcam jeszcze cieplejszą wodę i moczę ją całą. Pulsacyjnie nabiera powietrza i jęczy cichutko. Nalewam na dłoń mój żel do mycia ciała i rozcieram go między palcami. Przykładam do niej dłonie i zaczynam nimi sunąć po całej długości jej chudego ciała. Dokładnie wymywam brud z jej dłoni i przy okazji je lekko masuję. To samo robię ze stopami, uważając na rany jakie na nich są. Gdy jestem pewny, że domyłem wszystko, zabieram się za włosy. Ostrożnie masuję skórę jej głowy wytwarzając pianę. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem wobec nikogo TAK cholernie delikatny.
- Spójrz na mnie. –proszę subtelnie i cieszę się, że wysłuchała mojego polecenia.
Podnosi głowę w moim kierunku, dzięki czemu mogę ją przemyć. Trzymam jej twarz w dłoniach i długo się w nią wpatruję. Wydaje się taka bez życia, smutna… Chciałbym, żeby się uśmiechnęła, ale nawet ja nie potrafię teraz tego zrobić. Jest mi tak straszliwie żal tej dziewczyny. Oczy ma podkrążone, a białka zaczerwienione. Znowu dygocze i mruga kilkakrotnie. Z kącików wypływają jej łzy, a dolna warga drży przeraźliwie szybko. Nabiera rozpaczliwie powietrza w płuca i wydaje ze siebie dźwięk przegranej. Zaczyna cicho łkać, kręcąc głową. Zakrywa sobie dłońmi twarz i odsuwa się ode mnie.
- Hej, nie płacz. April, proszę, nie… -mówię żałośnie i chcę ją zmusić by na mnie ponownie spojrzała, ale wyrywa się, więc nie chcę z nią dłużej walczyć.
Spłukuję z niej pozostałości po szamponie i żelu gorącą wodą, ale ona nadal drży i płacze rozpaczliwie. Zaraz sam się popłaczę jeśli nie przestanie. Zaczyna robić to coraz głośniej. Jestem całkowicie bezradny. Kompletnie nie wiem co mam jej powiedzieć, żeby przestała, ani co zrobić. Przestaję ją oblewać wodą, bo jest już czysta i zniżam się do jej poziomu twarzy.
- April, błagam cię. Co się stało? Powiedz mi. Co mogę dla ciebie zrobić? –pytam i znów głaszczę jej delikatne ciało.
Wciąż płacząc niemiłosiernie głośno, zaczyna się podnosić. Nie jestem pewien co chce zrobić, ale pomagam jej podnieść się z miejsca i wyjść z wanny. Później słyszę najgorszy w możliwych dźwięków na świecie. Jej kolana w głośnym gruchotem uderzają boleśnie na płytki. Przez moje myśli przebiega obawa, że je połamała i aż się krzywię z bólu. Chwilę później jej głowa wisi nad muszlą toalety i wymiotuje. Kucam przy niej i odgarniam mokre od wody włosy. Trzymam je w jednej ręce, a drugą pocieram jej ramię. Znów szarpnięcie żołądka zmusza jej ciało do wypróżnienia. Płacze jeszcze bardziej i krztusi się kilkakrotnie, znów zwracając to co w sobie miała. Czuję potrzebę przytulenia jej bezradnego ciała, co też robię i całuję leciutko jej ramię. April już nie płacze… Ona wyje. Przeraźliwie wyje, tak głośno jak tylko może. Zsuwa się ciężko na płytki i oddycha niespokojnie. Jestem na skraju załamania nerwowego. Wszystko co robi ta dziewczyna daje mi z liścia w ryj. Nigdy nie czułem takiej przeklętej niemocy. Bo taka jest prawda, że nic, ale to kompletnie nic, nie mogę zrobić. Mogę jedynie przy niej być. Chociaż i to wydaje się trochę złym pomysłem, biorąc pod uwagę Briana. Brian. Opieram ją o ścianę i pozwalam dalej płakać i biegnę do pokoju po telefon i wodę. Wracam szybko i trzykrotnie dzwonię do niego, ale i tym razem nie odbiera. April trzepocze z zimna, więc okrywam ją ręcznikiem i zaczynam wycierać ją drugim. Nie mogę już słuchać jej rozpaczy, aż w końcu ulegam i sam zaczynam płakać. To za dużo, nie potrafię tego zatrzymać. Opieram się o wannę i patrzę jak April płacze, dygocząc nad toaletą. Przynajmniej przestała wymiotować. Jestem z tym wszystkim sam i szczerze sobie nie daję rady. Pozwalam jej po prostu egzystować w sposób jaki sobie wybrała. Po jakichś dziesięciu minutach April przestaje płakać, lecz jej oddech nadal jest niespokojny. Klękam przed nią i przystawiam butelkę z wodą do jej ust. Posłusznie ją pije, więc uśmiecham się lekko i głaszcze delikatnie jej wilgotne włosy. Gdy  sądzę, że napiła się już dosyć odstawiam butelkę na podłogę i obejmuję ją ramieniem przyciągając do siebie. Jest taka… ugh, krucha.
- April, co się stało? –pytam setny raz tego wieczoru, ale jedyną odpowiedzią jaką od niej dostaję to dreszcz przechodzący przez jej ciało.
 Przytulam ją do siebie i spoglądam w oczy. Wycieram delikatnie pozostałości po łzach i nie mogąc się w żaden sposób pohamować, całuję ją w czoło. Proszę w duchu, żeby mi coś powiedziała, cokolwiek, nawet zgodziłbym się na ‘spierdalaj’. Nic jednak nie mówi. Powieki odmawiają jej posłuszeństwa a ciało znów robi się wiotkie.
- Chcesz iść spać? –pytam i już mam zamiar z nią stać, ale ponownie przystawia głowę nad muszlę i zwraca całą wodę, którą w nią wcisnąłem.

 Kurwa, już naprawdę nie mam pojęcia co mam robić. Nie będę siedział w tej cholernej łazience do czasu aż zwróci swój żołądek. Znów lekko płacze, ale nie tak rozpaczliwie, jak na początku. Gęsia skórka zdobi jej skórę i nie mogę aż na to patrzeć. Idę do sypialni i szukam jakiejś koszulki, żebym mógł ją ubrać. Mój pierwszy wybór trafia na biały t-shirt, więc wracam do niej ponownie i ubieram ją w niego. Jest taki za duży, ale przynajmniej będzie jej cieplej. Siedzi oparta plecami przy ścianie i oddycha płytko. Czekam cierpliwie siedząc przy niej i głaszcząc wolno jej nogi. Gdyby jej klatka się nie podnosiła uznałbym, że umarła. Patrzę na jej stopy, które wyglądają strasznie. Takie zwyrodnienia i odciski robią się przez noszenie niewygodnych butów. Musi dorabiać sobie jako pieprzona modelka, bo w kawiarni raczej nie mogła sobie zrobić czegoś takiego. W sumie wszystko by pasowało, waga, wzrost i jeszcze te zmęczone stopy. Wzdycham i idę do kuchni po apteczkę. Wyciągam z niej wszystkie plastry jakie mam, gazę i wodę utlenioną. Wracam do łazienki i ostrożnie zaczynam opatrywać palce April. Najpierw odkażam rany wodą utlenioną i później przyklejam na każdy palec plaster, dzięki czemu zakrywam każdą niedoskonałość. Staram się robić to wszystko niesamowicie lekko. Patrzę na twarz dziewczyny, która jest okryta płachtą snu. Wygląda teraz tak niewinnie. Podnoszę ją w podłogi i idę do sypialni. Okej, teraz chwila prawdy… Mam jedno łóżko, do tego śmiertelnie małe, a nas jest dwoje. Nie uśmiecha mi się spanie na podłodze. Gdyby był tu Brian zabiłby mnie na wstępie, że w ogóle myślę o spaniu z nią razem, ale nie mam innego wyboru. Układam ją sobie na klatce piersiowej i gimnastykując się chwilę, kładę się na poduszce. Leży na mnie bezwładnie jedynie oddychając. Nie mam nawet zamiaru przebrać się w coś do spania, żeby nie zaburzyć naszego układu ciał. Okrywam ją kołdrą i przytulam bliżej do swojego ciała. Jest taka malutka i zimna, jak kostka lodu. Zerkam na zegarek w telefonie, który pokazuje mi godzinę piętnaście po trzeciej i przewijam palcem po liście kontaktów, żeby jeszcze raz zadzwonić do Briana. Już mam pod opuszkiem palca jego numer i waham się chwilę, czy zadzwonić. Wzdycham głęboko, patrzę na April i odkładam telefon na szafkę obok. 





