25 sie 2015

Rozdział czternasty. Harry

Moje serce bije jak popieprzone. Nigdy w życiu nie znalazłem się w takiej sytuacji, kompletnie nie wiem co mam zrobić.
- Rany boskie. –szepczę sam do siebie i wzdycham nerwowo.
Natychmiast dzwonię do Briana. Od razu włącza się poczta głosowa. Przeklinam w duchu i dzwonię kolejny raz. Nadal nic. Nie daję za wygraną i wybieram jego numer ponownie, ale kolejny raz słyszę jedynie głuchy dźwięk pikania.
- Kurwa! – krzyczę głośno i obejmuję bladą twarzy dziewczyny. – April, April do cholery coś ty zrobiła?! –pytam i choć wiem, że mi nie odpowie, oczekuję tego od niej. – Ktoś ci coś zrobił? –kręci głową i zamyka oczy, spuszczając górę ciężko w dół. Unoszę ją i zmuszam by na mnie spojrzała. – Odwiozę cię do domu, mów, gdzie mieszkasz?
- Um… n-nie. –mamrocze, a jej ciało leci w lewą stronę. Klękam przed nią i trzymam kurczowo ramiona, żeby ją unieruchomić.
- April do cholery jasnej. –dłonie mi zaczynają drżeć. Nie mam pojęcia, co mam z nią zrobić, pierwszy raz widzę kobietę w tym stanie. – Zamówię taksówkę, pojedziesz do domu, tylko mi powiedz gdzie mieszkasz. –proszę i zgarniam jej włosy z twarzy.
Odór alkoholu wypływa z jej sinych ust. Dłonie ma fioletowe z zimna, a całe ciało odmawia posłuszeństwa. Pokryta jest brudem, liście ma we włosach. Wygląda jak ofiara gwałtu, albo bezdomna, którą można spotkać na każdym kroku w Nowym Jorku. Nie odpowiada mi, więc potrząsam nią lekko. Nie daje mi to nic. Rozglądam się na boki szukając ratunku u kogokolwiek, ale nikogo nie ma. Nie mam wyboru. Przecież nie zostawię jej pijanej na ławce w środku nocy w tym ogromnym mieście. Musze ją zabrać do siebie.
- April, na Boga powiedz coś… -mówię zrozpaczonym głosem i znów nią potrząsam.
- Ymmyh… -to jedyne co z siebie wydusza.
Czuję, jakbym miał się zaraz popłakać… Biorę ją na ręce, a ona zachowuje się jak kukiełka w teatrze. Poddaje się całkowicie i bezwładnie opada na mój tors i ramiona. Kurwa mać, to jest jakiś pierzony żart. Podrzucam ją delikatnie, żeby ułożyła się stabilniej i gdy jako tylko ją trzymam idę szybko w stronę kamienicy. Wbiegam po schodkach i ciągnę za klamkę od drzwi. I oto nadszedł ten feralny dzień, w którym zamknąłem mieszkanie na klucz z własnej nieprzymuszonej woli. Oczywiście los mnie pokarał natychmiastowo. Dlatego nigdy ich nie zamykam, ale i tak nikt tego nie rozumie. Ugh!
-April muszę cię postawić. Stój przez chwilę, ok? –mówię w stronę dziewczyny na co kiwa głową i stawiam ją przy ścianie. Gdy tylko moje dłonie tracą z nią kontakt, osuwa się na ziemię. – Okej, czyli nie będziesz stać, świetnie. –mamroczę sam do siebie i gimnastykuje się z zamkiem do drzwi, przy okazji musząc ją podtrzymywać. Otwieram je w końcu przy pomocy buta i momentalnie wpadam do mieszkania. April jęczy lekko, mruczy coś niewyraźnie i bezwładnie leci w dół na podłogę. Nie zdołałem jej niestety złapać, więc upadła ciężko na ziemię. – Dobry Jezu. –łapię się za włosy i czuję łzy cisnące się do oczu. Co mam zrobić? Jak, ja mam kurwa… Kelly!
Wypadam w mieszkania i z całych sił walę w drzwi sąsiadki. Zaczynam krzyczeć wołając jej imię i tłukąc się nieustannie w drewno. Ciągnę za klamkę i czekam chwilę w oczekiwaniu. Nie ma jej. Kurwa, nie ma jej! Wbiegam z powrotem do domu i podnoszę April. Nie wiem nawet gdzie ją mogę położyć. Wybieram w końcu najbliżej leżący mebel, czyli stół i tam ją układam. Przecieram całą dłonią twarz i nerwowo zagryzam wargę. Patrzę na ją i aż mnie boli to w jakim stanie się znajduje. Ponownie przykładam telefon do ucha, dzwoniąc do Briana, ale i tym razem mi nie odpowiada. Próbuję czterokrotnie, ale szczęście mi nie sprzyja. Zrozpaczony siadam na krześle obok dziewczyny i łapię ją za rękę. Jest lodowata, zamarznięta chyba do kości, chuda i ubrudzona. Zaczynam wybierać listki i gałązki, które wplątały jej się we włosy. Dłonie mi się trzęsą, a serce wyrywa mi się z piersi, oddycham tak ciężko, że nawet nie dyszę tak po treningu. April rozwiera lekko oczy, wpatrując się zamglonym wzrokiem w moją stronę. Porusza lekko palcami, ale znowu je unieruchamia.
- Co ci się stało? –pytam cicho i głaszczę delikatnie jej policzek. Nie odpowiada mi, tylko mruga kilka razy. – April, czy ktoś ci coś zrobił? –boję się, że ktoś jej zrobił krzywdę, że ją pobili czy wykorzystali. Przez te myśli aż robię się zły na wszystko. Kręci jedynie głową. – Czemu piłaś? –zadaję kolejne pytanie, ale tylko spuszcza na dół wzrok. – Brian wie? –nadal nic mi nie mówi. Wzdycham subtelnie i znów ją podnoszę. Zanoszę ją do sypialni i najdelikatniej jak potrafię kładę ją na prześcieradle. – Zaraz wrócę. –obiecuję i znów ją głaszczę. Zabieram z kuchni butelkę wody i klękam przed nią lekko unosząc jej głowę. – Musisz się napić, skarbie. –przystawiam otwór butelki do jej ust i przechylam, ale cała woda zamiast wpłynąć do buzi, wypływa po bokach warg na szyję. – Musisz trochę wypić. Poczujesz się lepiej. –zapewniam i ponawiam próbę nawodnienia jej, ale nadal bezskutecznie. Kapituluję i odkładam wodę na bok.
Wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy. Nie mogę uwierzyć, że młoda, prześliczna dziewczyna może doprowadzić się do tak haniebnego stanu. Cały ten brud pokrywający jej ciało wprawia mnie w nieokreślony stan. Co ona zrobiła, do cholery? Przygląda mi się tępo i jedyny ruch, który mogę u niej zaobserwować to zamykanie i otwieranie oczu.
- Muszę cię wykąpać. Mogę cię rozebrać? – pytam spokojnie i badam jej reakcję.
Patrzy na mnie moment i kiwa potwierdzająco głową. Okej, teraz, jak mam się za to zabrać? To będzie trochę niezręczne, ale cóż mam innego zrobić? Wstaję z podłogi i podwijam nieznacznie jej koszulkę. Mimowolnie robi mi się gorąco, ale staram się to jakoś zignorować. Z pomocą drugiej ręki, którą podtrzymywałem jej szyję udaje mi się ściągnąć materiał z jej ciała. Nawet nie potrafię opisać tego jak chudą jej ona kobietą. Tak jak myślałem, mogę gołym okiem policzyć jej wystające żebra. Piersi ma nawet w porządku, stawiam na rozmiar B. Obczajam cycki dziewczyny mojego przyjaciela. Gdyby tylko wiedział, zabiłbym mnie z miejsca. Nie na tym miałem się skupić, tak? Wzdycham głęboko i zamykam na dłużej oczy. Gdy je otwieram, mój wzrok przechodzi trochę niżej. Brzuch ma zapadnięty, a kości biodrowe odstają naprawdę niebezpiecznie. Odpinam powoli guzik jej spodni i ciągnę zamek na dół. Moim oczom ukazują się koronkowe, niebieskie majtki i aż muszę przygryźć wargę, żeby nie jęknąć. Stary, to laska twojego kumpla… Oh, zsuwam ostrożnie materiał z jej nóg. Poddaje się temu kompletnie. Normalnie nie dałaby mi się dotknąć, a tymczasem rozbieram ją sobie do samej bielizny. Przez buty nie mogę całkowicie pozbyć się z niej okrycia, więc rozsznurowuję jej trampki i ściągam jednego z jej stopy. Jej białe skarpetki zdobi brunatna krew. Oglądam z przerażeniem but, który trzymam w dłoni i on też jest brudny przez ziemię i czerwoną maź. Nasze oczy spotykają się na moment, ale nie mogę powstrzymać się od tego co przed chwilę ujrzałem, więc patrzę jaszcze raz. Wcale mi się nie przewidziało. Zdejmuję skarpetkę niewiarygodnie wolno i przechodzi mnie dreszcz, gdy widzę w jak wygląda jej stopa. Nerwowo robię to samo z drugą stopą, żeby zobaczyć czy jest w takim stanie jak ta pierwsza i z przykrością stwierdzam, że niestety tak. Palce są jakby zdarte, cała ich nawierzchnia. Wygląda to jakby zrobiły się na nich obtarcia od niewygodnych butów i nie dane było się temu zagonić. Paznokcie ma podkrwiawione. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak to ją musi cholernie boleć. Patrzę jej w oczy jeszcze raz, a ona nie spuszcza ze mnie wzroku nawet na chwilę.
- Co ci się stało? –szepczę żałośnie i jakbym mógł to bym się poryczał jak dziecko.
 Dotykam ostrożnie jej zranione palce, ale na to szczególnie nie reaguje. Oglądam je ze wszystkich stron i pod każdym kątem. Nie obrzydza mnie to, tylko się zastanawiam dlaczego tak to wygląda. Oddech znowu mam nierówny. Trzymam jej małą stopę w swojej dłoni, a drugą ją głaszczę. Nie mam pojęcia, czemu okazuję jej tyle czułości? Nieznacznie zabiera ode mnie stopy, więc je puszczam. Patrzę się na nią tępo. Trwa to chyba całą wieczność i żadne z nas nie chce być tym, które odwróci wzrok pierwsze. Po tej ciszy, lekko odchrząkam i dzwonię jeszcze raz do Briana. Nie odpowiada, więc rozbieram April do końca, zostawiając na niej jedynie bieliznę i podnoszę ją z łóżka.
Jest tak niesamowicie lekka. Jej skóra jest zimna, ale miękka w dotyku. Znowu robi się dziwnie bezwładna, ale jest już o niebo lepiej niż gdy ją znalazłem. Wkładam ją do wanny i opieram plecami o tylnią ściankę. Zdaję sobie sprawę, że musi być nieziemsko zimna, ale nie mogę narażać jej na przechylenie się, bo mogłaby zrobić sobie krzywdę, więc stykam jej skórę z tym zimnem. Zaczyna lekko dygotać i zaciska mocno oczy. Ustawiam wodę, sprawdzając ręką jej temperaturę i gdy mam pewność, że jest wystarczająco ciepła polewam nią stopy April. Krew zaczyna cienkimi stróżkami spływać do odpływu, obmywając jej zranioną skórę. Ostrożnie polewam jej nogi coraz wyżej. Przejeżdżam dłonią po jej mokrej skórze. Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak cholernie erotyczne może być mycie drugiej osoby. Przełykam głośno ślinę i kontynuuję oblewanie jej wodą. Sadzam ją pionowo  i przyciągam jej nogi do klatki. Samodzielnie obejmuje swoje nogi i kładzie policzek na jednym kolanie. Ponownie zaczyna dygotać i kłapie szczęką z zimna. Polewam jej włosy i plecy ciepłą wodą, ale to i tak nic nie daje. Wydaje mi się, że drży jeszcze bardziej niż przed chwilą.
- April… -szepczę i głaszczę jej drobniutkie ciało.
 Zamyka oczy i znowu drży. Odkręcam jeszcze cieplejszą wodę i moczę ją całą. Pulsacyjnie nabiera powietrza i jęczy cichutko. Nalewam na dłoń mój żel do mycia ciała i rozcieram go między palcami. Przykładam do niej dłonie i zaczynam nimi sunąć po całej długości jej chudego ciała. Dokładnie wymywam brud z jej dłoni i przy okazji je lekko masuję. To samo robię ze stopami, uważając na rany jakie na nich są. Gdy jestem pewny, że domyłem wszystko, zabieram się za włosy. Ostrożnie masuję skórę jej głowy wytwarzając pianę. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem wobec nikogo TAK cholernie delikatny.
- Spójrz na mnie. –proszę subtelnie i cieszę się, że wysłuchała mojego polecenia.
Podnosi głowę w moim kierunku, dzięki czemu mogę ją przemyć. Trzymam jej twarz w dłoniach i długo się w nią wpatruję. Wydaje się taka bez życia, smutna… Chciałbym, żeby się uśmiechnęła, ale nawet ja nie potrafię teraz tego zrobić. Jest mi tak straszliwie żal tej dziewczyny. Oczy ma podkrążone, a białka zaczerwienione. Znowu dygocze i mruga kilkakrotnie. Z kącików wypływają jej łzy, a dolna warga drży przeraźliwie szybko. Nabiera rozpaczliwie powietrza w płuca i wydaje ze siebie dźwięk przegranej. Zaczyna cicho łkać, kręcąc głową. Zakrywa sobie dłońmi twarz i odsuwa się ode mnie.
