26 cze 2015

Rozdział drugi. April

Budzę się z okropnym bólem brzucha i chęcią zwymiotowania własnego żołądka. Nie jestem pewna jak wróciłam do domu, ale na pewno byłam w Belleville i nieźle się ochlałam. Nie wiem dlaczego to robię, przecież nie powinnam pić i to w takich ilościach, ale wracając późnym wieczorem z wieżowca medycznego nie potrafiłam sobie odmówić. Matka jak przyjedzie to zabije mnie za nieodpowiedzialność, ale co mnie to w sumie obchodzi.
Wstałam, przebierając się w sweter i dresy oraz obowiązkowo puchate skarpetki i miękkie kapcie z uroczymi kokardkami. Przeszłam do kuchni i zaparzyłam sobie herbatę. Spoglądając w kalendarz i harmonogram zawieszony na lodówce zostawiłam kubek na blacie szafki i westchnęłam ciężko nalewając sobie jedynie wody. Położyłam się na kanapie w salonie i przykryłam się kocem, oglądając jakiś durny serial. Mój telefon zadźwięczał i gdy spojrzałam na ekran serce zaczęło bić mi mocniej. Kim jest do cholery Brian? Wahałam się chwilę nad tym czy odebrać czy nie, ale ostatecznie to zrobiłam.
- Halo? –zapytałam niepewnie i z podenerwowania aż usiadłam.
- Cześć, mam nadzieję, że cię nie obudziłem. –odezwał się wesoły chłopak z drugiej strony słuchawki.
- Przepraszam, ale chyba nie za bardzo wiem z kim mam przyjemność rozmawiać. –powiedziałam cicho i musiałam nabrać porządniejszego oddechu, bo zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję powietrze.
- Tak właśnie myślałem –zaśmiał się słodko i odchrząknął lekko- Dzięki mnie trafiłaś wczoraj do domu…
- Oh –wyrwało się z moich ust i nie miałam pojęcia co powiedzieć dalej. Przez chwilę panowała cisza, z której chciałam się jakoś wyplątać, ale chłopak za moment przemówił.
- Zaraz do ciebie przyjadę. Na razie.
- Ale… -zaczęłam protestować, ale się rozłączył zanim mogłam cokolwiek powiedzieć. Nadal trzymałam telefon przy uchu słysząc dźwięk urwanego połączenia, aż w końcu ustał. Dopiero wtedy odłożyłam telefon na sofę, bo myślałam, że jeszcze się ktoś odezwie, ale niestety się nie doczekałam.
Co ja mam teraz zrobić? Obcy facet przyjedzie do mnie za moment i będzie chciał wjeść do mojego domu. Najzwyczajniej w świecie go nie wpuszczę, to oczywiste. Jezu on już tutaj był! A jeżeli zacznie mnie nękać? W co ja biedna się wpakowałam, do cholery? Okej, April, nie panikuj. Może to spokojny, zrównoważony chłopak, który nie będzie nic od ciebie chciał. Są tacy ludzie, prawda? Dobra, co ja sobie próbuje właśnie wmówić?
Chodziłam po salonie jak nienormalna, chcąc jakoś złagodzić swój narastający stres. Z nerwów aż zaczęłam sprzątać mimo, że miałam zamiar nie wpuszczać tutaj tego chłopaka. Układałam właśnie wazony mamy na komodzie w holu gdy dźwięk dzwonka do drzwi rozległ się po domu. Wystraszona niemal nie stłukłam szklanej miseczki na klucze. Odłożyłam ją ostrożnie, poprawiając ją ponownie, żeby leżała na swoim miejscu i podeszłam do okiennicy, żeby sprawdzić jak wygląda ten człowiek.
Muszę przyznać jest przystojny, uśmiech nie schodzi mu z twarzy i wygląda na podekscytowanego. Rozgląda się wokół i podskakuje lekko na palcach jakby chciał za chwilę zatańczyć.
Odsunęłam się od okna i westchnęłam głęboko. Nie powinnam się denerwować. Emocje powinnam odłożyć na bok i zostawić je na odpowiedniejszą chwilę. Ponownie nabrałam powietrza w płuca i niepewnie rozwarłam drzwi wychylając przez nie jedynie pół twarzy.
- April! –wydaje radosny okrzyk i przedziera się przez drzwi, żeby mnie uścisnąć. –Dobrze cię znowu widzieć. –dodaje i zaczyna kręcić się ze mną wokół własnej osi. Kto to kurwa jest?!
- Ehem… -nieudolnie odsuwam się od niego i opieram się o sąsiednią ścianę, żeby pozbierać myśli. – Czegoś nie rozumiem… musisz mi to chyba wytłumaczyć, Bosto… -mówię mu i nagle się zacinam, bo nie mogę sobie przypomnieć jak ma na imię. Do głowy nasuwa mi się coś z „BO..” albo „GR..”. Czuję, że się znamy, a przynajmniej się poznaliśmy, ale nie jestem pewna niczego. Chłopak zaczyna się śmiać na głos i zamyka zręcznie drzwi, a potem kieruje się w stronę kuchni.
- Jestem Brian, żabciu. Mogę wypić tą herbatę? –pyta i łapie za kubek zanim mogę mu odpowiedzieć. –Jest środek maja, a ty chodzisz w kocu po domu?! No dobra , nie wnikam. Poznaliśmy się wczoraj w Belleville, byłem z moim przyjacielem Harrym, a ty zostałaś jego przynętą, którą oddał mnie.
- Co przepraszam!? –krzyczę i łapię się za klatkę piersiową, żeby ustrzec serce przez zawałem.
- Spokojnie! –ponownie zachichotał i poszedł do salonu. –Wszystko ci wytłumaczę mały pijaku. Sądziłem, że pamiętasz chociaż moją prośbę, ale jeśli nie to mnie to nie przeszkadza, mogę opowiedzieć wszystko jeszcze raz. –uśmiechnął się słodko i usiadł na kanapie. Nie byłam pewna czy chcę go słuchać, wolałabym wyprosić go z mojego domu w trybie natychmiastowym, ale w końcu ulegam jego wzrokowi i siadam na wyznaczone miejsce tuż koło niego.
***
Siedzimy już chyba dobre dwie godziny i opowiadamy o swoim życiu. Nie sądziłam, że mój wczorajszy pijacki wybryk sprowadzi na moją drogę tak wspaniałego chłopaka. Brian jest zabawny, trochę porywczy, wszystko potrafi obrócić w żart. Ale przede wszystkim jest genialnym słuchaczem. Wprawdzie bałam się przed nim otworzyć, bo właściwie nie mam przyjaciół, którym mogę się wygadać i chowam moje problemy w sobie. Na zachętę najpierw Brian się wygadał i szczerze powiedziawszy byłam lekko zaskoczona jego historiami. Dowiedziałam się jak poznał się z Harrym, jak zaczęli rozwijać razem swoje pasje i zamiłowania, jak zakochał się po raz pierwszy i dzięki temu zmieniło się jego zachowanie i myślenie. Szkoda, że już nie są razem. Aż nareszcie i ja opowiedziałam mu trochę o sobie i można powiedzieć, że los specjalnie postawił nas na swojej drodze. To jak przeznaczenie. I chociaż znam go zaledwie dwie godziny już uwielbiam co dla mnie zrobił i zrobi dzięki mojej pomocy. Odnośnie planu, który mi wczoraj podobno przedstawił, jednogłośnie zgodziliśmy się oboje i w niedługim czasie go zrealizujemy.
Brian jest tancerzem. Z tego co wiem całkiem niezłym. To właściwie dzięki tańcu spotkał niesamowitych ludzi, z którymi założył zespół i razem uczestniczą w cholernie wielu konkursach, w mieście, w kraju, a nawet poza nim. I tu będzie zaczynała się moja rola. Mam być jego ostają, osobą, która będzie przy nim, która będzie obserwować jego poczynania, będę towarzyszyła mu podczas jego treningów, a on będzie mi pomagał, gdy ja będę go potrzebować. Nie ma co gdybać i wymyślać czy się zgodziłam czy nie, bo oczywiście to zrobiłam. Jak mogłabym mu odmówić? Jest uroczy i doprawdy kochany. Gdy tylko przystałam na jego warunki zaczął chichotać ze szczęścia i przytulał mnie tak mocno, ze bałam się że połamie mi żebra.
- Gdyby nie Harry, nie musiałabyś tego robić, przysięgam. Ale zaczyna mnie już wkurwiać tym, że narzeka, że nie mam dziewczyny i wiesz… -tłumaczy Brian kiedy po raz ostatni całuje mnie w policzek i opada na kanapę zarzucając nogi na stolik kawowy. –Może jak zobaczy ciebie nareszcie się odczepi. Co go to z resztą obchodzi, bo nie rozumiem?
- Brian, daj spokój. Nie powinieneś się tak przejmować. Jeśli Harry to twój prawdziwy przyjaciel to… -zaczęłam mówić, ale dzwonek telefonu Briana zaczął nabierać na sile i chłopak zerknął szybko na ekran.
- O wilku mowa… -szepnął z udawanym uśmiechem i odebrał –No cześć. Co tam?

Pozbierałam trzy szklanki po herbacie którą wypił Brian i poszłam pozmywać je do kuchni. Dziwnie jest mieć gościa, w dodatku płci męskiej, ale wydaje mi się że mogłabym się przyzwyczaić. Chciałabym go poznać wcześniej. Mam nadzieję, że czas, który spędzimy razem w niedługiej przyszłości pomoże nam obojgu. W przeciwnym wypadku zrujnuję wolę matki oraz przyjaźń Briana i Harrego. 

_________________________________________________


Zdziwione?
I know you are :D
Brian jest tancerzem, a tego to się nie domyśliłyście na pewno xd Jak i Brian, to chyba też i Harry co nie? I właśnie tutaj ukryta jest cała inność tego człowieka. Mając na myśli "takiego Harrego jeszcze nie było" w głównej mierze właśnie chodziło mi o jego zamiłowanie. Nie jest to jednak jedyny aspekt jego inności, ale o tym przekonacie się później :D
Rozmowa Harrego i Briana już w następnym rozdziale.
Są również utęsknione Gwiazdki! Wiem, że cudownie jest je znów widzieć. 

Rozpoczynamy wyczekiwanie wakacje promyczki.
Mam nadzieję, że spełnicie wszystkie wasze marzenia podczas tego magicznego czasu.

(przepraszam, znowu, że tak nudnawo, ale obiecuję, że później będzie lepiej ^^)

Agnes.

22 cze 2015

Rozdział drugi. Harry

*Obawiam się, że coś będzie*
(Jakoś to odznaczę)




- Uuuuu, shut up and dance with me!
Nieustannie słyszę jedno i to samo. Człowiek już nawet spokojnie spać nie może, bo sąsiedzi są tak wspaniałomyślni, że o dziewiątej rano krzyczą teksty piosenek podczas przyrządzania śniadania. Właściwie w kamienicy, w której mieszkam znam tylko jedną taką osobę, mieszkającą akurat obok mnie. Może nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo gdyby śpiewała w swoim domu, a nie u mnie w kuchni jak co ranek.
- Zamknij się, błagam! –jęczę dostatecznie głośno w poduszkę i naciągam kołdrę na głowę.
- Czyżby znowu kac?! –pyta zdecydowanie zbyt promiennie Kelly i wychyla się przez drzwi trzymając łyżkę w dłoni.
- Tak. Ucisz się wariatko. I dlaczego znowu jesteś u mnie w mieszkaniu?
- Tak się składa skarbie, że nie zamknąłeś drzwi w nocy jak wróciłeś. ZNOWU. A że nudziło mi się u siebie to postanowiłam przyjść i zrobić ci śniadanie, lamusie. Okazałbyś trochę wdzięczności, wiesz? –mówi z wyraźnym fochem i znika za futryną od mojej sypialni.
- Dziękuję. –mówię, ponieważ to na mnie wymusiła i z trudem wygrzebuję się z połów pościeli.
Gdy w końcu udaje mi się wstać, ledwo co idę podpierając się wszystkiego w około, tak na wszelki wypadek dla bezpieczeństwa i wchodzę zaspany do kuchni. Kelly jest już ubrana do pracy w swoją śliczną kwiecistą sukienkę, którą absolutnie uwielbiam, bo wygląda w niej jak bogini, włosy ma lekko pokręcone i podpięte niedbale na bok. Macha łyżką nad patelnią gdzie smażą się jajka i te jej okropne pomidory w ziołach, którymi mnie faszeruje, bo podobno są zdrowe i pyszne. Nigdy jej nie słuchajcie, bo wmawia sobie wiele rzeczy, a wam może wmówić jeszcze więcej.
Otwieram szafkę i szukam czegoś na pozbycie się bólu głowy. Znajduję jakieś tabletki i połykam jedną popijając wodą. Kelly śpiewa jak dotąd nie znaną mi piosenkę i smaruje chleb cienką warstwą masła co oczywiście też mnie wkurza, bo masło jest na kanapce po to, żeby czuć je w smaku, a nie po to, żeby tylko pokrywało pieczywo. Podszczypuję ją specjalnie w pośladek na co zaczyna się ode mnie oddalać. Wywołuje to u mnie szeroki uśmiech, ale wkrótce schodzi on z mojej twarzy gdy dziewczyna kopie mnie w piszczel.
- Cioto! –wykrzywia się śmiesznie gdy nie ustępuję i odkłada swoje czynności na później tylko po to, żeby mnie uderzyć w bark.
- Jestem głody… -narzekam i przytulam mocno jej ciało do swojego, żeby powstrzymać jej ruchy.
- To mnie zostaw, do cholery! –jęczy i próbuje ugryźć moją nagą skórę. Chwytam jej oba policzki w dłonie i próbuję pocałować ją w usta. –Śmierdzisz! –marudzi więc puszczam ją i wzdycham przeciągle w jej stronę.
- Jesteś głupia. –podchodzę do niej i obejmuję ją od tyłu, wtulając głowę między jej szyję. Składam delikatny pocałunek na jej ramieniu i siadam przy stole, czekając aż skończy pichcić.
- Idziesz dzisiaj do pracy? –pyta zaczynając luźną rozmowę.
- Chyba muszę… ale dopiero o czternastej. A dlaczego pytasz?
- Bo wiesz świetnie się składa… -zmienia ton głosu na słodki, więc czegoś ode mnie chce.
- Nie. Nie zgadzam się. –mówię automatycznie i patrzę przez okno, podziwiając ruch uliczny Nowego Jorku.
- Robię ci śniadanie, a ty nie chcesz mi pomóc w małej sprawie. Niewdzięcznik. –prycha i układa jedzenie na talerzu.
- Będziesz musiała zrobić dla mnie coś ekstra. Śniadanie zrobiłaś z własnej woli, bo ci się nudziło.
- Harry, no.
- O co w ogóle chodzi? Może zacznijmy od tego. –pytam, gdy talerz ląduje przede mną i od razu zabieram się za jedzenie.
- Zostaniesz z Mohito? –pyta szybko i uśmiecha się do mnie jak mała dziewczynka.
- Ooo nie! Nigdy więcej nie zostanę z tym diabłem sam w domu. –zaczęła robić oczka jak kot ze Shreka, ale nie dla mnie te numery.
- To tylko pies, Harry. Nie zrobi ci nic złego… -burzy się i wywija dolną wargę, żeby wzbudzić moją litość.
- Oczekuję zapłaty. –mówię nonszalancko i pakuję do buzi nawet tego pomidora, który smakuje jak ścierka w postaci galaretki. –Dość prostej zapłaty rzecz jasna, którą możesz dać mi teraz.
- Więcej tych tajemnic, bo za mało mi ich dałeś… -marudzi kolejny raz, dosłownie jak Brian i krzyżuje ręce na piersi. Przełykam ostatni kawałek jajka i przygryzam lekko wargę.
- Kelly… -mówię przeciągle i ponętnie jej imię.
- Nie… Harry za piętnaście minut muszę wyjść do pracy. –tłumaczy i zabiera pusty talerz, stawiając go na zlewie.
- Zdążę. –mówię jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Kelly staje naprzeciw mnie, a ja lekko przysuwam ją za biodra w swoją stronę.
- Spóźnię się do pracy. –szuka kolejnej wymówki i patrzy na mnie z politowaniem.
- Usunę z ciebie tylko jedną część garderoby… -mówię, powoli wodząc dłonią po jej udzie, aż w końcu docieram do gumki jej majtek i zsuwam je ostrożnie w dół.
- Jezu Harry, co ja z tobą mam za los? –pyta sama siebie a ja wzruszam ramionami i podnoszę się z krzesła.
Przyciskam usta do jej warg i podnoszę ją do góry zmuszając tym samym do tego aby oplotła nogami moje biodra. Idę z nią pewnie do sypialni, gdzie kładę nas na łóżku i rzecz jasna góruję nad nią. Wodzę chwilę dłońmi po jej ciele i zdejmuję z siebie moje jedyne okrycie. Rozstawiam jej nogi szerzej i nie przestając jej całować, wchodzę pewnie w jej ciepłe wnętrze. Cieszę się, że Kelly jest jedną z tych kobiet, które używają antykoncepcji tylko dlatego, żeby mieć regularnie okres, nie tylko dlatego, że się pieprzą. To ogromny plus dla mnie, bo nie muszę zakładać tego lateksowego cholerstwa, przez które wiele się nie czuje.  Słyszę jej jęk i wbija we mnie boleśnie paznokcie.
- Tyle razy ci mówiłam, żebyś tak nie robił. –beszta mnie i próbuje załagodzić oddech.
- A ja za każdym razem nie mogę się opanować, żeby tego nie zrobić. –odpowiadam zgodnie z prawdą i mocno do niej przywieram, dzięki temu słyszę kolejny jęk wypływający z jej słodkich ust.
Nie jest odpowiednio przygotowana na seks. Jeszcze minuty temu gotowała śniadanie sąsiadowi, więc zapewne nie myślała o pieprzeniu się z nim zaraz po tym gdy jedzenie zniknie. Trudno jest mi się w niej poruszać, bo nie jest wystarczająco wilgotna, a niestety, albo może i stety, nie należę do posiadania małego przywodzenia, więc początek jest dość chaotyczny, wolny i całkowicie nienormalny. Kelly niemal na mnie warczy, gdy dociskam ciałem mocniej niż powinienem, ale staram się to jakoś zrekompensować pocałunkami i lekkim głaskaniem.
Wzdycham, przymykając oczy, gdy zaciska wokół mnie mięśnie, a gdy je rozluźnia mogę się w niej swobodnie i płynnie poruszać. Patrzy mi prosto w oczy, oddychając głośno. Uwielbiam ją.
- Harry… -szepcze łapiąc porządniejszy haust powietrza.
Jest ciepła i miękka. Jednostajnie uderzam o nią biodrami w podobnym tempie i zauważam jak jej warga zaczyna lekko dygotać. Całuję ją ponownie nie przestając się poruszać. Udaje mi się trafić w jej najczulsze miejsce, dzięki czemu słyszę długi pomruk, który wydaje. Jest już na krawędzi. Wiem to, bo zaczyna poruszać nogami zbyt często i niekontrolowanie wzdycha mocno, mając przy tym zamknięte oczy.
- Dochodzisz… -zauważam, szepcząc ponętnie w jej lewe ucho, na co jęczy i kiwa potwierdzająco głową.
Postanawiam sprawić by doszła sama, co w niedługim czasie czyni drżąc lekko i gryząc wargę. Skupiłem się głównie na tym by to ona doszła, a przecież to ja oczekiwałem zapłaty. Nie wiem dlaczego, ale jakoś dobrze było mi z tym, że tylko ona się spełniła, że ja to spowodowałem. Unoszę głowę by na nią spojrzeć i uśmiecham się gdy widzę jej zmęczenie spowodowane orgazmem. Poruszam się jeszcze krótko i wychodzę w niej, nie kończąc.
- Czy ty…? –pyta cicho i zgarnia sobie włosy z czoła.
- Nie kotuś. Idź do pracy, bo się spóźnisz. –mówię jej spokojnie i podnoszę się do siadu porywając ją za sobą.
- Harry, przecież jeszcze nie… -wyrywa się ze swoimi wywodami, ale szybko uciszam ją całusem.
- Jest dobrze, serio. A teraz spadaj i przyprowadź mi tego diabła. –uśmiecham się do niej szeroko i pomagam wstać. Oboje ubieramy naszą bieliznę i idziemy w stronę drzwi wejściowych.
- To było… miłe. –komentuje zwięźle Kelly i daje mi szybkiego całusa. –Dzięki.
- Następnym razem nie będę taki miły. –żartuję otwierając jej drzwi.
- Właściwie… będziemy musieli porozmawiać, Harry. Ale to innym razem.
- Dobrze. –zgadzam się i trochę boję się tej jej rozmowy, ale z resztą już nic mnie chyba nie zaskoczy, więc luz.
- Przyjdę po niego o szesnastej, także skorzystam z twoich kluczy… chyba że znów nie zamkniesz… -mówi podnosząc z podłogi w swoim mieszkaniu tego przeklętego szczura, zamyka drzwi i wpycha mi zwierzaka w ramiona. – Miłego dnia, Harry.

- Wzajemnie, Kelly. –odpowiadam i patrzę do ostatniej chwili jak zbiega po schodach na dół. Wchodzę do mieszkania, zostawiam Mohito na podłodze i dzwonię do Briana. 

_____________________________________
Dzień dobry słoneczka ;*
Tak wiem, co ten rozdział tutaj nagle robi, przecie jeszcze nie mam lipca!
Ale jakoś nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam wam małą niespodziankę z okazji... ostatniego poniedziałku szkolnego. :D


Z racji tego, że nieokreślona siła szczęścia, która mnie ogarnia od dwóch dni, bo napisałam najpiękniejszy na świecie rozdział czternasty tego opowiadania i wyszedł mi tak jak chciałam *O* chciałam pozdrowić wszystkich czytelników, życzyć im Briana Montenegro, Esztyna, Najala, Koltona i czego wy tam jeszcze chcecie. XD
Dzielcie się wrażeniami (chociaż wiem, że to są ino takie rozdziały przejściowe, nudnawe i za krótkie wieeeem) ale uwielbiam czytać wasze komentarze soł jakbyście miały ochotę to proszę bardzo ;3

Co tam jeszcze? No w sumie to chyba tyle... Mam nadzieję, że ocenki poprawione, wszystko pięknie, ładnie dokończone i w piątek z uśmiechem na ustach powiecie szkole; "Wypierdalaj!" :) 

Przypominam iż trzeba się zapoznać z zakładką OZNACZENIA. 

Do następnego aniołki <3

8 cze 2015

Rozdział pierwszy. Harry

- Brian, człowieku, nawet mnie nie denerwuj. Idziemy do Belleville, bo to najlepszy klub w tym mieście i jestem przekonany, że znajdziesz tam miłość swojego życia. Masz dwadzieścia cztery lata, a jeszcze nigdy nie widziałem cię z laską. –wypominam przyjacielowi, a nasz taksówkarz trąbi jak porąbany na motocyklistę, który wjebał mu się prosto przed maskę.
- Może nie chcę mieć teraz „miłości swojego życia” co? Nie pomyślałeś o tym? –marudzi opierając brodę na ręce.
- Pomyślałem o tym, że jesteś zwykłym gejuchem! Jak można się nie oglądać za laskami? Wszystkie są jak dar natury, który powinniśmy pielęgnować, kochać, pieprzyć i sprawiać by robiły nam dobrze, rozumiesz?
- Święta prawda! –dopowiada kierowca.
- Pan prowadzi! –szturcham jego ramię i pokazuje mi dłonią drogę. – Brian, zrób to dla mnie… i ja i ty skorzystamy.
- Harry nie mam ochoty…
- Kurwa, no bo rozpowiem wszystkim, że jestem dupojebcą. –torturuję go śmiejąc się.
- Nie jestem, spierdalaj. –odpowiada naburmuszony i odwraca głowę patrząc się na ruch uliczny miasta. –Okej. –szepcze cicho tak, że ledwo co mogę usłyszeć.
- Co? –dopytuję się odwracając jego głowę w moją stronę.
- Jedziemy do Belleville i wyrywamy laski. –odpowiada posłusznie, dokładnie tak jak to chciałem usłyszeć.
- Panie kierowco… -mówię nonszalancko i rozsiadam się wygodniej na tylnim siedzeniu taksówki. –Zmieniamy kierunek.
- Dobra decyzja. –chwali i skręca gwałtownie w uliczkę prowadzącą do najlepszych kobiet w Nowym Jorku.
*Dwie godziny później*
- Brian co jest z tobą?! –wydzieram się przez muzykę w stronę tego idioty.
- Nie jestem dobry w wyrywaniu… Mówiłem ci, że to zły pomysł! –odpowiada, a ja popycham go w stronę baru.
- Pierdolenie. –podsumowuję i siadam na wysokim krześle barowym. –Po prostu musisz podejść do dziewczyny, powiedzieć parę słów z głębi twojej pedalskiej duszy...
- Harry, ile razy ja ma ci kurwa mówić, że nie jes…
- EEE! I wtedy proponujesz jej drinka, mówisz jej, że nigdy nie spotkałeś tak ślicznej dziewczyny jak ona i czekasz jak potoczy się rozmowa.
- Boże jakie to tanie… -znowu narzeka pocierając dłonią skroń.
- O i widzisz! Jeśli sama zauważy, że to tanie, to znaczy że nie jest taka łatwa i nie będziecie pieprzyć się w kiblu, jeśli podziękuje i odwróci wzrok znaczy, że jest nieśmiała i skromna, ale przy dobrych wiatrach uda się ją przekabacić, a jeśli wyśle cwany uśmieszek jest twoja…
- Czyli istnieją tylko trzy typy kobiet, tak? Weź ty się pierdolnij w mózgownice Styles.
- Istnieją również te zajęte, ale o tym się dowiesz w rozmowie wstępnej. –odpowiadam pewnie i kiwam w stronę barmana. –Proszę cztery szkockie.
- Nie lubię szkockiej… -po raz kolejny Brian marudzi, a mnie szlag jasny trafia.
- Cztery czyste jednak. –mówię barmanowi a on stawia przed nami kieliszki. Kładę mu pieniądze na blat, gdy nalewa do kieliszków wódki i odchodzi.
- Pij. –podaję przyjacielowi dwa kieliszki i sam biorę swoje opróżniając ich zawartość.
- To tak zwana pewność siebie i gadane, mam rację? –pyta Brian, a ja uśmiecham się na znak, że odgadł o co mi chodziło.
- Ok, człowieku, bo nie mam już do ciebie siły… pomogę ci. Upatrz sobie jakąś, a ja was przedstawię. Tylko nie jakąś zajętą, bo ja jako człowiek kompetentny i roztropny, nie zamierzam rujnować komuś związku, jasne? –mówię i wstaję z krzesła, zaczynając się rozglądać.
- Harry… -jęczy zrezygnowany.
- Może być? –kiwam głową w kierunku gdzie siedzi drobna szatynka sącząca drinka. Jest sama co polepsza naszą sytuację, zapatrzona jest w przestrzeń przed sobą. Wydaje się wyłączona. Na pewno Brian jej nie przeleci, ale przynajmniej spróbuje zagadać, a to już jest jakiś start.
- Dobra, nie będę już marudził. Miejmy to już za sobą, bo nie chce mi się z tobą użerać… -znowu marudzi, co za kretyn? Nawet nie wie, że próbując nie narzekać to i tak narzeka. Rozpieszczona cipa, ale i tak go uwielbiam.
- Dobra pizdo. Wyrwiesz ją, wierze w ciebie. Udowodnisz wszystkim, że nie jest z ciebie taka baba za jaką cię uważam. –zaczynam się śmiać przy okazji klepiąc go w policzki.
- Spierdalaj idioto. Możesz mi przypomnieć dlaczego ja się w ogóle z tobą zadaję?! –wrzeszczy i poprawia swoją koszulkę co wywołuje u mnie jeszcze większy śmiech.
- Nie mam pojęcia. –odpowiadam mu zgodnie z prawdą.
 Powinien mnie nienawidzić, bo przeze mnie ma same problemy, ale niejednokrotnie również ratowałem mu tyłek. W sumie jesteśmy kwita. Nie no ok, on zrobił dla mnie znacznie więcej niż ktokolwiek inny na tej planecie. I dlatego znajdę mu zajebistą dziewczynę nawet jeśli jej nie chce. Cipa.
- No ja też nie mam pojęcia, gnido.
- Dobra, chodź.
Posyłam mu wielki uśmiech i podnosi tą swoją hrabiańską dupę w siedzenia. Klepnąłem go pocieszająco między łopatkami i odwróciłem się w stronę dziewczyny. Na nasze szczęście nie uciekła. Była ładna, nawet bardzo, pomimo zapadniętych policzków i zapuchniętych oczu. Czyli płakała. Oh, dzięki Bogu, Brian jest doskonałym pocieszycielem.
- Przeleć ją, chyba tego dziś potrzebuje. Jak z nią nie wyjdziesz to jesteś ciotą. –ostrzegłem go, grożąc mu palcem przed nosem, na co zareagował jedynie wywróceniem oczami.
- Cześć. –mówię w końcu i opieram się łokciem o blat baru tuż przy drinku dziewczyny.
- Cześć. –odpowiada smętnie nie podnosząc nawet głowy by na nas spojrzeć.
- Jestem Harry, a to mój najlepszy przyjaciel Brian. –przedstawiam nas, co nie wywołuje u dziewczyny, żadnych emocji. –Chcielibyśmy postawić ci drinka, może chwilę pogadać, poznać się…
- Nie jesteście w moim typie. –odpowiada unosząc głowę w górę. Nasze spojrzenia stykają się na chwilę, ale zaraz zamyka oczy i przystawia do ust drinka. Kończy go i odstawia na bar.
- Jeszcze jeden proszę. –mówię w stronę kelnera nie spuszczając z niej wzroku.
Wydaje się być zmęczona, nie mówię już o upojeniu alkoholowym w jakim trwa. Jest wykończona. Do tego wychudzona, upłakana i smutna. Przed nią pojawia się drink i automatycznie za niego chwyta. Upija duży łyk i przygryza po tym wargę odstawiając ostrożnie szklankę na podkładce do piwa. Ubranie nie jest typowo klubowe. W dzisiejszych czasach dziewczyny niemal nie ubierają się do klubów, ona natomiast ma czarne rurki i zwyczajną granatową bluzkę z długim rękawem. Włosy proste, lekko potargane. Co taka dziewczyna robi w tym klubie?! Zupełnie tu nie pasuje.
- Zdradzisz mi swoje imię? –pytam grzecznie stukając palcami o blat.
- Niestety nie… -mówi i opiera się ciężko plecami o oparcie krzesła.
Widać, że nie jest niska, śmiem stwierdzić, że nawet wysoka. Ale jednego jestem pewien w stu procentach, jest śmiertelnie chuda. Lubię smukłe dziewczyny z kształtami kobiety, nie z kształtami patyka. Jeśli o mnie by chodziło, zacząłbym szukać innej kandydatki na dzisiejszy wieczór, ale tu chodzi o Briana. Cud, że w ogóle się na to zgodził, więc jeszcze się chwilę pomęczę z tą dziewczyną i oddam ją w jego ręce.
- A może powiesz mojemu koledze? –zachęcam ją i przysuwam Briana bliżej siebie, zarzucając mu rękę na ramię.
- Jeśli nie chcesz to nie musisz… -mówi jej od razu. –Harry jest upierdliwy.
- Zrobię mu na złość. –odpowiada dziewczyna i nachyla się nad uchem Briana. Trochę mnie to zaskakuje, ale i tak wszystko idzie po mojej myśli.
- Miło mi cię poznać. –sympatycznym tonem Brian komentuje i lekko się uśmiecha.
- Świetnie! W takim razie ja zostawię was samych. –mówię natychmiast i odchodzę podszczypując Briana w tyłek i śmiejąc się z niego.
Siadam z powrotem na swoje poprzednie miejsce i obserwuję ich. Brian usiłuje cokolwiek w siebie wydusić a dziewczyna kończy drinka, który jej zamówiłem. Patrzy się w końcu na mojego przyjaciela mówi coś do niego i zaczyna wstawać. Brian chwyta ją amortyzując nieunikniony upadek, ale ona odtrąca jego ręce i chwiejnym krokiem zmierza w stronę wyjścia. Patrzę na kolegę oczekując jego powrotu do mnie, ale on robi najbardziej nieoczekiwaną rzecz na świecie. Wychodzi za nią na zewnątrz. Czyli nie jest pedałem. Uśmiecham się sam do siebie i w końcu proszę barmana o moją szkocką.

***
___________________________________________________
Tak oto pod naciskiem ze świata internetowego, rozdział pierwszy pojawia się wcześniej niż powinien, ale cóż ja biedna mogłam na to poradzić?
Gratuluję cwana istoto, wygrałaś. <3 
Ok. 
Dzielcie się wrażeniami! Wasza opinia jest tutaj najważniejsza, bez niej pisanie jest bezsensu, dlatego komentarze, są jak najbardziej brane pod uwagę :D
Następne rozdziały pojawią się w terminie podstawowym, żadnych odchyleń nie planuję i choćby się waliło i paliło, nikt mnie nie przekona do wcześniejszej publikacji XD
Powodzenia w ostatnich dniach szkoły, maturzyści współczują wszystkim innym :D 
Niedługo pojawi się zakładka, z którą koniecznie trzeba będzie się zapoznać, aczkolwiek jeszcze o niej kiedyś przypomnę. 
To chyba tyle na dziś ;*
Buziaczki <3

3 cze 2015

Prolog

Wchodzę do środka przez ogromne, szklane, obrotowe drzwi. Wnętrze jest idealnie dopracowanie. Dywany w lobby są bordowe z dziwnymi biało-czarnymi wzorami. Wznoszę głowę ku górze i widzę kryształowe żyrandole oświetlające całe to pomieszczenie. Wszędzie stoją eleganccy faceci wystrojeni w garnitury i z włosami perfekcyjnie ułożonymi. Kompletnie tutaj nie pasuję, zwłaszcza, że jeszcze piętnaście minut temu nie wiedziałem, że będę musiał tu przyjeżdżać. Młoda kobieta podchodzi do mnie z prawej strony, a na dźwięk jej głosu niemal krzyczę z przerażenia, bo nie spodziewałem się, że ktokolwiek będzie chciał się do mnie tutaj odezwać.
- W czym mogę pomóc?
- Chciałbym się dostać do środka… –odpowiadam jej wskazując placem najpierw w lewą stronę, później na schody, aż wreszcie spuszczam głowę w dół i wzdycham.
- Najpierw musi pan zapłacić. –cholera jasna, każdy chce ode mnie kasę! Co jest z tym światem do kurwy?!
- Właściwie to muszę zrobić zastrzyk mojej siostrze, która jest w środku. Nie wzięła rano leków, a jest już dziewiętnasta i może nawet umrzeć… -dopowiadam na koniec, żeby zabrzmiało to bardziej dramatycznie. –Zaraz wyjdę, przysięgam tylko zrobię jej zastrzyk i wychodzę. –obiecuję kobiecie, na co ta z lekkim uśmiechem i westchnięciem kiwa głową na znak, że mogę iść.
Tłumaczy mi jak mam dojść do wymyślonego miejsca gdzie siedzi moja siostra i ostrzega, żebym zachował cisze. Pcham mocno ciężkie drzwi pomagając sobie barkiem i wchodzę po cichu do środka. Wszyscy obecni skupieni są na co dzieje się przed ich oczyma. Spoglądam w kierunku w którym patrzą i nie wierzę, że naprawdę tu jestem. Co mnie kurwa podkusiło, żeby tu przychodzić? Wszystko jest takie sztuczne i aż bolą mnie uszy od tej muzyki płynącej z głośników przy ścianach. Schodzę na sam dół i siadam na ostatnim schodku.
Nic szczególnego się nie dzieje, nigdy mnie to zbytnio nie interesowało, a można wręcz powiedzieć, że czasem nawet wkurwiało. Pocieram palcami o czoło i przeklinam w duchu, że uwierzyłem w te wszystkie bzdety, które nagadał mi Brian. Znów patrzę lekko w górę i wtedy moje serce przyspiesza czterdziestokrotnie. Jednak wszystko jest prawdą… widzę ją i tylko ją, bo jako jedyna odznacza się od innych. Śnieżnobiała skóra przyodziana czernią. Wyraz jej twarzy niczego nie wyraża, jak zawsze z resztą. Nieświadomie podnoszę się z mojego miejsca, ale ledwo co mogę stać. Niczego mi nie powiedziała, ukrywała się ze wszystkim przez cały ten czas…
Światła niespodziewanie gasną i nie widzę niczego oprócz ciemności. Po omacku wchodzę na podwyższenie i niemal się przewracam. Jestem świadom tego, że mogą mnie zaraz wyrzucić na zbity ryj za naruszanie tej pieprzonej strefy ruchu zwłaszcza, że nawet nie zapłaciłem, żeby tu być. Walczę chwilę z jakimś cholernym materiałem w który się wplątałem i wkraczam do pomieszczenia w którym świeci się lekkie światło. Przekraczam próg i niemal od razu moje wszelkie wysiłki zostają zatrzymane.
- Proszę stąd natychmiast wyjść! –mówi poważnym i przerażającym głosem mięśniak, który taranuje mi drogę.
- Harry? –cichy szept dobiega zza jego pleców, a ja jestem tak wściekły na to że tyle musiałem czekać na słowo wyjaśnienia, które niedługo uda mi się usłyszeć.

Wszystko nagle skleja się w logiczną całość. Jej obojętność na wszystkie moje próby kontaktu z nią nadal są nie lada tajemnicą, ale wszystko inne pasuje idealnie. Jej ciało, obrzydliwie niezdrowe, zupełnie niepodobne do ciała normalnej dwudziestolatki. To że nigdy nie chciała przy mnie jeść, a gdy ją w końcu zmusiłem lądowała w łazience wszystko wymiotując. Jej chora, dziwaczna dieta do której mi się przyznała… aż w końcu jej obraz w noc kiedy pierwszy raz u mnie spała. Jej bezwładne, pijane ciało leżące na moim łóżku. Tylko wtedy się nie opierała, pozwalała mi rozbierać ją, dotykać obolałe rany na jej skórze i przemywając krew, która przesiąkła nawet przez buty. Dopiero teraz zauważyłem również, że wszystkie jej koleżanki były takie jak ona. Zawsze spotykały się razem na wizytach w wieżowcu medycznym, zawsze chodziły o jednakowej godzinie do pracy co było dla mnie cholernie dziwne, że pracują tylko i wyłącznie popołudniami. Jestem wkurwiony jak nigdy dotychczas, że aż ze złości zaciskam zęby mocniej niż powinienem. Jestem zły na siebie, że nie zauważyłem tego wcześniej, na Briana że powiedział mi dopiero teraz i na nią, że nie powiedziała mi absolutnie nic.

Rozdziały będą pojawiały się od lipca :D