_________________________________________



Łooołołołoooo




Wróciłaaaaaaaaam !!! 

Uwaga!

 Jest to dla mnie naaaajważniejszy rozdział, do którego dążyłam z niesamowitą determinacją, podnieceniem i pierdyliardem nieszczęśliwych wypadków po drodze, ACZKOLWIEK W KOŃCU JESSSST! 


SĄ EMOŁSZJONAL MOMENTS SPECJALNIE DLA NIECIERPLIWYCH CZYTACZÓW
JEST TO PIERWORODNY BUDULEC CAŁEJ AKCJI OPOWIADANIA WIĘC RADZĘ SIĘ TEMU PRZYJRZEĆ DOGŁĘBNIE.

+ mogę powiedzieć, że ten rozdział będzie jest trwał. :D

Agnes.

13 sie 2015

Rozdział trzynasty. Harry

Siedzę w tym pieprzonym klubie od paru ładnych godzin i nic szczególnego się nie dzieje. No, może to moja wina, bo słodkie landrynki, które mnie zaczepiają od razu spławiam. Nie wiem co jest ze mną nie tak, ale nie mam na żadną z nich ochoty. Jest już po pierwszej, a ja nawet nie skończyłem trzeciego piwa. Aż czuję się z tym źle, że nie dam zarobić dziś klubowi… 
Cały czas moje myśli wybiegają gdzieś, gdzie definitywnie nie powinny. Głównie myślę o Brianie, a co za tym idzie również o April. Są tacy… szczęśliwi. Może szczególnie tego nie widać jak na przykład u Shreka i Friony czy Wall-ego i Evy. Nie wspominam już o Nikki i Christopherze, bo oni pewnie się jeszcze ruchają, znając życie. Są szczęśliwi na swój sposób. Nie okazują sobie Bóg wie jakich czułości przy wszystkich. Wiem, że to początek ich związku i wcale nie oczekuję, że będą się pieprzyć wzrokiem jak napalone lamy. Prawdę powiedziawszy, nie zniósłbym czegoś takiego. Nawet zwykły dotyk Briana na jej skórze, sprawia, że czuję się nieswojo. To dziwne, ale mam ochotę dotknąć ją w to samo miejsce, żebym to ja był tym ostatnim, który czuje zimno jej ciała. 
Jestem pojebany, jak stąd do Anglii. Szalenie mnie intryguje i mimo, że nigdy nie powiem tego Brianowi żałuję, że ich sobie przedstawiłem. Nieodgadnione emocje zaczynają mną władać, gdy ją do siebie tuli, jak ją całuje i sprawia, że choć na moment na jej twarzy pojawia się uśmiech. Jest słodka, ale bez emocji. Jakby ktoś odciął jej dopływ endorfiny czy coś. 
- Jack! –krzyczę do barmana, a ten pojawia się za chwilę koło mnie. –Masz dychę, stary. Dzisiaj nie jest mój dzień na picie i zabawę. Może innym razem zabaluję bardziej. –mówię i wstaję z krzesła. 
- Trzymam cię za słowo, Harry. Wracaj bezpiecznie. –życzliwie się do mnie uśmiecha i zabiera ode mnie pieniądze. 
Przeciskam się przez tłum, który zrobił się przy wyjściu. Momentalnie uderza we mnie przyjemne letnie powietrze, gdy tylko moja stopa znajduje się na zewnątrz budynku. Nie jest zimno, więc postanawiam wrócić do domu na piechotę. Nadal myślę o wszystkim, co jest równoznaczne z myśleniem o niczym. W połowie drogi zasiadam sobie na ławce przy Central Parku i najzwyczajniej w świecie odpoczywam. Chyba potrzebowałem takiego wieczoru. Pomimo tego całego zmęczenia, użerania się przy silnikach samochodowych, jeżdżenia w tę i z powrotem, tych wszystkich cholernych treningów i ćwiczeń, mogę śmiało powiedzieć, że teraz jest ci całkowicie dobrze. Lepiej by było, gdyby obok siedział Brian i pił ze mną piwo, ale tak też jest dobrze. Nawet nie chce mi się zbytnio spać. Wolę posiedzieć i podumać w ciszy. 
Moje myśli sprowadzają się teraz do postaci mojej siostry. Powinienem do niej kiedyś zadzwonić. Odkąd tutaj jestem rozmawiałem z nią góra dziesięć razy. Niezbyt dobry wynik jak na rodzeństwo. Zastanawiam się jak musi wyglądać teraz jej córeczka. Oczywiście jest piękna, bo dostała idealne geny, ale interesuje mnie jaki ma charakter. Czy jest nieznośną buntowniczką z rogami diabełka, czy może spokojnym i skrytym dzieckiem, które nie przepada za towarzystwem, na przykład jak April.
I znowu ona. Mój mózg czasem płata mi figle. Jakie „czasem”? Robi to non stop i denerwuje mnie to cholernie. Nawet nie wiem dokładnie co ja do niej czuję… Jest dziewczyną mojego najlepszego przyjaciela. Okej, to zakodowałem już na wstępie i ostro tego przestrzegam. Co dalej? Jest cholernie chuda, nigdy nie widziałem, żeby jadła. Tylko raz widziałem ją pijaną i tylko tyle mogę zakwalifikować do kategorii żywienie. Jezu, czy ja myślę właśnie jakimiś pieprzonymi kategoriami?! Okej, nie ważne… 
Jest inna niż wszyscy ludzie jakich znam. Ubiera się nieodpowiednio do warunków pogodowych. Jest trzydzieści stopni w cieniu, a ona ma na sobie bluzki z długimi rękawami i zabudowane po samą kostkę trampki. Uwaga! Czasem narzeka, że jest jej zimno. Wynika to przez jej obrzydliwe wychudzenie. Ale co ja tam będę wnikał…
 Kolejna rzecz – praca. Musiałem sprawdzić czy rzeczywiście pracuje w kawiarni, tak jak mi o tym wspomniała. Czułem się potwornie podle, gdy okazało się, że rzeczywiście mówiła prawdę. Śledzenie jej nie było dobrym pomysłem, bo oberwało mi się przez to od Briana i musiałem kupić maksymalnie słodką kawę za karę. Co więcej, ten kretyn poprosił o dodatkowy cukier i bitą śmietanę na wierzchu, żebym zrzygał się tym okropnym smakiem jeszcze bardziej. Kawa ma być gorzka. Tyle w temacie. Jeszcze do dzisiaj pamiętam jak to wszystko smakowało. Ohydztwo.
 Nie wiem jeszcze gdzie tak często znika. Mam na myśli telefony, które odbiera. Głownie są one wieczorami. Przez chwilę myślałem nawet, że jest… Nie, to głupie, nawet nie powinienem nad czymś takim rozważać. Jestem pewny, że nie robi takich świństw, w szczególności z tego w względu, że umawia się z Brianem. A może nie jest taka święta za jaką się wydaje? Oh, przestań Harry! 
Jestem na siebie zły. A może nie na siebie tylko na nią? Oh, jakie to jest skomplikowane! Przecież nie zrobiła mi nic złego, nie dała powodów, żebym jej nie lubił, może oprócz ciągłego oddalania się ode mnie. Zaraz, chwila, a ją lubię. No i weź tu, kurwa spróbuj nie zwariować. Sam sobie zaprzeczam. Mam dość ciągłego myślenia, powinienem iść spać i obudzić się dopiero w poniedziałek rano, a nie rozmyślać o dziewczynie kumpla. Swoją drogą, ciekawe czy już ją przeleciał? Nie, definitywnie powinienem przestać! Wracam do domu.
Ze wszystkich sił staram się podczas tej drogi do domu myśleć i robić coś co odciągnęłoby moją uwagę od teraźniejszej rzeczywistości. Śpiewam sobie po nosem piosenki, pstrykam palcami i gdzieniegdzie zatrzymuję się na środku ulicy, żeby sobie zatańczyć krótko i iść po tym dalej. Cholernie jestem porąbany. Aż zaczynam się sam z siebie śmiać w pewnym momencie. Gdyby ktoś mi się przyglądał zadzwoniłby do psychiatryka, serio. Jestem już na mojej dzielnicy, trzy kamienice, schody w górę i jestem w mieszkaniu. 
Nieodgadniona siła, jak mniemam nazywa się to przeczucie, każe mi odwrócić się i spojrzeć na drugą stronę ulicy. Na chodniku ktoś leży i kompletnie nie ma zamiaru wstać. Albo może ma, ale nie wykazuje takich możliwości. Moja chłodna na pozór osobowość podpowiada mi, żebym to kompletnie olał, ale pokłady człowieczeństwa, które chowam na czarną godzinę wypływają na zewnątrz i nie mogę się oprzeć, żeby nie zobaczyć kto to jest i czy w ogóle żyje. 
- Przepraszam? –mówię głośno i przechodzę wolno przez jezdnię. Za co ja przepraszam? Boże, to zły pomyśl, jednak nadal tam idę. 
Koścista dłoń unosi się lekko w górę, ale opada tak szybko jak się pojawiła. Okej, przynajmniej mam pewność, że nie mam do czynienia z trupem. Jestem coraz bliżej. To definitywnie kobieta. Porozrzucane ma wszędzie włosy. Ubranie ma brudne, jakby toczyła się tutaj po ziemi od Alaski. Wygląda jakby ktoś ją zużył i nie trafił do kosza, tylko teraz pała się samotnie do brudnym betonie. Podchodzę do niej i lekko obracam w swoją stronę. 
- Kurwa mać. –szepczę przerażony i natychmiast podnoszę bezwładne ciało dziewczyny.
Sadzam ją na ławce i podtrzymuję, żeby się nie przechyliła. Niestety robi to często i niekontrolowanie. Telefon, koniecznie muszę znaleźć swój telefon.

10 sie 2015

Rozdział dwunasty i pół. Nieobowiązkowy. Christopher

Calkowicie nieodpowienie... Prosze placu

Siedzę na ławce przed komisariatem i czekam na Nikki. Miała tu przyjechać z którymś z idiotów, nie jestem pewny z którym, ale jeżeli zaraz tu nie będą pójdę siedzieć jeszcze raz, bo rozpierdolę pół okolicy ze zniecierpliwienia. Zawsze, ale to zawsze się spóźniają. Rozumiem, że to Nowy Jork i pełno tu ludzi, ale po to jest prawo, żeby je złamać, albo przynajmniej uchylić na moment, żeby odebrać przyjaciela z więzienia. Żywy głos Nikki odzywa się z prawej strony i wyskakuje z samochodu Briana. Podrywam się z miejsca i uśmiecham się do niej szeroko, rozwierając ramiona w jej kierunku. Biegnie szczęśliwa i skacze na mnie od razu przywierając do mnie ustami. Kocham ją smakować, kocham w niej wszystko, jest jedyną dziewczyną na ziemi, która mnie uszczęśliwia. Jest taka wspaniała. 
- Christopher, jak ja cię kurwa kocham! – jęczy między pocałunkami i obejmuje mnie jeszcze ciaśniej.
Trzymam ją jedną ręką i idę prosto modląc się, żeby się tylko nie wyjebać. Wplatam dłoń w jej włosy i trzymam mocno. Muszę ją poczuć najbardziej prawdziwie jak to tylko możliwe. Tak cholernie za nią tęskniłem.
¬- Miło cię widzieć stary. –mówi Harry i podaje mi rękę na powitanie. Potrząsam nią krótko nadal całując moją słodką Nikki. – Okej, po prostu wsiądźcie. –dodaje i śmieję się lekko. Otwieram z rozmachem tylnie drzwiczki samochodu i wpadam do niego z dziewczyną, górując nad nią. Nie mogę się od niej oderwać.
- Szybko Harry, bo bardzo mi się chce. –seplenię w stronę Harrego i jest mi niezmiernie trudno coś mówić, bo Nikki jest jak mała przyssawka, która nie chce mnie puścić. 
- Ale co? –pyta.
- Nie wiedziałem mojej dziewczyny trzy cholerne tygodnie, stary. Będę ją teraz pieprzył przez kolejne dwa dni przez chwili wytchnienia. Więc pospiesz się, bo nie chcę zacząć przy tobie w samochodzie kumpla, no proszę cię. –tłumaczę, a dziewczyna zamyka moje usta pocałunkiem. 
Trzymam ją mocno, nieustannie całując. Jej tętnica szyjna bije moje wargi, gdy ją całuję w to miejsce. Jest taka rozpalona, gotowa do tego co za chwilę nastąpi. Gdyby nie obecność Harrego, dawno leżałabym tu goła, jęcząc moje imię. Mój kutas, wyrywa się z bokserek, by w nią wejść. Gryzę jej delikatną skórę na ramieniu, ale nie wydaje z siebie żadnych dźwięków, przez zagryzioną wargę. Całuję podrażnione miejsce i znów przylegam do jej ust. Mruczę cicho, wodząc dłońmi po jej krągłych biodrach i zahaczam palcami o linię jej spodni. Łączy szybko nasze palce razem, żebym nie mógł posunąć się dalej. Daje mi tym samym ostrzeżenie, żebym poczekał. Kurewsko mnie to podnieca, choć myślałem, że nie mogę być jeszcze bardziej podniecony. 
Gdy tylko Harry zatrzymał auto, wypadliśmy z niego jeszcze szybciej niż wpadliśmy. Chwyciłem Nikki w ramiona nie oglądając się za Harrym, nie jestem nawet w stanie powiedzieć czy on cokolwiek do nas mówił. Po prostu moim celem na dzisiaj było dojście do mieszkania Nikki i pieprzenie jej do upadłego. 
Otwarłem drzwi i nie czekając na nic zacząłem ją rozbierać jak tylko przekroczyłem próg drzwi. Wiedziałem, że nie ma ani Barry’ego ani Harry’ego w domu, bo są w pracy, a jeśli nawet by byli to i tak gówno by mnie to obchodziło. Nikki nie pozostała mi dłużna, bo również zaczęła mnie rozbierać. Nasze głośnie sapanie można było usłyszeć w całym domu. Odstawiłem ją pierwszy raz na podłogę i szarpnięciem zerwałem z niej spodnie. Spieszyło mi się cholernie, chciałam jak najszybciej się do niej dobrać. Jedno jednak było przeszkodą. Chciałem, żeby to ona błagała mnie o seks. Tak dawno nie była mi uległą, tak strasznie pragnąłem tego by mnie prosiła, mimo iż to ja jestem bardziej napalony niż ona. Chcę widzieć jej oddanie, chcę, żeby  sprawiła bym był delikatny jak dla księżniczki i brutalny jak dla służebnicy. 
- Nikki… -jęczę w jej usta, stając na środku korytarza. – Na kolana, skarbie. Na kolana… -mamroczę kąsając jej wargi, a ona jak za pstryknięciem palców opada, klęcząc przede mną i patrząc mi w oczy. 
Jest tak posłuszna, oh dzięki Bogu. Rozpina powoli moje jeansy, ale powstrzymuję jej dłonie. Patrzę na nią z góry, trzymając luźno jej dłonie w swoich. 
- Christopher… -szepcze nie wiedząc o co mi chodzi. Wychodzi jej to tak kurewsko erotycznie, że aż muszę przymrużyć oczy z wrażenia. Oddycha głęboko czekając cierpliwie na to co zrobię. Co jej każę zrobić. 
- Tęskniłaś za mną? –pytam i delikatnie przejeżdżam kciukiem po jej rozdygotanej wardze. Chwytam lekko jej podbródek w dwa palce i naprowadzam jej wzrok na moje oczy. 
- Bardzo. –odpowiada niewinnie i sunie dłonią no mojej nodze, zatrzymując się na biodrze. 
- Co bardzo? – chcę ją zniecierpliwić jeszcze bardziej. 
- Bardzo za tobą tęskniłam… -szepcze podniecona i porusza się delikatnie siedząc na swoich łydkach. 
Zagryzam wargę i samodzielnie pozbywam się spodni. Obserwuje każdy mój ruch i pojawia się w jej oczach zawód, że nie mogła zrobić tego sama. Przełyka ślinę, patrząc na wybrzuszenie powstałe pod moimi bokserkami. Chce go dotknąć, ale odsuwam jej rękę na bok. Smutne westchnięcie, ledwo zauważalne zdobi jej ciało, przez które przechodzi drobny dreszczyk. Jest cała moja, mogę zrobić z nią co tylko będzie mi się podobało. Nikt nie zrobi z nią tego, czego ja teraz pragnę. Należy tylko… tylko i wyłącznie do mnie. 
- Połóż się na podłodze skarbie. –rozkazuję subtelnie, a ona wykonuje to natychmiast. 
Kładzie się płasko na puszystym dywanie w holu, przymykając oczy. Staję nad nią w lekkim rozkroku i patrzę na jej idealne ciało. Dopasowana czarna, koronkowa bielizna okrywa najbardziej pożądane przeze mnie części jej ciała, ale jednocześnie wygląda w niej tak niesamowicie seksownie, że nie śni mi się jej zdejmować… Klękam, układając kolana po obu stronach jej bioder i kładę dłonie koło jej głowy. 
- Co byś chciała, żebym ci zrobił? –pytam nonszalancko patrząc na nią z góry. Dotyka dłońmi moich żeber, ale zabieram jej ręce w swoje i kładę je nad jej głową.
Nie chciałem, żeby mi odpowiadała, co też prawdopodobnie wyczuła, bo nawet nie pisnęła. Skanowałem jej ciało od góry do dołu, sprawiając, że moje pożądanie jej było jeszcze silniejsze, niż sekundy temu. Dotykam jej szyi wolną dłonią, a ona w zamian rozpaczliwie wciąga powietrze do płuc. Przesuwam dłonią wzdłuż jej piersi, talii, biodrze, aż wreszcie zatrzymuje ją na jej majtkach. Zatacza biodrami kółko, chcą wprawić moją dłoń w ruch. 
- Nie. –mówię stanowczo, ale nie ostro. Natychmiast się zatrzymuje, mimo, że wcale nie chce. Chce podnieść głowę w górę, żeby mnie pocałować. – Leż. –rozkazuję ponownie, a jej ciało, aż krzyczy z pożądania. Wierci się niespokojnie, podczas gdy ja nawet się nad nią nie ruszam. Doprowadzam ją do szaleństwa, doskonale o tym wiem. I właśnie o to mi chodzi. 
- Christopher… -lamentuje ponownie i czuję jak nogi jej dygoczą. 
Puszczam ją i staję nad nią jeszcze raz. Mógłbym tak patrzeć na ją cały dzień. Ale bardziej od patrzenia chcę ją pieprzyć. Nachylam się nad nią i zsuwam ostrożnie jej bieliznę. Patrzę jej cały czas w oczy… Rzucam jej majtki w bok. Odchylam jej nogi na boki i dotykam ją dwoma palcami. Jej reakcja jest cudowna, w każdym calu doskonała. Momentalnie jęczy, jakbym przynajmniej sprawił, że doszła. Jest rozpalona, wilgotna, taka śliska i ciepła. Wchodzę w nią palcami i ponownie nad nią klęczę, tym razem między jej nogami. Oddycha gwałtownie i przyciąga mnie dłońmi do swoich ust. Nie mogę jej odmówić. Pozwalam by mnie całowała, tylko, że karą jest to, że się w niej nie poruszam. Oddala na moment swoje wargi i wtedy zaczynam poruszać palcami wewnątrz niej. Jęczy lekko i odpuszcza sobie całowanie mnie. Dobry wybór. Jej biodra zaczynają kołysać się w przód i w tył, chcąc dopasować się do rytmu jaki nadałem moim palcom. Zamknęła oczy i zagryzała swoje różowe wargi. Nie  mogłem nacieszysz się widokiem, który był przede mną. Nie mogłem też również czekać w nieskończoność, na to by w nią wejść. Wysuwam z niej palce i reaguje na to z ogromnym rozżaleniem, ale jedynie uciszam ją, kładąc mokre palce na jej ustach. Zsuwam swoją bieliznę i całuję jej wilgotne od niej samej  wargi. 
- Jesteś słodka, cukiereczku. –chwalę ją i jeszcze raz całuję. 
- Christopher, proszę… -szepcze niewiarygodnie cicho i głaszcze mój policzek. 
- Głośniej. –mówię, chociaż wiem co powiedziała.
- Proszę… -powtarza głośniej tak jak ją o to prosiłem i przybliża mnie do siebie. 
- Powiedz, że jestem tym jedynym. –rozkazuję i głaszczę jej włosy, będąc zaledwie kilka centymetrów przed jej wejściem. To aż boli, to ciągłe przeciąganie nieuniknionego, ale wiem, że nagroda będzie zasłużona i doskonała.
- Jesteś jedynym… -mruczy seksownie, podnosząc biodra do góry, przez co ocieramy się o siebie. Drżę pod wpływem jej nagłego ruchu i nie mogę się powstrzymać, żeby do niej nie przylgnąć. Jest tak cholernie mokra. Trę główką mojego penisa o jej łechtaczkę i wypuszczam z siebie krótki jęk. – Tylko ty się liczysz, tylko ciebie kocham, tylko ty sprawiasz, że czuję się tak dobrze. –kontynuuje z trudem nabierając powietrza i muska lekko moje wargi. – Oooh! 
Bez trudu wsuwam się z nią, niezwykle powoli, ale i tak reaguje na to rozpaczliwe głośno. Wypycha klatkę do przodu, dzięki czemu nasze torsy się o siebie ocierają. Wsuwam i wysuwam samą główkę do jej wejścia i wiem że bardzo, ale to bardzo pragnie, żebym znalazł się w niej głębiej. 
Paznokciami drapie lekko moje ramiona, a później kładzie dłonie na mojej głowie. Nie panuje nad tym, za bardzo jest podekscytowana, żeby przejmować się własnymi ruchami. Nabiera mocno powietrza i znów jęczy. Wchodzę w nią głęboko, do samego końca, powstrzymany jedynie przed opór jej zaciskających się mięśni. Długi pomruk, wydobywa się z moich ust, czując, że mimo wszystko jest idealnie ciasna. Wycofałem się całkowicie, wypadając z jej gorącego wnętrza. Rozczarowana, wędruje dłonią w miejsce łączenia się naszych ciał, ale na powrót w nią wchodzę z ogromnym impetem. Otacza mnie swoją wilgocią, dzięki czemu czuje jak moja podrażniona żołądź pulsuje w niej systematycznie.
Wycofuję się i ponownie bardzo mocno wchodzę w nią, wywołując przedłużony jęk. Pozwalam jej zarzucić luźno ramiona na moje barki. Po kilku chwilach odnajdujemy nasz wspólny rytm. Charakterystyczny dźwięk wytwarza się gdy uderzamy o siebie. Przyspieszam. Nikki wybija się przez to z ciągu, ale wcale mi to nie przeszkadza. Wkładam rękę pod jej kształtny tyłek i dociskam do siebie, przez co ruchy jej bioder są krótsze, za to impulsywniejsze. Poczułem, że nie opóźnię swojego nadchodzącego orgazmu, nie było siły, żebym mógł jakoś to zatrzymać. Podniecenie narastało z każdą sekundą, kiedy w nią wchodziłem. Jej nogi drżą przeraźliwie i krzyczy głośno, odchylając głowę w tył. Krótkie pulsacyjne ruchy bioder, wprawiają moje ciało w obłęd. Nawet nie wiem kiedy jej nogi wierzgają się, ocierając o moje uda, aż w końcu rozchyla je maksymalnie i jęczy. Jęczy długo i dosadnie przeciągając litery mojego imienia. Sapie i wydaje z siebie dźwięk jakby miała się rozpłakać. Już nie rejestruję tego co się dzieje. Wylewam w nią moje spełnienie. Przyciskam się do niej jeszcze mocniej i znów czuję jak mój penis drży w jej ciepłym wnętrzu. Patrzę na nią z góry. Ma rozchylane usta i zamknięte oczy. Zaplatam nasze dłonie razem i bardzo powoli i subtelnie wychodzę z niej. Sapie cicho, czując mój brak. Całuje mnie delikatnie i uroczo. 
- Tęskniłem za tobą. –przyznaję i kładę się na boku, patrząc na jej ciało i bawiąc się końcówkami jej włosów. 
- Ja za tobą bardziej… -szepcze nadal łapiąc zachłannie powietrze. 
- Moja tęsknota przekładała się w pożądanie, które nie łatwo będzie ujarzmić. 
- Chyba podejmę się wyzwania. –uśmiecha się niewinnie i siada ma moim brzuchu. – Gotowy na mały rewanż? –patrzy na mnie zawadiacko i nachyla się, żeby złożyć szybkiego całusa na moim nosie.
- Dla ciebie, zawsze…

9 sie 2015

Rozdział dwunasty. Harry

Tak jak z Brianem przeczuwaliśmy Christopher poszedł siedzieć za napaść i pobicie przy okazji musiał wybulić dwa tysiące dolarów na odszkodowanie. To i tak cud, że tylko tyle! Właśnie po niego jadę, po trzech tygodniach odsiadki i muszę przyznać, że nawet ja jestem lekko podekscytowany, żeby go z powrotem zobaczyć. Nie mówię tu o Nikki, która rozpływa się z podniecania na fotelu obok.
Trudno było robić próby i uczyć się tańczyć bez niego, ale jakoś dawaliśmy radę i od poniedziałku zaczynamy ostro harować. Przynajmniej niektórzy z nas. Przyznam, że jakoś nie bardzo umiałem… funkcjonować. Upał ograniczał moją energię, plus wyjątkowo skryta i nikomu nie zawadzająca osóbka, przyglądała się naszym poczynaniom. Siedziała sobie zawsze w cieniu, czytając książki i co chwilę zerkała w kierunku grupy. April.
Można powiedzieć, że jest już do nas przywiązana, w sensie takim, że Brian ją do siebie przywiązał i lata z nią na nasze treningi. Nigdy nie mieliśmy gapiów, a ta dziewczyna stała się każdorazowym podglądaczem. Brian jest w siódmym niebie rzecz jasna, mi też to jakoś specjalnie nie przeszkadza. Jedyną zwadą w całej tej sytuacji jest jej wszechogarniająca cisza. Odzywa się tylko do Briana, kiedy podbiera do niej, żeby ją pocałować czy chce po prostu przy niej odpocząć. Miliardy razy próbowałem zagadać, ale ona stawała się natychmiast speszona i nie odzywała się do mnie. Czasem tylko odpowie na moje pytania o samopoczucie, ale zawsze słyszę to samo. Chciałem również iść z nią na kawę albo obiad, zaznaczając oczywiście, że byłby to czysto koleżeńskie spotkanie, ale i tak od słowa do słowa się z tego wyplątywała, mówiąc, że to nie byłoby w porządku wobec Briana, jej samej i mnie. Cokolwiek miało by to znaczyć.
Przez to jej postać intryguje mnie jeszcze bardziej. Dodatkowo dość często znika niespodziewanie. Jest z nami i nagle odbiera jeden telefon, po czym jak poparzona ucieka. Te sekretne spotkania też są niepokojące. I gdy pytam się Briana do kogo idzie, odpowiada zawsze, że nie wie. Albo rzeczywiście mu nie mówi, albo Brian sprytnie to maskuje w sposób, który nawet ja nie dostrzegam.
Ogólnie to od czasu kiedy ją poznaliśmy, to dużo się pozmieniało. Mam mniejszy kontakt ze znajomymi, a w szczególności z Brianem, czego coraz bardziej mi brakuje. Kelly, przez tego Erica, też nie widuję zbyt często co również mnie denerwuje. Każdy żyje własnym życiem, którego jestem tylko małą częścią, która sobie jest, ale nie jest koniecznie użyteczna. Skłamałbym, gdybym powiedział, że w ogóle się na spotykamy, ale jest to o wiele rzadziej niż zwykle.
Chciałbym żeby było jak dawniej, a z drugiej strony chcę się zagłębić w to co nadejdzie. To takie sprzeczne…
- Harry! Harry, do cholery, chodźże już! –krzyczy Nikki, gdy jeszcze dobrze nie zaparkowałem i wypada z samochodu Briana, który musiałem pożyczyć.
- Nikki, jeszcze nie zgasiłem silnika, a ty już wyskakujesz! Chcesz, żeby mnie Brian zabił czy jak?! –drę się w jej stronę, ale już tego nie słyszy, bo biegnie w stronę Christophera i rzuca mu się na szyję. Zaplata nogi wokół jego bioder i gdy ma pewność, że się nie przewróci zaczyna go całować i ściskać, najbardziej pożądliwie jak to tylko możliwe. Wysiadam z auta i opieram się o drzwi czekając aż skończą. Uśmiecham się mimowolnie widząc jej cholerną radość i aż kręcę głową na jej zachowanie.
- Christopher, jak ja cię kurwa kocham! –jęczy w jego usta, gdy chłopak zaczyna iść w moim kierunku.
- Miło cię widzieć stary. –mówię i podaję mu rękę na powitanie. Potrząsa nią, ale nawet nie śni mu się oderwać ust od dziewczyny. – Okej, po prostu wsiądźcie. –śmieję się na głos i zasiadam za kierownicą. Para niemal wpada na tylnie siedzenia i obściskują się na wszelkie możliwe sposoby, na skórzanej tapicerce auta.
- Szybko Harry, bo bardzo mi się chce. –sepleni Christopher próbując wyrwać choć skrawek ust od Nikki, żeby móc przemówić.
- Ale co? –pytam i wyjeżdżam na główną ulicę.
- Nie wiedziałem mojej dziewczyny trzy cholerne tygodnie, stary. Będę ją teraz pieprzył przez kolejne dwa dni przez chwili wytchnienia. Więc pospiesz się, bo nie chcę zacząć przy tobie w samochodzie kumpla, no proszę cię. –ostatnie słowa, były dziwnie zdeformowane, ale jak mniemam Nikki się do niego na powrót dopadła, więc jakoś się nie dziwie.
Jechałem możliwie szybko i gdy tylko podjechałem pod dom Nikki, ta dwójka niesamowicie dziwnym i magicznym wręcz sposobem znalazła się na zewnątrz. Patrzę przez uchylone okno, czy trafili do środka i kiwam jedynie głową, wciąż się z nich śmiejąc i jadę oddać Brianowi samochód. Odstawiam go bezpiecznie do garażu i postanawiam jeszcze na chwilę wejść na górę.
- Cześć mój drugi synu! –wita mnie wesoło matka Briana, Carola i ściska lekko. – Jak się czujesz?
- Całkiem nieźle. W pracy małe zamieszanie, trening trochę uporczywy, ale poza tym jest dobrze. A u pani? –pytam grzecznie i uśmiecham się do niej. Zawsze jest taka pełna życia.
- Też dobrze. Właśnie się pakuję, bo znowu wyjeżdżamy z Peterem na miesiąc. Czasami mam wrażenie, że Brian mieszka tu sam, a my tylko wpadamy w odwiedziny od czasu do czasu. –macha rękami i idzie korytarzem w jeszcze nieokreślonym mi kierunku.
- Na pewno nie narzeka. –śmieję się cicho i idę za nią.
- Wiem, wiem, Harry. Napijesz się czegoś? –czyli kuchnia. Kobiety ciągle chodzą do kuchni, łatwo się było domyśleć gdzie zmierza.
- Nie, dziękuję. Wpadłem tylko na chwilę do Briana, oddać mu samochód, bo odbierałem Chrisa i chciałem chwilę pogadać.
- Brian pojechał gdzieś z ojcem. Nawet nie wiem gdzie. Mówili, że przyjadą dopiero jutro. Nie mam pojęcia o co im chodzi, no ale niech będzie. –wzrusza ramionami i bierze do rąk parujący kubek kawy.
- Co? Nic mi o czymś takim nie mówił…
- Mi też, chłopcze… W dodatku nie da się do nich dodzwonić. Ale co ja się tam będę przejmować… -prycha i rozsiada się na kanapie. Mama Briana jest nastolatką w ciele czterdziesto kilkulatki. Jakbym zapytał się czy pójdzie ze mną do klubu to by się zgodziła. Skarb nie matka. SKARB. Można z nią o wszystkim porozmawiać, pośmiać się i zapalić fajkę jeśli zajdzie taka potrzeba. Polubiła mnie od chwili, kiedy pierwszy raz przekroczyłem próg tego domu. Chociaż z mamą kumpla mam dobre relacje, bo z moją mieszkającą za oceanem niestety takich nie mam.
- W takim razie ja się będę zbierał. Zabieram motor i spadam. –mówię i przytulam się do niej na pożegnanie. – Jakby się ten dureń do czegoś przyczepił, to proszę mu powiedzieć, że to nie była moja wina, okej?
- Pewnie skarbie. Wiesz, ze jestem po twojej stronie. –puszcza mi oczko i wlepia wzrok w telewizor, podjadając chipsy leżące na stoliku. No, anioł przecież.

Wsiadam na motor i jadę do siebie. Zostałem dziś sam… czyli zostaje mi Belleville. Innej opcji nie widzę.


____________________________


Dajcie mi życie Briana... Albo może nie? Sama nie wiem, bo teraz jest takie fajne, ale pewnie zrobię coś takiego, że rany boskie. 


Następny rozdział będzie odnośnie tego co Christopher zrobi Nikki, na specjalne życzenie niewyżytej lamy do której dzisiaj jadę (khsfkshdkjdljlka*O*) 

Kolejny to największy monolog jak w życiu udało mi się napisać. (tsaa...) 

Nie wiem co chce jeszcze napisać soł. Do następnego <3 

Agnes.

6 sie 2015

Rozdział jedenasty. Harry

- Nikki! –krzyczy przeraźliwie Brian i wpada na mnie dokładnie wtedy, gdy wchodzę na parter.
- Brian, spokojnie. Co się stało? –pytam, ale mi nie odpowiada tylko pędzi dalej. Jest roztrzęsiony, blady i ledwo co funkcjonuje. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem go w takim stanie.
- Co się stało? –pyta mnie cicho April i delikatnie obejmuje moje ramię dłońmi. Znowu  chłód jej ciała obezwładnia mnie na moment.
- Jeszcze nie wiem. –patrzę na nią i widać, że jest zaniepokojona podobnie jak Brian. Ten znowu koło nas przemyka i łapie Nikki od tyłu, przekręcając ją o wiele za szybko w swoją stronę.
- Nikki, jesteś! –krzyczy i dyszy głośno.
- O właśnie, dobrze, że cię widzę… Nie wiesz gdzie jest Christopher? Szukam go od godziny i nigdzie… -Brian zatyka usta Nikki dłonią, przełyka głośno ślinę, po czym bierze pożądany oddech.
- Jest w szpitalu. Spowodował wypadek samochodowy. – oczy Nikki rozszerzają się niewiarygodnie i musi przytrzymać się Briana, żeby nie upaść. April, przykłada dłoń do twarzy i zaczyna się cofać, kręcąc głową z niedowierzania. Powstrzymuje ją ściana, a gdy czuje, że się z nią styka, osuwa się po niej i patrzy z niepokojem na Briana.
- April, hej, skarbie. –podbiega do niej i podnosi z powrotem do pionu. – Nic mu się nie stało, musiał jechać na prześwietlenie. To tylko kilka draśnięć, nikomu nic się nie stało, przysięgam. –mówi, ale i tak w jej oczach pojawiają się łzy. Tuli ją do siebie i całuje w czubek głowy. Nikki jest w szoku. Loren stara ją jakoś pocieszyć, mówiąc do niej i głaszcząc ramiona, ale ona jakby w ogóle nie kontaktowała ze światem. A ja stoję jak ten ostatni idiota pośrodku nich wszystkich i przyglądam się to na jedno to na drugie.
- Muszę natychmiast do niego jechać. – szepcze Nikki i odsuwa od siebie przyjaciółkę. – Brian… -lamentuje na co ten odwraca się do niej i patrzy z troską.
- Już. – obdarowuje April czułym pocałunkiem i spogląda w moją stronę. –Harry zawieziesz Nikki? Nie może jechać sama w takim stanie…
- Piłem Brian. Nie wsiądę za kółko.
- Ja muszę zawieść April do domu, to nie jest najlepszy pomysł, żeby tutaj była…
- Rozumiem, ale nic na to nie poradzę. Mogę z nią jeszcze zostać jeśli chcesz… -proponuję i mam wielką nadzieję, że się zgodzi. Jakoś dziwnie pragnę jej towarzystwa, mimo, że się ode mnie oddala i nie chce zbytnio rozmawiać.
- Czynię cię panem mojego domu, stary. Masz zadbać o to, żeby to się nie rozniosło i pilnować ludzi, żeby nie rozjebali mi niczego. Znajdź Matthew i wsadź go z Nikki do taksówki. Niedługo wrócę. –nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Ale prośba kumpla jest ważniejsza od wszystkiego. Porywa dłoń April i wyprowadza ją z zatłoczonego pomieszczenia. Powraca moja złość i mam ochotę kogoś pobić albo zbić wszystkie te jego przeklęte wazony, które stoją na komodzie. Nawet się nie odwrócili, by na nas spojrzeć. Jakby moje ciało mogło krzyczeć, to słyszeli by to wszyscy w Nowym Jorku. Wypuszczam nerwowo powietrze i chcę jakoś się opanować mimo, że słyszę w uszach dudnienie krwi.
- Nikki… -mówię do niej i wyciągam dłoń w jej kierunku. –Chodź, pojedziesz do Chrisa. –łapie moją rękę i idzie za mną posłusznie szukać Matthew. Jest bliska płaczu. Ja w takim razie muszę być śmiertelnie opanowany, żeby nad wszystkim nadążyć. Będzie dobrze –powtarzam sobie w duchu i dzwonię po taksówkę.
***
Jakimś cudem, wszystko udało mi się wykonać bez zbędnych szkód. Nikki i Matt pojechali do szpitala. Christopherowi nic się nie stało i na szczęście dwóm innym osobą, z którymi się ten idiota zderzył, też nie. Dotrzymywałem każdemu towarzystwa, ale jakoś nie miałem ochoty wznosić toastów, czy bawić się tak jak zwykle to robię. Dopilnowałem wszystkiego, jakby to był mój własny dom i nawet przepłoszyłem jakichś ludzi z sypialni Briana czego normalnie bym nigdy nie zrobił, bo dorzuciłbym im jeszcze piwa i doradził zrzyganie się na puszysty, brązowy dywan, żeby miał co do sprzątania i żeby się wkurwił. Ale ten wieczór spowodował, że jakoś nie mogłem tego zrobić, ponieważ… właściwie to nie wiem dokładnie dlaczego? Może przez to, że nie chciałem, żeby się dodatkowo denerwował? Może ze względu na to, że mnie zwyczajnie o to porosił? Nie wiem… Wiem jednak, że troska jaką wszystkim zapewnia jest najlepszą i najbardziej przydatną cechą osobowościową tego człowieka. W sposób, jaki patrzy na April, jak bardzo chciał ją ochronić, przed całym tym zamieszaniem jest godny podziwu. Musi mu cholernie na niej zależeć i to widać gołym okiem.
Gdy przyjechał z powrotem wydawał się dużo spokojniejszy. Nadal był lekko rozdrażniony, ale było z nim już o wiele lepiej. Przekazał mi wszystkie informacje odnoście incydentu Christophera. Podobno kogoś pobił, bo nie chcieli mu sprzedać towaru i wkurwiony wsiadł w samochód jadąc tu z powrotem. Chyba nie patrzył na tarczę prędkościomierza, ani na jezdnię, którą jechał, bo zderzył się z samochodem znad przeciwka. Mniej byśmy mieli problemów, gdyby ten dureń nie pił, ale Brian jak to on, już zaczyna załatwiać formalności. Nie obędzie się bez odszkodowania i jakiejś odsiadki w więzieniu, ale na pewno będzie to wszystko łagodniejsze, jeśli Brian będzie miał to wszystko na oku.
- Dziękuję, że wszystkiego dopilnowałeś –mówi i opada ciężko na kanapę i przechyla kubek wypełniony colą, żeby się napić.
- Nie ma sprawy –siadam obok i czuje się dziwnie niezręcznie, bo mam ochotę go zapytać o April. Dlaczego tak mocno na to wszystko zareagowała? Przecież nawet nie zna Christophera, a zmartwiła się tak strasznie jakby przynajmniej umarł na jej oczach. – Wszystko… hm, gra? –pytam i mam nadzieję, że od słowa do słowa sam zejdzie na tory swojej dziewczyny.
- Teraz już tak. Jestem tylko cholernie tym wszystkim zmęczony Harry. –przeciera sobie dłonią twarz i odchyla głowę na oparcie sofy. – Zbyt wiele rzeczy się dzisiaj stało. Jedyne na co mam ochotę to, żeby iść spać.
- Wcale ci się nie dziwię. Cały czas byłeś w podróży. – biorę łyk piwa i wzdycham powtarzając jego pozę. –Myślisz, że jakoś się z tego wyplącze?
- W najlepszym wypadku dostanie dwa tygodnie i w zależności od nastawienia poszkodowanych trochę wybuli, ale będzie dobrze.
- Ah ten Christopher… -dumam i przytulam do siebie ciało Cindy, która właśnie obok nas przechodziła. – Cześć, młoda. Jeszcze cię dzisiaj tu nie widziałem –uśmiecham się do niej nonszalancko i ściskam mocniej. Chichocze lekko i przeczesuje na siłę moje włosy w tył.
- Witaj Brytyjczyku, który wszystkich onieśmiela. –gryzie mnie w nos i rozsiada się na mnie wygodniej.
- Nie wydajesz się być onieśmielona. –przyznaję i gilgoczę jej żebra, ale na tyle lekko, że może to wytrzymać i nie musi mnie bić.
- Zaczynam się przyzwyczajać.
- Dopiero po trzech latach… Cóż to i tak dobry wynik.

- Ej, nie moja wina, że jesteś taki… no. –wywija śmiesznie wargę i tuli się w moją szyję, mamrocze w nią coś niewyraźnie i wstaje. Odwraca się jakby sztucznie obrażona i Shrek momentalnie porywa ją do tańca. Uwielbiam ich wszystkich. Mam nadzieję, że do mojego grona ukochanych ludzi trafi również dziewczyna mojego kumpla. Obym tylko nikogo przez to nie stracił. 


________________________________



GWIAZDKI ! *_*
Resztę zostawiam wam do spostrzeżenia XD

Agnes.

2 sie 2015

Rozdział dziesiąty. Harry

Z bladym uśmiechem podchodzę od niej i wyciągam ku niej dłoń. Patrzy na nią kilka sekund i dotyka jej niepewnie zimnymi palcami. Podchodzę jeszcze bliżej i okręcam ją wolno w prawo. Robi to z gracją i  skupieniem. Drugą dłoń kładę jej w połowie pleców i przyciągam ją do swojego ciała niezmiernie wolno, jakbym bał się, że mnie odtrąci.
- Masz bardzo zimne dłonie… -szepczę wpatrując się w jej oczy.
- Mam problemy z krążeniem krwi. –odpowiada i zaczynam się lekko kołysać trzymając ją w ramionach. – To nic poważnego. –dopowiada cicho.
- Opowiedz mi coś o sobie. –proszę i robię kolejny obrót.
- Nie mam ciekawego życia. Pracuję w kawiarni trzy razy w tygodniu, opiekuję się mamą, a wolnym czasie sypiam. –mówi krótko. Śmieję się lekko na jej wyznanie, ale za moment poważnieję.
- Co z twoimi rodzicami? –przełyka głośno ślinę i odwraca ode mnie wzrok.
- Bardzo się kochali… W moje jedenaste urodziny, jechaliśmy do dziadków. Tata po drodze zatrzymał się w sklepie i powiedział, że mogę wybrać sobie co tylko chcę. Kupił mi ogromnego misia, który był większy ode mnie, a sam wybrał, tą złotą bransoletkę. –pokazuje mi delikatny łańcuszek z poziomym krzyżem na środku, który spoczywa na jej prawej ręce. –Nie chciałam go, wolałam misia, ale pod namową matki nałożyłam go i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Zaczęło przeraźliwie padać. Całą drogę tuliłam się do nowego nabytku. Tata wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Siła uderzenia była ogromna, ale uratował mnie miś. Zaczęłam krzyczeć, gdy rodzice nie odpowiadali na moje pytania. Wyszłam z samochodu i otworzyłam drzwi pasażera, gdzie była mama. Wszędzie była krew i ich bezwładne ciała leżące na fotelach. Zabrałam telefon mamy i zadzwoniłam do babci, która była na miejscu wraz z dziadkiem za jakieś pięć minut. Nie pamiętam później co się stało. Światła karetek, policji i ludzie podający mnie z rąk do rąk, coraz to innym osobom. Płakałam to długo, że nie pamiętam momentu, w którym przestałam. Obudziłam się w szpitalu, gdzie siedział koło mnie zapłakany dziadek. Spytałam się go cicho, dlaczego płacze, ale mi nie odpowiedział. Mój ojciec zginął na miejscu. Mamie amputowali lewą nogę i teraz porusza się na wózku. Miałam mieć siostrę, bo mama była w siódmym miesiącu ciąży, ale dziecko umarło w jej łonie. Została księgową i głównie pracuje w domu. Ot taka historia moich rodziców. –dopowiada smętnie, a mnie aż ściska w żołądku.
- Przepraszam. –szepczę cicho i połykam gulę, która zrobiła się w moim gardle. – Nie powinienem pytać.
- To ja nie powinnam mówić. – również szepcze i odsuwa się ode mnie. – Zmieńmy temat –proponuje i odwraca się do mnie tyłem. Nie wiem co mam powiedzieć, ani co mogę zrobić. Ale mi jej okropnie żal. Wzdycham głęboko chcąc, wymyśleć jakiś nowy temat rozmów, ale nic nie przychodzi mi aktualnie do głowy. Nie jestem dobry w gadaniu, jedyną pozytywną rzeczą jaką w życiu robię to taniec.
Przenoszę dłonią wszystkie jej włosy na jedno ramię i sunę palcami po jej szyi. Jest taka delikatna i pachnie słodko perfumami. Nachylam się lekko i wypuszczam na jej skórę więzione powietrze.
- Co robisz? –pyta zdezorientowana i chce się odsunąć, ale łapię ją za biodra i przysuwam do siebie maksymalnie blisko. Opiera się na mojej klatce i wzdycha szybko, przez mój śmiały ruch. – Harry… -skarży się i kładzie dłonie na moich z zamiarem ich zepchnięcia. Nie udaje jej się to, jestem zbyt uporczywy, więc kapituluje.
- Chcę z tobą zatańczyć… -mruczę cicho w jej ucho i czuję jak delikatnie dygocze. Milczy, więc uznaję to za zgodę. Zsuwam buty i kopię je na bok, żeby mi nie przeszkadzały. –Zdejmij buty, będzie nam wygodniej.
- Nie. –odpowiada mi natychmiast i wlepia wzrok na swoje trampki.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę.
- W porządku, ale lepiej jest tańczyć boso. –tłumaczę nadal niewiarygodnie subtelnie i wodzę jedną dłonią po jej talii.
- Myślę, że się obejdzie. –mamrocze pod nosem.
- Dobrze. Spójrz w lustro. –przesuwam jej policzek palcem w skazanym kierunku i sunę nim później po jej szyi. –Patrz na siebie. Cały czas. I staraj się wykonywać moje polecenia. – kiwa jedynie potwierdzająco głową, na co się uśmiecham. – Rozstaw szerzej nogi. –trącam ją stopą w but i wykonuje moją prośbę. – Zegnij lekko kolana. –ociera się o mnie delikatnie i czując to odsuwa się natychmiast. – Spokojnie, nie uciekaj –staram się ją zrelaksować i na powrót ją do siebie przysuwam. – Taniec to nic innego jak emocje. Nie musisz znać kroków, nie musisz nad nim pracować. Jedyne co musisz to czuć. –szepczę jej do ucha te słowa, wodząc dłońmi po jej rękach, tworząc tym samym na jej skórze gęsią skórkę.
- Dla mnie taniec to talent albo ciężka praca. –mówi i odwraca się w moją stronę.
- Wcale nie. Taniec jest przyjemnością… -okręcam ją dwukrotnie i łapię w talii po czym odchylam ją lekko w tył i podnoszę ją, trzymając za szyję. – Tylko trzeba się wczuć w muzykę. Ty musisz być muzyką.
- Niewykonalne. –uśmiecha się blado i nie wie co ma zrobić z rękami. Układam jedną jej dłoń na moim ramieniu, a drugą na karku. Sam trzymam dłonie na jej talii i szyi. Wodzę nimi delikatnie po jej ciele. Pocieram kciukiem jej policzek. Jest taka słodka. Niesamowicie subtelna i krucha. Patrzę jej długo w oczy i wcale nie mam zamiaru przestawać. Ona chyba też nie, bo nie odwraca wzroku. Chcę dowiedzieć się od niej czegoś więcej. To jest jak czytanie nowej książki. Gdy wydaje ci się interesująca nie chcesz jej nawet odłożyć na chwilę. Koniecznie musisz dowiedzieć się czegoś więcej. Odkryć każdą z tajemnic i rozstrzygnąć każdy problem. Taka właśnie jest April.
- Ile masz lat? –pytam nim mogę pomyśleć nad czymkolwiek.
- Dwadzieścia. –okręcam ją znów i zmuszam, żeby zakołysała biodrami razem ze mną.
- Najwyższy czas uciec… -proponuję i obdarowuję ją uśmiechem.
- Nigdzie się nie wybieram.
- Z jednej strony to i lepiej.
- Dlaczego? –pyta, ale ignoruję jej pytanie, zadając kolejne od siebie.
- Ile masz wzrostu?
- Sto siedemdziesiąt cztery.
- Przy wadze…?
- Czterdzieści dziewięć. Dlaczego cię to tak interesuje? –marszy lekko brwi i mam ochotę wygładzić tę zmarszczę kciukiem.
- Jesteś za chuda. Powinnaś ważyć dziesięć kilogramów więcej. Wyglądałabyś dużo atrakcyjniej, zdrowiej, czułabyś się lepiej… Odchudzasz się? Jesteś modelką czy co?
- Przepraszam, ale to chyba nie twój interes jak wyglądam, jak się czuję i kim jestem. –mówi smętnie i zabiera ode mnie dłonie, kładąc je na moich rękach i odpycha je od siebie. Wzdycham i opuszczam barki na dół.
- Jesteś cholernie skryta i milcząca. –stwierdzam i wparuję się w nią intensywnie, jakbym chciał, żeby złamała się pod moim spojrzeniem.
- Bo milczenie to przyjaciel, który nigdy nie zdradza. A ja nie chcę ci zdradzać niczego więcej. –dłonie zaczynają jej lekko dygotać, ale wyraz twarzy ma ten sam. Kamienny, jakby bez emocji.
- April, jesteś dziewczyną mojego najlepszego kumpla, wiem o nim wszystko i chcę wiedzieć również wiele o tobie. Po prostu chcę nawiązać między nami jakąś relację, zaprzyjaźnić się. Nie musisz się mnie wstydzić. –wyciągam do niej dłoń, ale robi krok do tyłu, zakładając ręce na piersiach.
- Nie. –mówi, a ja czuję się jakby mi ktoś przykopał w ryj. Do czego jest to „nie”? Powiedziałem tak wiele, a ona to odtrąciła. Dlaczego? I znów nastała we mnie ta niezrozumiała złość…
- Harry, Brian wszędzie cię szuka! –od sali wpada Loren i to na niej skupiamy swój wzrok.
- Co się stało? –pytam o wiele agresywniej niż mógłbym sobie to w ogóle wyobrazić, przez to dziewczyna robi zaskoczoną minę.
- Chce cię widzieć. Jest problem… -szepcze zdezorientowana, a ja posyłam April spojrzenie, na co kiwa lekko głową. Wciągam na siebie buty i koszulkę i wybiegamy z pomieszczenia w poszukiwaniu Briana.


_______________________________



Nie jeden, ale trzy. do wyboru do koloru! Zdania klucze... miłej zabawy :D

Ja wiem, że powinnam już zdradzić co ten Chris zrobił, ale dla niektórych osób można go zabić, więc nie jest to takie istotne pfff...

I tak wiem, że ta historia była typowo fanfikszonerska, jak wszędzie, ale w dużej, a właściwie z znacznej mierze, ma ona związek z tym co robi April, po co, dlaczego i kim wgle ona jest...
Więc ogólnie jest jest to może takie typowe.

Nie przedłużając
Do następnego <3

Agnes.