- Hej, nie płacz. April, proszę, nie… -mówię żałośnie i chcę ją zmusić by na mnie ponownie spojrzała, ale wyrywa się, więc nie chcę z nią dłużej walczyć.
Spłukuję z niej pozostałości po szamponie i żelu gorącą wodą, ale ona nadal drży i płacze rozpaczliwie. Zaraz sam się popłaczę jeśli nie przestanie. Zaczyna robić to coraz głośniej. Jestem całkowicie bezradny. Kompletnie nie wiem co mam jej powiedzieć, żeby przestała, ani co zrobić. Przestaję ją oblewać wodą, bo jest już czysta i zniżam się do jej poziomu twarzy.
- April, błagam cię. Co się stało? Powiedz mi. Co mogę dla ciebie zrobić? –pytam i znów głaszczę jej delikatne ciało.
Wciąż płacząc niemiłosiernie głośno, zaczyna się podnosić. Nie jestem pewien co chce zrobić, ale pomagam jej podnieść się z miejsca i wyjść z wanny. Później słyszę najgorszy w możliwych dźwięków na świecie. Jej kolana w głośnym gruchotem uderzają boleśnie na płytki. Przez moje myśli przebiega obawa, że je połamała i aż się krzywię z bólu. Chwilę później jej głowa wisi nad muszlą toalety i wymiotuje. Kucam przy niej i odgarniam mokre od wody włosy. Trzymam je w jednej ręce, a drugą pocieram jej ramię. Znów szarpnięcie żołądka zmusza jej ciało do wypróżnienia. Płacze jeszcze bardziej i krztusi się kilkakrotnie, znów zwracając to co w sobie miała. Czuję potrzebę przytulenia jej bezradnego ciała, co też robię i całuję leciutko jej ramię. April już nie płacze… Ona wyje. Przeraźliwie wyje, tak głośno jak tylko może. Zsuwa się ciężko na płytki i oddycha niespokojnie. Jestem na skraju załamania nerwowego. Wszystko co robi ta dziewczyna daje mi z liścia w ryj. Nigdy nie czułem takiej przeklętej niemocy. Bo taka jest prawda, że nic, ale to kompletnie nic, nie mogę zrobić. Mogę jedynie przy niej być. Chociaż i to wydaje się trochę złym pomysłem, biorąc pod uwagę Briana. Brian. Opieram ją o ścianę i pozwalam dalej płakać i biegnę do pokoju po telefon i wodę. Wracam szybko i trzykrotnie dzwonię do niego, ale i tym razem nie odbiera. April trzepocze z zimna, więc okrywam ją ręcznikiem i zaczynam wycierać ją drugim. Nie mogę już słuchać jej rozpaczy, aż w końcu ulegam i sam zaczynam płakać. To za dużo, nie potrafię tego zatrzymać. Opieram się o wannę i patrzę jak April płacze, dygocząc nad toaletą. Przynajmniej przestała wymiotować. Jestem z tym wszystkim sam i szczerze sobie nie daję rady. Pozwalam jej po prostu egzystować w sposób jaki sobie wybrała. Po jakichś dziesięciu minutach April przestaje płakać, lecz jej oddech nadal jest niespokojny. Klękam przed nią i przystawiam butelkę z wodą do jej ust. Posłusznie ją pije, więc uśmiecham się lekko i głaszcze delikatnie jej wilgotne włosy. Gdy  sądzę, że napiła się już dosyć odstawiam butelkę na podłogę i obejmuję ją ramieniem przyciągając do siebie. Jest taka… ugh, krucha.
- April, co się stało? –pytam setny raz tego wieczoru, ale jedyną odpowiedzią jaką od niej dostaję to dreszcz przechodzący przez jej ciało.
 Przytulam ją do siebie i spoglądam w oczy. Wycieram delikatnie pozostałości po łzach i nie mogąc się w żaden sposób pohamować, całuję ją w czoło. Proszę w duchu, żeby mi coś powiedziała, cokolwiek, nawet zgodziłbym się na ‘spierdalaj’. Nic jednak nie mówi. Powieki odmawiają jej posłuszeństwa a ciało znów robi się wiotkie.
- Chcesz iść spać? –pytam i już mam zamiar z nią stać, ale ponownie przystawia głowę nad muszlę i zwraca całą wodę, którą w nią wcisnąłem.

 Kurwa, już naprawdę nie mam pojęcia co mam robić. Nie będę siedział w tej cholernej łazience do czasu aż zwróci swój żołądek. Znów lekko płacze, ale nie tak rozpaczliwie, jak na początku. Gęsia skórka zdobi jej skórę i nie mogę aż na to patrzeć. Idę do sypialni i szukam jakiejś koszulki, żebym mógł ją ubrać. Mój pierwszy wybór trafia na biały t-shirt, więc wracam do niej ponownie i ubieram ją w niego. Jest taki za duży, ale przynajmniej będzie jej cieplej. Siedzi oparta plecami przy ścianie i oddycha płytko. Czekam cierpliwie siedząc przy niej i głaszcząc wolno jej nogi. Gdyby jej klatka się nie podnosiła uznałbym, że umarła. Patrzę na jej stopy, które wyglądają strasznie. Takie zwyrodnienia i odciski robią się przez noszenie niewygodnych butów. Musi dorabiać sobie jako pieprzona modelka, bo w kawiarni raczej nie mogła sobie zrobić czegoś takiego. W sumie wszystko by pasowało, waga, wzrost i jeszcze te zmęczone stopy. Wzdycham i idę do kuchni po apteczkę. Wyciągam z niej wszystkie plastry jakie mam, gazę i wodę utlenioną. Wracam do łazienki i ostrożnie zaczynam opatrywać palce April. Najpierw odkażam rany wodą utlenioną i później przyklejam na każdy palec plaster, dzięki czemu zakrywam każdą niedoskonałość. Staram się robić to wszystko niesamowicie lekko. Patrzę na twarz dziewczyny, która jest okryta płachtą snu. Wygląda teraz tak niewinnie. Podnoszę ją w podłogi i idę do sypialni. Okej, teraz chwila prawdy… Mam jedno łóżko, do tego śmiertelnie małe, a nas jest dwoje. Nie uśmiecha mi się spanie na podłodze. Gdyby był tu Brian zabiłby mnie na wstępie, że w ogóle myślę o spaniu z nią razem, ale nie mam innego wyboru. Układam ją sobie na klatce piersiowej i gimnastykując się chwilę, kładę się na poduszce. Leży na mnie bezwładnie jedynie oddychając. Nie mam nawet zamiaru przebrać się w coś do spania, żeby nie zaburzyć naszego układu ciał. Okrywam ją kołdrą i przytulam bliżej do swojego ciała. Jest taka malutka i zimna, jak kostka lodu. Zerkam na zegarek w telefonie, który pokazuje mi godzinę piętnaście po trzeciej i przewijam palcem po liście kontaktów, żeby jeszcze raz zadzwonić do Briana. Już mam pod opuszkiem palca jego numer i waham się chwilę, czy zadzwonić. Wzdycham głęboko, patrzę na April i odkładam telefon na szafkę obok. 





_________________________________________



Łooołołołoooo




Wróciłaaaaaaaaam !!! 

Uwaga!

 Jest to dla mnie naaaajważniejszy rozdział, do którego dążyłam z niesamowitą determinacją, podnieceniem i pierdyliardem nieszczęśliwych wypadków po drodze, ACZKOLWIEK W KOŃCU JESSSST! 


SĄ EMOŁSZJONAL MOMENTS SPECJALNIE DLA NIECIERPLIWYCH CZYTACZÓW
JEST TO PIERWORODNY BUDULEC CAŁEJ AKCJI OPOWIADANIA WIĘC RADZĘ SIĘ TEMU PRZYJRZEĆ DOGŁĘBNIE.

+ mogę powiedzieć, że ten rozdział będzie jest trwał. :D

Agnes.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz