9 sie 2015

Rozdział dwunasty. Harry

Tak jak z Brianem przeczuwaliśmy Christopher poszedł siedzieć za napaść i pobicie przy okazji musiał wybulić dwa tysiące dolarów na odszkodowanie. To i tak cud, że tylko tyle! Właśnie po niego jadę, po trzech tygodniach odsiadki i muszę przyznać, że nawet ja jestem lekko podekscytowany, żeby go z powrotem zobaczyć. Nie mówię tu o Nikki, która rozpływa się z podniecania na fotelu obok.
Trudno było robić próby i uczyć się tańczyć bez niego, ale jakoś dawaliśmy radę i od poniedziałku zaczynamy ostro harować. Przynajmniej niektórzy z nas. Przyznam, że jakoś nie bardzo umiałem… funkcjonować. Upał ograniczał moją energię, plus wyjątkowo skryta i nikomu nie zawadzająca osóbka, przyglądała się naszym poczynaniom. Siedziała sobie zawsze w cieniu, czytając książki i co chwilę zerkała w kierunku grupy. April.
Można powiedzieć, że jest już do nas przywiązana, w sensie takim, że Brian ją do siebie przywiązał i lata z nią na nasze treningi. Nigdy nie mieliśmy gapiów, a ta dziewczyna stała się każdorazowym podglądaczem. Brian jest w siódmym niebie rzecz jasna, mi też to jakoś specjalnie nie przeszkadza. Jedyną zwadą w całej tej sytuacji jest jej wszechogarniająca cisza. Odzywa się tylko do Briana, kiedy podbiera do niej, żeby ją pocałować czy chce po prostu przy niej odpocząć. Miliardy razy próbowałem zagadać, ale ona stawała się natychmiast speszona i nie odzywała się do mnie. Czasem tylko odpowie na moje pytania o samopoczucie, ale zawsze słyszę to samo. Chciałem również iść z nią na kawę albo obiad, zaznaczając oczywiście, że byłby to czysto koleżeńskie spotkanie, ale i tak od słowa do słowa się z tego wyplątywała, mówiąc, że to nie byłoby w porządku wobec Briana, jej samej i mnie. Cokolwiek miało by to znaczyć.
Przez to jej postać intryguje mnie jeszcze bardziej. Dodatkowo dość często znika niespodziewanie. Jest z nami i nagle odbiera jeden telefon, po czym jak poparzona ucieka. Te sekretne spotkania też są niepokojące. I gdy pytam się Briana do kogo idzie, odpowiada zawsze, że nie wie. Albo rzeczywiście mu nie mówi, albo Brian sprytnie to maskuje w sposób, który nawet ja nie dostrzegam.
Ogólnie to od czasu kiedy ją poznaliśmy, to dużo się pozmieniało. Mam mniejszy kontakt ze znajomymi, a w szczególności z Brianem, czego coraz bardziej mi brakuje. Kelly, przez tego Erica, też nie widuję zbyt często co również mnie denerwuje. Każdy żyje własnym życiem, którego jestem tylko małą częścią, która sobie jest, ale nie jest koniecznie użyteczna. Skłamałbym, gdybym powiedział, że w ogóle się na spotykamy, ale jest to o wiele rzadziej niż zwykle.
Chciałbym żeby było jak dawniej, a z drugiej strony chcę się zagłębić w to co nadejdzie. To takie sprzeczne…
- Harry! Harry, do cholery, chodźże już! –krzyczy Nikki, gdy jeszcze dobrze nie zaparkowałem i wypada z samochodu Briana, który musiałem pożyczyć.
- Nikki, jeszcze nie zgasiłem silnika, a ty już wyskakujesz! Chcesz, żeby mnie Brian zabił czy jak?! –drę się w jej stronę, ale już tego nie słyszy, bo biegnie w stronę Christophera i rzuca mu się na szyję. Zaplata nogi wokół jego bioder i gdy ma pewność, że się nie przewróci zaczyna go całować i ściskać, najbardziej pożądliwie jak to tylko możliwe. Wysiadam z auta i opieram się o drzwi czekając aż skończą. Uśmiecham się mimowolnie widząc jej cholerną radość i aż kręcę głową na jej zachowanie.
- Christopher, jak ja cię kurwa kocham! –jęczy w jego usta, gdy chłopak zaczyna iść w moim kierunku.
- Miło cię widzieć stary. –mówię i podaję mu rękę na powitanie. Potrząsa nią, ale nawet nie śni mu się oderwać ust od dziewczyny. – Okej, po prostu wsiądźcie. –śmieję się na głos i zasiadam za kierownicą. Para niemal wpada na tylnie siedzenia i obściskują się na wszelkie możliwe sposoby, na skórzanej tapicerce auta.
- Szybko Harry, bo bardzo mi się chce. –sepleni Christopher próbując wyrwać choć skrawek ust od Nikki, żeby móc przemówić.
- Ale co? –pytam i wyjeżdżam na główną ulicę.
- Nie wiedziałem mojej dziewczyny trzy cholerne tygodnie, stary. Będę ją teraz pieprzył przez kolejne dwa dni przez chwili wytchnienia. Więc pospiesz się, bo nie chcę zacząć przy tobie w samochodzie kumpla, no proszę cię. –ostatnie słowa, były dziwnie zdeformowane, ale jak mniemam Nikki się do niego na powrót dopadła, więc jakoś się nie dziwie.
Jechałem możliwie szybko i gdy tylko podjechałem pod dom Nikki, ta dwójka niesamowicie dziwnym i magicznym wręcz sposobem znalazła się na zewnątrz. Patrzę przez uchylone okno, czy trafili do środka i kiwam jedynie głową, wciąż się z nich śmiejąc i jadę oddać Brianowi samochód. Odstawiam go bezpiecznie do garażu i postanawiam jeszcze na chwilę wejść na górę.
- Cześć mój drugi synu! –wita mnie wesoło matka Briana, Carola i ściska lekko. – Jak się czujesz?
- Całkiem nieźle. W pracy małe zamieszanie, trening trochę uporczywy, ale poza tym jest dobrze. A u pani? –pytam grzecznie i uśmiecham się do niej. Zawsze jest taka pełna życia.
- Też dobrze. Właśnie się pakuję, bo znowu wyjeżdżamy z Peterem na miesiąc. Czasami mam wrażenie, że Brian mieszka tu sam, a my tylko wpadamy w odwiedziny od czasu do czasu. –macha rękami i idzie korytarzem w jeszcze nieokreślonym mi kierunku.
- Na pewno nie narzeka. –śmieję się cicho i idę za nią.
- Wiem, wiem, Harry. Napijesz się czegoś? –czyli kuchnia. Kobiety ciągle chodzą do kuchni, łatwo się było domyśleć gdzie zmierza.
- Nie, dziękuję. Wpadłem tylko na chwilę do Briana, oddać mu samochód, bo odbierałem Chrisa i chciałem chwilę pogadać.
- Brian pojechał gdzieś z ojcem. Nawet nie wiem gdzie. Mówili, że przyjadą dopiero jutro. Nie mam pojęcia o co im chodzi, no ale niech będzie. –wzrusza ramionami i bierze do rąk parujący kubek kawy.
- Co? Nic mi o czymś takim nie mówił…
- Mi też, chłopcze… W dodatku nie da się do nich dodzwonić. Ale co ja się tam będę przejmować… -prycha i rozsiada się na kanapie. Mama Briana jest nastolatką w ciele czterdziesto kilkulatki. Jakbym zapytał się czy pójdzie ze mną do klubu to by się zgodziła. Skarb nie matka. SKARB. Można z nią o wszystkim porozmawiać, pośmiać się i zapalić fajkę jeśli zajdzie taka potrzeba. Polubiła mnie od chwili, kiedy pierwszy raz przekroczyłem próg tego domu. Chociaż z mamą kumpla mam dobre relacje, bo z moją mieszkającą za oceanem niestety takich nie mam.
- W takim razie ja się będę zbierał. Zabieram motor i spadam. –mówię i przytulam się do niej na pożegnanie. – Jakby się ten dureń do czegoś przyczepił, to proszę mu powiedzieć, że to nie była moja wina, okej?
- Pewnie skarbie. Wiesz, ze jestem po twojej stronie. –puszcza mi oczko i wlepia wzrok w telewizor, podjadając chipsy leżące na stoliku. No, anioł przecież.

Wsiadam na motor i jadę do siebie. Zostałem dziś sam… czyli zostaje mi Belleville. Innej opcji nie widzę.


____________________________


Dajcie mi życie Briana... Albo może nie? Sama nie wiem, bo teraz jest takie fajne, ale pewnie zrobię coś takiego, że rany boskie. 


Następny rozdział będzie odnośnie tego co Christopher zrobi Nikki, na specjalne życzenie niewyżytej lamy do której dzisiaj jadę (khsfkshdkjdljlka*O*) 

Kolejny to największy monolog jak w życiu udało mi się napisać. (tsaa...) 

Nie wiem co chce jeszcze napisać soł. Do następnego <3 

Agnes.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz