KochamNutellę <3 cieszę się, że sprawiłam u ciebie te salwy śmiechu w klasie :D pozdrów ziomków i nauczycieli hahah xd Dziękuję, że czytasz ;*
Leżę na
łóżku i gapię się w ekran telefonu, czytając po raz tysięczny wiadomość od
April. Briana wywlokłem piętnaście minut wcześniej z łóżka, które nie jest
moim, żeby zrobił coś do jedzenia i żebym to ja teraz sobie odpoczął. Ten cwel
podczas mojej nieobecności kupił nowe łóżko i wyrzucił stare z jakimiś
dostawcami mebli. A mówiłem debilowi, żeby nie ruszał tego cholernego łóżka i
nie wydawał na mnie pieniędzy, to nigdy mnie nie słucha.
- Ile mam ci
oddać za łóżko? –pytam z sypialni na tyle głośno, żeby usłyszał mnie z kuchni,
ale odpowiada mi głucha cisza i cichy stukot naczyń – Brian! –drę się.
- Daj se
spokój… Jedna noc na tym łóżku mnie wykończyła a ty tak śpisz już trzy lata.
Nie mogłem pozwolić, żebyś spał na tym gównie ani jedną noc dłużej. Więc się
ciesz, że masz takiego kumpla, który dba o twoją dupę, żeby spała na miękkim, a
nie będziesz mi tu truł o jakiś pieniądzach.
- No ja
jestem wdzięczny za twoją troskę i oddanie, ale wolałbym zapłacić za rzecz
którą to ja będę używał, tak?
Brian
wychyla się przez drzwi i patrzy na mnie tępo.
- Uznaj to
za prezent. – i znów się chowa kontynuując gotowanie.
- W takim
razie nie przyjmuję prezentu.
- Zamknij
się i leż. –mówi ostro gdy właśnie mam zamiar się podnieść. Wzdycham jedynie i
znów czytam wiadomość.
- Dzięki.
–mówię jakby od niechcenia. – Oddam ci w naturze. –żartuję.
- Szykuj
tyłek! –śmieje się głośno Brian i wali o czymś w patelnie.
Rzucam
telefon obok siebie i przecieram twarz ze zmęczenia. Obracam się na brzuch i
leżę twarzą w poduszce. Warczę w nią krótko, ale zagłusza mnie odgłos
otwieranych drzwi.
- Kelly!
Nareszcie… -mówi z ulgą Brian.
- Czeeeść
–wita się typowym dla Kelly powitaniem i cmoka głośno Briana- Co gotujesz? W
sumie to jestem głodna.
- Masz moje
kluczyki? –pyta podekscytowany chłopak.
- Mam,
pijaku!
- To dobrze,
bo już nie mogę tu wytrzymać.
- Eeeeeej!
–marudzę i spoglądam w stronę drzwi, ale nie widzę tych dwojga.
- Możesz mi
przypomnieć dlaczego kupiłem ci takie małe mieszkanie?! Klaustrofobii można tu
dostać. –narzeka.
- Bo tylko
takie byłem w stanie spłacić, ok? Nie oceniaj, ja je lubię!
- Dowiem się
co na ten obiad, czy będziecie się drzeć do siebie jak debile z oddzielnych pomieszczeń,
zamiast usiąść razem?
- Harry jest
zmęczony. Niech odpocznie. –odzywa się silniejsza strona Briana. Zajebista,
nadwrażliwa opiekuńczość. Koniec z wyzwiskami i przekomarzaniem… - Ryż z
grillowanymi warzywami i kurczakiem. –odpowiada grzecznie i chichocze cicho, bo
Kelly jak to Kelly ma w zwyczaju łaskotanie ludzi.
- Starczy
dla mnie? –mówi przez śmiech dziewczyna. Czyli wojna łaskotkowa.
- Nie! –mówi
Brian chcąc jakoś się opanować.
- Brian,
nie! –krzyczy Kelly i mogę ich zauważyć przez drzwi jak próbują jedno drugiego
odepchnąć od siebie. – Brian! –wygrywa biorąc moją sąsiadkę w objęcia, tyłem do
siebie i stosuje na niej tę okrutna torturę. – Ok, ok wygrałeś!
- Raz do
Harrego na łóżko! Nie przeszkadzać mistrzowi w kuchni! –śmieje się i puszcza
ją.
Kelly
odgarnia włosy z twarzy i wystawia mu język gdy ten nie widzi. Spogląda w moją
stronę, otwiera lekko usta i wciąga powietrze tworząc charakterystyczny dźwięk
świstu. Udaje „bieg” i po chwili na mnie wskakuje. Wydaję z siebie głuchy
odgłos i krzywię się z bólu, który będzie mi dokuczał na plecach. Dziewczyna
przewraca się i rozkłada szeroko ręce patrząc w górę. Jej włosy rozłożyły się
na poduszce niczym wachlarz. Głęboko bierze wdech i patrzy na mnie z uśmiechem.
- Nowe
łóżko. – komentuje i znów patrzy na sufit.
- I złamany
kręgosłup. –kwituję i przewracam się na bok, żeby ją lepiej widzieć.
- Co się
stało, że je wymieniłeś?
- Brian
marudził. On je dzisiaj kupił… Nawet o tym nie wiedziałem.
- I dobrze.
- Czemu się
tak cieszysz? Przecież i tak nie będziesz na nim spała.
- Ale będę
patrzyła jak ty na nim śpisz…
-
Obserwujesz mnie w nocy? –pytam zadziornie.
-
Oczywiście. –odpowiada takim samym tonem i również przekręca się na bok.
- Lepiej mów
jak ci minął dzień? –pytam i głaszczę jej ramię.
- Dobrze.
Był ruch w restauracji, nie nadążałam gotować. Ale wydaliśmy wszystko i czuję
się taka zadowolona ze zmęczenia, bo było warto. –uśmiecha się blado i wtula
się w moje ciało.
Zaskakuje
mnie tym ruchem, ale natychmiast ją do siebie tulę i zapada między na mi cisza
przerwana przez gotowanie i obijanie wszystkiego o wszystko przez Briana.
Całuję ją w
czoło. Wtula się mocniej i kładzie dłonie na moich łopatkach. Aż chcę teraz zasnąć
trzymając dziewczynę w objęciach.
- Kocham go,
Harry. –mówi cicho w moją pierś. –Ale… ciebie kocham bardziej.
- Ja też cię
kocham.
Wiem o jakim
„kochaniu” mówi. Nie o pożądaniu tej drugiej osoby, nie o chęci spędzenia z nią
każdego dnia i założeniu rodziny. Nie o zamieszkaniu z nią i chodzeniu za rękę
w miejscach publicznych. Nie o chęci przedstawieniu jej rodzinie i modleniu się
o to, żeby ją polubili. To nie taka miłość, gdzie czekasz na jej pocałunek gdy
przyjdziesz zmęczony z pracy. Nie taka, kiedy czujesz jej oddech na swoim
policzku i chcesz go połączyć ze swoim oddechem. Nie taka, kiedy czujesz, że
rozpadasz się na kawałki, gdy nie ma jej przy tobie dłużej niż dwa dni.
To miłość, w
której spędzanie z tą osobą czasu, nawet z zupełnej ciszy jest jak głośna
impreza. To żartowanie i dokuczanie sobie, które kończy się bitwą i piwem. To
nie miłość, której obawiają się twoi przyjaciele czy rodzina. To taka miłość,
że kochasz ją za to, że po prostu przy tobie jest. Nie umiem wytłumaczyć
dlaczego ją kocham, a ona nie wie dlaczego kocha mnie, pomimo, że nie powinna
takich rzeczy mówić będąc w związku z innym facetem, ale my jesteśmy w sobie
zakochani, czy nam się to podoba czy nie.
- Czy to
czyni mnie złym człowiekiem? –pyta ze smutkiem. Głos jej się załamuje
niebezpiecznie, jakby miała się rozpłakać.
- Nie,
Kelly. Nie czyni cię to złym człowiekiem… -odpowiadam spokojnie i głaszczę tył
jej głowy.
- Więc
dlaczego jest mi źle z tym, że czuję do ciebie coś mocniejszego niż do własnego
chłopaka?
- Nie
powinnaś o tym myśleć. Nic nie poradzisz.
- Myślałam,
że gdy będę miała Erica to miłość do ciebie zesłabnie, ale chyba jest na
odwrót. –zmuszam ją by na mnie spojrzała. Wygląda na smutną i rozczarowaną.
- Może nie
kochasz mnie, tylko siebie którą jesteś we mnie, którą osobą się stajesz gdy
jesteśmy razem? Kochasz mnie dlatego, że… Po prostu stałem się częścią ciebie,
Kelly. A ty stałaś się częścią mnie. To nie jest złe, nie musisz się obwiniać.
Erica kochasz inaczej, jeszcze nie wiesz jak, bo może nie przeżyłaś czegoś
takiego dotychczas, ale jestem pewny że się dowiesz. Uważasz miłość do mnie za
silniejszą, bo jeszcze nie rozpracowałaś tej do Erica.
- Harry…
-wzdycha cicho i kładzie dłoń na moim policzku. Oddycha szybciej i zamyka oczy
myśląc, trawiąc moje słowa.
Przysuwam do
niej nos i dotykam nim czubka jej nosa. Uśmiecham się przez naszą bliskość. W
odpowiedzi dziewczyna pociera lekko naszą skórę o siebie i wplątuje palce w
moje włosy. Leżymy tak wtuleni w siebie bawiąc się w całujące Eskimosy i
wdychamy nasz zapach.
Kelly
pachnie jak wiosna. Budząca się po zimie ziemia. Pąki kwiatów z drzew leniwie
rozwijających się w promieniach pierwszego ciepłego słońca. Ja pachnę jak
nadchodząca burza. Czuć pewien niepokój, duchotę, ale w końcu gdy deszcz spada
na ziemię i współgra z zapachem wiosny, jest to idealne połączenie…
Chciałbym
coś jeszcze powiedzieć, dodać jej otuchy, coś w rodzaju pocieszenia, że to
przeze mnie… mnie kocha. Ale mogę jedynie oddychać teraz z nią i być blisko jej
ciała.
- Chcesz,
żebym… -próbuję jakoś poskładać słowa w głowie. Jak mam powiedzieć, że
chciałbym, żeby mnie nie kochała, tylko po to, żeby czuła się dobrze,
szczęśliwie. – Chcesz, żebym cię opuścił?
- Nie.
–odpowiada po sekundzie.
- Chcesz
mnie przestać kochać? –zadaję kolejne pytanie, nawet nie drgając.
- Nie. –mówi
tym samym tonem.
- Chciałbym,
żebyś była szczęśliwa.
- A ja chcę,
żebyś szczęśliwy był ty.
- To raczej
nie możliwe w tej sytuacji. – i nagle przypomina mi się April. Wzbudza to u
mnie radość a jedocześnie złość, że właśnie teraz postanawia nawiedzić moje
myśli. Nie powinna mi w tym momencie przeszkadzać.
- Kiedy
będziesz szczęśliwy? – pyta i podnosi głowę by na mnie spojrzeć. Jej oczy się
załzawione i smutne. Nie lubię oglądać kobiety w takim stanie. To nie
naturalne, żeby płakały i szpeciły swój cudowny urok przez łzy żalu.
- Jak się
dowiem, to ci powiem. – uśmiecham się pocieszająco i wycieram kciukami mokre
smugi z jej policzków. Wzdycha z uśmiechem i zamyka oczy na długą chwilę
zastygając w leciutkim uśmiechu. Przyglądam jej się w uwagą. Otwiera oczy i
składa mały, krótki pocałunek na moich ustach, po czym turla się na drugą
stronę przez moje ciało i wstaje zmierzając w stronę drzwi kuchni.
- Pomogę ci,
bo zanim zrobisz ten obiad to ja umrę z głodu. –mówi do Briana i znika za
futryną, biorąc sprawy w swoje ręce.
Z niechęcią
się podnoszę z łóżka i również idę do kuchni. Nie chcę być teraz sam pomimo
zmęczenia i braku chęci do życia. Człowiek to zwierzę stadne, więc co się
dziwić, że chcę spędzić z nimi trochę czasu.
Kelly i
Brian stoją przy blacie kuchennym. Dziewczyna kroi paprykę w drobne paski a jej
towarzysz zawzięcie miesza coś na patelni. Ja przepycham się przez nich
wyciągając szklankę z półki i nalewam sobie do niej wody. Siadam wygodnie na
krześle, upijam łyk płynu i przyjmuję pozycję załamanego alkoholika, opierając
łokcie na blacie stołu i przykładając wierzch dłoni do czoła. Zamykam oczy i
zaczynam sobie wszystko analizować.
Stało się
tak wiele szczęśliwych rzeczy, ale jakoś nie potrafię się nimi cieszyć… Ta
rozmowa z Kelly wybiła mnie z rytmu rozmyślania o spotkaniu z April. Nie mogę
jej jednak zignorować, przecież tu chodzi o Kelly. Jest dla mnie jak siostra
(tak wiem, że byliśmy za blisko jak na rodzeństwo), chciałbym jej jakoś pomóc,
ale nie mogę nic zrobić, bo darzę ją tym samym uczuciem co ona mnie. Wiem, że
wolałabym, żebym był obojętny, nadal się z nią przyjaźnił, ale nie dawał oznak
pełnego przywiązania. Byłoby łatwiej zapomnieć o tym jak daleko się posunęliśmy
i puścić w niepamięć wszystkie chwile, kiedy obdarzaliśmy się wzajemnie opieką…
Ale ponieważ tak nie jest, to Kelly nie może sobie poradzić z natłokiem emocji
i doskonale ją rozumiem.
Do tego
dzisiejsza propozycja spotkania się z dziewczyną mojego przyjaciela wcale nie
jest lepszym tematem do rozmyślań. Oczywiście pokazałem Brianowi wiadomość,
którą otrzymałem od April, ale nie zareagował na to jakoś specjalnie. Uznał, że
jest zbyt głodny, żeby nad tym myśleć. Wieść o Miami i urlopie nie jest dla
mnie pocieszająca w tak trudnej sytuacji. Wolałbym rozwiązać sprawy
trudniejsze, a potem cieszyć się tymi łatwiejszymi.
- Brian, co
ja mam zrobić? –pytam, tępo patrząc się w stół.
- Ale z
czym?
- Z April.
Mam się z nią spotkać? – pytam jak dwunastolatka szukająca pomocy u matki w co
ma się jutro ubrać do szkoły.
- No… Tak.
Musisz się z nią spotkać. Co to w ogóle za pytanie?
- Pochwalasz
ten pomysł?
- A czemu
miałbym nie pochwalać? Spotkajcie się, przecież wiem, że jej nie zamordujesz na
zwykłym spotkaniu.
- No jak nas
razem ostatnio widziałeś to zostałem zajebiście sklepany… -mówię ponuro.
- Miałeś mi
tego nie wypominać! –krzyczy wymachując nożem w moją stronę.
-
Przepraszam, wiem. –mówię natychmiast i wzdycham przeciągle. –Więc mogę się z
nią spotkać na legalu, tak?
- Tak. –mówi
przez śmiech i stuka Kelly biodrem, a ta podaje mu coś czego akurat potrzebuje.
- Chcesz
przy tym być? –zadaję ostrożnie kolejne pytanie, jakbym stąpał po cienkim
lodzie.
- Nie. Znam
obie wersje wydarzeń, nie potrzebuję ich słuchać jeszcze raz. Poza tym, z tego
co wiem to wolelibyście być na osobności, więc nie zamierzam wam przeszkadzać.
- Ok. Kiedy
mógłbym się z nią umówić?
- Nie wiem,
stary, no! Kiedy chcesz! Nie będę za was decydować…
- Dość jasno
określiłeś co jest twoje i jakie masz zasady, więc nie chciałbym ich jakoś
podważać, dlatego pytam.
- Znowu mi
wypominasz, że cię uderzyłem.
- Dość
trudno zapomnieć, że jesteś w stanie zrobić coś takiego. –za dużo słów, za dużo
gadam.
- Harry,
przepraszam! –wrzeszczy i odwraca się w moją stronę, rzucając wszystko co miał
w rękach na blat. Kelly lekko podskakuje i patrzy to na mnie to na Briana.
- Brian.
–szepcze do niego cicho i dotyka jego ramienia.
- To ja
przepraszam. –mówię i znów przecieram twarz dłońmi.
- Będzie ci
lepiej jeśli to ja wyznaczę datę i godzinę? – pyta mnie przyjaciel, bardzo
spokojnie.
- Tak.
–przyznaję szczerze – Chcę wiedzieć, że będziesz miał nad tym pewną kontrolę,
będę czuł się lepiej jeśli to ty zdecydujesz.
- Jutro po
treningu. Umyjesz się u mnie i zabierzesz ze sobą April. Niech ona wybierze
miejsce. – mówi normalnie, co mnie dziwi, że nie musiał używać sarkazmu czy
bluźnierstw.
- Dobrze.
- No i
dobra. – mówi i z lekkim uśmiechem wzdycha. – Jemy! –pogodnie oznajmia i stawia
przede mną talerz.
~*~
-
Powtarzamy. – wzdycha Brian i podchodzi do radia odtwarzając piosenkę, którą
skręcił Matthew z Cindy, po raz setny tego dnia.
Jesteśmy w
sali tanecznej w domu Briana i trenujemy już od paru ładnych godzin. Chcąc nie
umrzeć z wycieńczenia siadam na podłodze a moja głowa opada między kolanami.
- Zaraz
umrę. –narzeka Eva.
Nikomu się
już nie chce. Nawet bliźniacy opadli z sił. Patrzą na siebie i dyszą. Nie chce
im się nawet dokuczyć swoim dziewczyną jak to zawsze mają w zwyczaju, robienie
jakiś małych zalotów czy zwykłe robienie z siebie durnia. Jedynie Christopher
wydaje się być niewzruszony tym, że Brian chce ponownie zatańczyć.
Od kiedy
tylko wszedł na salę jest zdenerwowany. Gdy tylko jego spojrzenie skrzyżowało
się z Briana napięcie w nim wzrosło. Nie wiem czy Christopher ma do Briana aż
taki żal, że postanowił z nami nie tańczyć, tylko nas trenować. Też tego nie
pochwalam, zwłaszcza przed Miami, ale nie mogę nic na to poradzić, to jego
decyzja i gniewanie się nic nie da.
Moim zdaniem
Christopher trochę przesadza, ale jemu też nie będę prawił kazań jak ma się
zachowywać. Co mnie to z resztą obchodzi, są dorośli, niech robią co chcą.
Nikki podchodzi
do Chrisa i zawiesza leniwie na nim ramiona obdarowując go słodkim cmoknięciem.
Odwracam wzrok nie chcąc zabierać im tej chwili dla siebie i patrzę na swoje
bose stopy. Przecieram błyszczące od potu czoło dłonią i z litością patrzę na
Briana.
- Daj nam
przerwę. –proszę go a w tym samym momencie, któraś z dziewczyn, Gigi albo Cindy
siada mi na plecach. Chwytam za kostki dziewczyny i rozpoznaję przez to Cindy,
która zaczyna lekko chichotać, gdy łaskoczę jej podeszwę.
- Chciałbym
przećwiczyć to tylko raz. I na dzisiaj skończymy, obiecuję.
Kiwam
jedynie głową, że zgadzam się na taki układ i wstaję nadal mając Cindy na
karku. Piszczy i mocniej się mnie łapie.
- Harry!
Przewrócimy się. –mówi oskarżycielsko, ale śmieje się w głos.
- Spokojnie
młoda.
Przeciągam
ją po swoim ciele, wykorzystując ruch z układu i wyginam jej ciało w przeciwną
stronę nachylając się nad nią. Pewnie sprowadzam ją do pionu, a jej włosy
podskakują przy tym w górę. Nie dzieli nas żadna przestrzeń, jesteśmy
maksymalnie blisko siebie. Z uśmiechem wzdycha w moje usta i okręca się
wspomagając się moją dłonią.
- Jesteś
strasznie spocony. –komentuje i klepie mnie w nagi tors swoją drobną dłonią.
- Odezwała
się. –śmieję się krótko i walę ją w tyłek gdy idzie na swoje miejsce w grupie.
Muzyka
zaczyna grać w głośników zamontowanych w każdym rogu sali. Shrek i Wall-e stają
na przodzie a po ich zewnętrznych stronach Fiona i Eva. Ja stoję tuż za nimi, z
prawej mam Cindy z lewej Gigi, za nimi jest Matthew i Eric. Na końcu
Christopher z Nikki i Loren. Zaczynamy tańczyć od początku układ, a Brian
pilnie nas obserwuje wykonując skromne ruchy i kiwając głową gdy dobrze coś
zrobimy, że o tu mu chodziło. Jestem wykończony, ale nie chcę tego po sobie
jeszcze poznać. Skupiam się na krokach, na tym, żeby podczas podnoszenia
dziewczyn nie ich wyśliznąć z rąk. Wszystkie
emocje sprowadzam do tańca.
- Dobrze!
–mówi entuzjastycznie Brian uśmiechając się szeroko w naszą stronę. –Nawet nie
wiecie jak cholernie dumny z was jestem. Miami czeka na was w rozłożonymi
rękami. To tylko początek tego jak wiele osiągniecie.
- Chyba MY.
–poprawiam go, nie biorąc w ogóle pod uwagę tego, ze mógłby zrezygnować i
pozwolić rozwijać się nam samym. Jako tancerz jest świetny, jako trener jest
zajebisty. Grupa bez niego nie będzie tak dobra. Uśmiecha się jedynie pogodnie
po tych słowach obdarowując mnie spojrzeniem i klaszcze w dłonie przykuwając na
sobie uwagę innych.
- Na dzisiaj
koniec! Jedzenie w kuchni jak zawsze, woda w lodówce, zostawcie Harremu jakiś
prysznic, bo śmierdzi najbardziej –śmieje się i marszczy nos. – Żartuję,
wszyscy cuchniecie.
Dziewczyny
gromadzą się w małą grupkę i zaczynają plotkować a Brian idzie w stronę drzwi
od sali tanecznej. Dopiero teraz zauważam w nich drobną sylwetkę dziewczyny
opartej ramieniem o framugę drzwi. Przygląda się Brianowi, który stąpa powoli w
jej stronę jakby się trochę droczył. Lekki uśmiech pojawia się na jej twarzy
gdy chłopak kładzie jedną dłoń na jej biodrze a drugą na policzku. Składa na
jej ustach długiego, słodkiego całusa a po tym przybliża ją do swojego ciała i
przytula.
Ciężka gula
podchodzi mi do gardła i dziwnie się czuję nie mogąc jej przełknąć. Żeby się
czymś zająć, wycieram brudną koszulką czoło mokre od potu i wzdycham,
potwierdzając coś co Gigi do mnie mówiła, ale nie załapałem. Wiem, że jestem
gotowy stawić czoła spotkania się z nią sam na sam, na trzeźwo i relacji po tym
dla Briana, ale nie jestem chyba gotów patrzeć na nich razem.
Sala zrobiła
się pusta. Zostałem w niej tylko ja, przeglądający szkice Cindy leżące na
parapecie i tamta dwójka wtulona w siebie przy wyjściu. Jest mi niezręczne,
więc wolę pokazywać, że czymś się zajmuję i czekać aż wyjdą znudzeni czekaniem
na mnie.
- Harry,
chodź już. Zostaw te szkice popracujemy nad tym później. Pewnie jesteś głodny.
– mówi opiekuńczo Brian – I naprawdę musisz się wymyć. –śmieje się lekko.
- Już, już.
Chciałem coś tylko sprawdzić. –nie wymigam się od tego, żeby na nich nie
spojrzeć.
- Masz
dzisiaj pewne spotkanie. –przypomina mi przyjaciel.
Hmm…
Doskonale o tym wiem. To dziewczyna, którą obejmujesz.
- Idę, idę.
–powtarzam dwukrotnie i zostawiam papiery w spokoju.
Niepewnym
krokiem, rozglądając się po sali i udając, że sprawdzam czy niczego nie
zostawiłem, zmierzam w ich stronę. Cholera, nawet nie wiem jak mam się z nią
przywitać, żeby nie narazić się na dzikie spojrzenie Briana.
- Cześć…
April. –mówię zwyczajnie z lekkim wahaniem i patrzę na nią krótko po czym
przenoszę wzrok na przyjaciela.
- Hej. –mówi
cicho a Brian pociera jej ramię swoją dłonią.
- Um… to. To
ja idę pod ten prysznic. Zobaczymy się w kuchni? –pytam nadal podtrzymując
kontakt wzrokowy z Brianem.
- Tak,
pewnie. Jak nas tam nie będzie to znaczy, że jesteśmy w sypialni.
W sypialni.
Ok, to normalnie, nie powiedział tego w żaden sprośny sposób. A nawet jeśli
zajmą się sobą… dokładniej, to nie powinno mnie to w ogóle obchodzić, czy
ruszać, bo przecież są razem i… nie, nie ważne. Odchrząkuję i wchodzę po
schodach na górę.
-Będę pukać.
–zapewniam i słyszę z dołu śmiech Briana.
~*~
Po
wywalczeniu sobie łazienki przed Shrekiem i szybkim prysznicu, poszedłem do
kuchni poszukać Briana z April. Oczywiście to nie był jedyny powód pójścia
akurat tam, bo jestem cholernie głodny i muszę coś zjeść. Rozglądam się po
kuchni, jadalni i salonie, ale widzę wszystkich oprócz tych dwojga. No cóż…
będę musiał zapukać do sypialni Briana.
- Cindy,
skarbie, wiesz jak bardzo cię lubię. –mówię do dziewczyny, która najwyraźniej
też dopiero co wyszła spod prysznica u góry, bo szykuje sobie teraz kanapki i
przyciągam ją sobie do ciała wdychając jej świeży zapach.
- Nie zrobię
ci jedzenia, nie ma mowy. –mówi od razu odgadując moje myśli.
- Proszę.
–szepczę w jej ucho i wtulam się w jej szyję. – Wiesz, że nie lubię gotować.
- To nie
gotowanie, tylko przetrwalnikowe przygotowywanie sobie kanapek, Harry. Nawet
dzieci to umieją robić.
- Błagam
cię, Cindy. –wzdycham i przytulam ją od tyłu jeszcze mocniej.
Oczywiście
wywalczam od dziewczyny zrobienie mi kanapek i uwalam się z nią na kanapie w
salonie. Z racji tego, że zrobiła mi jedzenie, zażądała sobie leżenia na mnie
podczas oglądania jakiegoś filmu, który włączył Matt. Zaczynamy gadać jak to my
o wszystkim i o niczym. W tym czasie wypijam małą butelkę wody, a gdy patrzę na
zegarek zrywam się z kanapy jak poparzony. Od końca ćwiczeń upłynęło półtorej
godziny. To chyba odpowiedni czas, żeby w końcu jechać gdzieś z April i
porozmawiać. Szczerze to naprawdę chcę mieć to za sobą.
- Co ci się
stało? – pyta Christopher widząc moją nagłą reakcję.
- Um… jadę
gdzieś. Muszę tylko… -patrzę na wszystkich, bo jestem głównym obiektem ich
spojrzeń i odchrząkam. – Wyślę do was Briana.
Odchodzę zostawiając
ich w niepewności. Wchodzę do góry i wlokę nogami w stronę pokoju Briana. Nie chcę
im przeszkadzać, ale im dłużej zwlekam z tym bardziej niepewnie się czuję. Co ja
będę z nią robił? Wiem, że chce się dowiedzieć co się właściwie stało tamtej
nocy, być może chce mi podziękować, albo przeprosić jeszcze raz w imieniu
Briana za to co się stało rano. Ale to właściwie tyle. Gdzie mam ją zabrać, co
mamy robić? Nic nie wiem. I mam jakieś dziwne przeczucie, że Brian wcale nie
pochwala tego, że się spotkamy, bez niego. Jest wobec niej taki czuły. Ona tego
tak nie okazuje, ale wiem, że to co mój przyjaciel czuje jest mocne i
prawdziwe, więc boję się trochę jego reakcji na to wszystko.
Biorę głęboki
wdech i pukam w drzwi do jego sypialni. Słyszę stłumione ‘proszę’ i niepewnie
wchodzę do środka. April leży na łóżku z dłońmi pod głową i zamkniętymi
powiekami. Brian w tym czasie, w którym przekraczam próg, podnosi się z łóżka i
przeciąga się w bok.
- Zasnęła. –mówi
spokojnie i wzdycha. – Nie chciałbym jej teraz budzić.
- W
porządku, przyjdę później. –chwytam za klamkę i kiwam do niego głową.
- Nie,
zostań. –przerywa mi. – Chciałbym, żebyś coś zobaczył. Powiesz mi czy ci się
podoba. – mówi cicho i przechodzi do balkonu.
Idę za nim
ukradkiem zerkając szybko na śpiącą dziewczynę.
- Wiesz jaki
jestem. Musiałem obczaić wszystko to co napisaliśmy po pijaku, jeszcze raz. –
śmieje się i siada na krześle. Na stoliku ma plik kartek, ale podaje mi tylko
jedną z nich leżąca na wierzchu.
- Co to?
- Piosenka. Przepisałem
ją. Czegoś jej definitywnie brakuje, ale nie wiem jeszcze czego. Na razie mamy
tyle. –tłumaczy, gdy siadam wygodniej i zaczynam czytać tekst naszej piosenki.
Ma dwie
zwrotki. Przydała by się jeszcze jedna, trochę inna niż pozostałe, żebyśmy
mogli śpiewać ja razem.
- Trzeba
zrobić jeszcze jedną, żebyśmy… -zaczynam, ale Brian postanawia mi przerwać.
- Musimy śpiewać
coś razem. –ekscytuje się. Zupełnie jakbyśmy mieli połączone mózgi.
- O tym
myślałem. –uśmiecham się i patrzę na jego szeroki uśmiech. – Podoba mi się…
-chwalę nasze dzieło i rozsiadam się wygodniej. – Powiem ci, że dobrze nam to wyszło.
- Tak. –mówi
z zadowoleniem i nachyla się nad papierami. – Chciałbym zrobić jakiś oddźwięk.
Wiesz o co mi chodzi? Że ja coś śpiewam a ty robisz echo. Albo na odwrót.
- Fajny
pomysł, tylko, że nie mamy jeszcze słów. –zauważam i oddaję mu szkic piosenki.
- Wieeem.
Ale podoba ci się to co już mamy?
- No
przecież mówię.
- Myślałem
również nad tym, żebyś… zagrał ją na fortepianie. – przyznaje i bada moją
reakcję.
- Ja? –zadziwienie
w moim głosie jest dokładnie wyraźnie.
- No tak. Lepiej
będzie z fortepianem, niż z gitarą.
- Ale
dlaczego ja?
- Nie wiem.
Myślałem, że lubisz grać na fortepianie.
- Bo lubię,
ale gram tylko stare, zajebiście długo uczone kawałki. Dziwnie mi będzie grać
coś nowego.
- No musisz
spróbować. –mówi uśmiechając się szeroko i wstaje. – Zostawiłeś ich wszystkich
na dole samych?
- Taaa.
Mówiłem, że cię do nich przyślę, bo ja muszę coś załatwić…
- Dobra, to
idę. Gdzieś w papierach powinny być nuty, możesz zacząć już coś ogarniać. Ah, i
opiekuj się nią. –mówi kiwając lekko głową w stronę okiem balkonowych- Jak wstanie
to zabierz ją na jakieś żarcie czy coś, bo powinna być głodna. Chcesz jakąś
kasę? –pyta, ale energicznie kręcę głową w odmowie- W takim razie życzę wam
miłego wieczoru –unosi znacząco brwi w górę, ale posyła mi skromny uśmiech- O
dziesiątej masz mi ją odstawić z powrotem –grozi palcem żartując i wychodzi.
Przeglądam kartki
i znajduje nuty, które nagryzmolił ołówkiem na pięciolinii. Warto spróbować,
najwyżej jak mi nie wyjdzie on będzie grał. Albo zostaniemy przy gitarze. Wchodzę
do jego pokoju, obserwując spokojnie śpiącą April. Jej ciemno blond włosy rozłożone
są na poduszce w okrąg, a jedno pasemko spada na jej policzek. Od razu mam
ochotę podejść do niej i zgarnąć je w
tył, ale upominam się w myślach, żeby tego nie robić. Przyglądam jej się
dokładniej. Ma na sobie zwykłą niebieską jak niebo bluzkę z rękawem do łokcia i
czarne rurki. Na nogach jasne balerinki zakrywające palce stóp. Przypomina mi
się widok jej zakrwawionych stóp i aż przechodzi mnie dreszcz.
Nie powinien
tak długo się jej przyglądać dlatego podchodzę do fortepianu i siadam na
krześle ustawiając nuty na wsporniku. Czy w ogóle powinienem teraz grać? Nie chciałbym,
żeby się przeze mnie obudziła. Fortepian stoi w drugim końcu ogromnego pokoju,
ale jednak będzie mogła to usłyszeć. Wciskam jeden, przypadkowy klawisz i
patrzę czy reaguje na ten dźwięk. Nie rusza się nawet o milimetr, więc wzdycham
i postanawiam jednak zagrać.
Patrzę na
nuty. Nie będzie trudno to zagrać. To dość wolna piosenka, melodia będzie
raczej spokojna i nie skomplikowana na tyle, żeby się nie można było jej
nauczyć. Wciskam pierwsze klawisze i odwracam się jeszcze raz, żeby upewnić
się, że April nadal śpi. Zaczynam grać, powoli rozszyfrowując jak długo i jaki
klawisz mam przyciskać. Po kilku próbach melodia zwrotki zaczyna jakoś istnieć.
Kolejny raz zaczynam od początku aż dochodzę do perfekcji, a przynajmniej tak
mi się wydaje. Dla pewności odwracam się w stronę łóżka, ale tym razem April
nie śpi. Siedzi z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej a policzek ma
wciśnięty w jedno kolano. Z uwagą na mnie patrzy i mruga powolnie.
- Obudziłem
cię. –stwierdzam żałując, że w ogóle zacząłem grać.
- Mój ojciec
grał na pianinie. Zasypiałam i budziłam się słuchając melodii, które grał. –
mówi ignorując to co powiedziałem.
Kiwam jedynie
głową na jej wyznanie i przyjeżdżam palcami po klawiszach, ale nie na tyle
mocno, żeby wydobyć z nich jakiś dźwięk.
- Brian
wszedł na dół. Mówił, żebym poćwiczył. Nie chciałem cię obudzić. –przyznaję i
znów na nią patrzę.
- Nie
szkodzi.
Siada na
skraju łóżka i oblizuje lekko usta. Wstaje i idzie w moją stronę. Siada na
skrawku krzesła obok mnie. Jest na tyle szerokie, że spokojnie mieszczę się na
nim z Brianem. April wybiera powierzchnię małą, daleko ode mnie. Jej chude,
smukłe palce naciskają na białe klawisze zaczynając grać pierwszy podkład do naszej
piosenki, który normalnie zagrałbym lewą ręką, więc postanawiam zagrać drugi
podkład tylko prawą, żebyśmy się współgrali. Dziewczyna patrzy na nuty i z dokładnością
odwzorowuje melodię piosenki. Wydaje mi się, że brzmi to lepiej niż grałem to
sam. Dochodzimy w końcu do urwanego kawałka piosenki.
- Piękna. –komentuje
i spogląda na mnie szybko lecz znów ucieka wzrokiem w bok. – A gdzie słowa?
- Jeszcze
nad nimi pracujemy. Mam nadzieję, ze będą ci się podobały tak samo jak melodia.
Brian… -zaczynam niepotrzebnie i urywam zaczęte zdanie, bo wcale nie chcę go
wypowiadać. April obraża mnie swoim spojrzeniem i wyczekuje na to co powiem. –
Brian z pewnością myślał o tobie pisząc tę piosenkę. –mówię i aż zaczyna mnie
kłuć serce.
- O mnie? –unosi
brwi ze zdziwienia i kręci krótko głową. – Z pewnością to nie ja byłam
inspiracją…
- Jak już
będzie gotowa w całości to zobaczysz, że jest o tobie. – zarówno od strony
Briana jak i od mojej- dopowiadam w swoich myślach.
- Nie sądzę.
–mówi przez lekki uśmiech i spuszcza głowę na dół z zawstydzenia. – Ale skoro
tak uważasz…
Odchrząkam i
składam kartkę na pół tak jak wyglądała wcześniej. Zerkam na nią i wzdycham.
- Gdzie byś
chciała iść? –pytam a ona spogląda na mnie długo i upajam się jej skromnym a jednocześnie
jakże ślicznym wyglądem.
Wzrusza ramionami
i zaciska usta w jedną, prostą linię. Wydaje mi się, że jest jeszcze chudsza
niż gdy ja poznałem, jeszcze bardziej niepewna. Nie trzaska optymizmem na lewo
i prawo, ale nawet nieśmiałe osoby mają zawsze coś do powiedzenia. Byle co, ale
zawsze coś. April zupełnie taka nie jest. Jakby mogła to by się w ogóle nie
odzywała i w ogóle nic nie robiła w stronę zaprzyjaźnienia się z kimkolwiek. Nie
rozumiem jej dystansu do społeczeństwa.
- Brian chciał,
żebym zabrał cię do jakieś restauracji, żeby zjeść.
- Nie jestem
głodna, ale możemy tam iść jeśli ty jesteś głodny.
- Kazał ci
zjeść. –marszczę brwi mówiąc to. Przecież mówił, ze będzie głodna, bo dawno nic
nie jadła. Co ona mi teraz wkręca?
- Dobrze,
więc możemy coś zjeść. – mówi trochę od niechcenia i wstaje. Robię to samo i
odkładam nuty na biurko Briana. Bierze z komody małą torebkę i zawiesza ją
sobie przez ramię.
- Masz swoją
ulubioną restaurację? –pytam i otwieram przed nią drzwi.
- Nie. Raczej
nie… -odpowiada i chce skręcić w lewo schodami na dół gdzie siedzą wszyscy, a
ja chciałbym jednak uniknąć ich ciekawskich spojrzeń i dociekliwych pytań.
Chwytam ją z
nadgarstek zatrzymując. Przez to, że pozwalam ją sobie dotknąć głos grzęźnie mi
w gardle. Nawilżam usta językiem, ale i to nie pomaga mi wykrztusić z siebie
słów. April patrzy a moją zaciskającą się wokół jej nadgarstka dłoń. Delikatnie
obluzowuję uścisk i walczę o każdą kolejną chwilę by nasza skóra się stykała. Nie mogę tego jednak
ciągnąć w nieskończoność i w końcu spuszczam rękę na dół.
- Tamtędy
będzie szybciej do garażu. –tłumaczę i zaraz odchrząkam. – Chyba, że chcesz się
jeszcze pożegnać z… Brianem.
- Nie w
porządku. Możemy iść od razu przez garaż. –dotyka drugą dłonią miejsca gdzie
przed chwilą ją złapałem. Masuje lekko palcami odstającą kostkę. Zapraszam ją
gestem dłoni, aby szła w przeciwnym kierunku.
Schodzimy po
schodach znajdujących się przy sali tanecznej, ale do niej nie skręcamy tylko
idziemy prosto korytarzem wprost do garażu. Po prawej stronie stoją wszystkie
samochody Briana i jego ojca Petera, po lewej motory i samochody przyjaciół,
którzy go odwiedzają. Każdy z nas ma już własne miejsce parkingowe. A ja
czasami nie mam gdzie postawić głupiego motoru przy swojej kamienicy. Zasrany bogacz.
- Mam
nadzieję, że nie boisz się jeździć motorem? –pytam i siadam na swoim pojeździe.
- To nie
jedziemy samochodem? –pyta lekko zestresowana i patrzy na kask, który jej
podaję.
- Tak się
składa, że samochodu na tę chwilę nie posiadam. Załóż kask. – mówię i bardziej
wypycham go w jej stronę.
- Nie wsiądę
na to. –protestuje i robi krok w tył.
- April. –wzdycham
i podnoszę się z motoru. – Nie każę ci go prowadzić.
- Harry…
-szepcze i kiwa głową spuszczając ją w dół.
Dziwnym sposobem
moje imię wypowiedziane przez nią wydaje mi się najpiękniejszym słowem jakie
kiedykolwiek usłyszałem. Jest jak miód na moje uszy. Natychmiast moje serce
zaczyna się rozpływać, a jednocześnie rozpiera mi klatkę z dumy. Wolną dłonią
dotykam jej policzka i zmuszam by na mnie spojrzała. Lekko się wzdryga, ale w
końcu na mnie patrzy. Jej nieokreślone dla mnie kolorem tęczówki przeskakują z
prawej na lewą stronę patrząc w moje oczy.
- Nie wsiądę
na motor, Harry. –mówi cicho rozpraszając ciszę między nami.
- Boisz się?
- Tak. I nie
chcę na niego wsiadać.
- Będziesz
przy mnie. Nic ci się nie stanie. –zapewniam i delikatnie przecieram kciukiem
po jej skórze.
- Nie. –mówi
krótko i wzdycha nerwowo.
- Boisz się mnie?
–pytam trochę kpiąco.
- Nie o to
chodzi, ja…
- Nie ufasz
mi?
- Nie wiem.
- Powinnaś
to wiedzieć. Skoro Brian mi ufa na tyle, żeby ci mnie powierzyć, to ty też
powinnaś mi zaufać. To tylko motor.
- I tak się
go boję.
- A czy
boisz się mnie? –powtarzam pytanie i zamierzam uzyskać tym razem odpowiedź. Dziewczyna
bije się z myślami i milczy długo wpatrując się na mnie. Spuszcza w końcu wzrok,
nie mogąc znieść przytłoczenia i wydycha drżąco powietrze. – Odpowiedź mi. –proszę
łagodnie i przerzucam jej włosy w tył. Jej drobne ciało przebiega dreszcz, gdy
opuszkami palców dotykam jej karku.
- Nie boję
się ciebie, Harry.
- A więc mi
tylko nie ufasz? –szepczę i niechętnie odsuwam od niej dłoń.
- Ufam ci. –wyznaje
cichutko, a mnie serce rozpala się żywym ogniem.
Obdarowuje mnie
spojrzeniem. Niepewnym, ale jednak. Minimalnie podnoszę kąciki ust i robię
długi wdech. Nakładam na jej głowę kask i sprawdzam wszystkie szelki dociskając
je na wszelki wypadek. Siadam na motorze i wyciągam dłoń, żeby pomóc wejść na
niego April.
- Błagam
jedź powoli. –skomli za mną gdy już siada.
- Będę. –mówię
przez śmiech i odpalam silnik motoru.
Gdy tylko
pierwszy dźwięk warkotu dobiega do jej uszu, gwałtownie do mnie przylega
zaciskając wokół mojego torsu ramiona. Cwany uśmiech zdobi zapewne moją twarz. Patrzę
na dziewczynę przez ramię i mimowolnie kręcę głową.
- Nie bój
się! – krzyczę lekko i powoli, naprawdę powoli, wyjeżdżam przez bramę. April
zaciska pięści na mojej koszulce i czuję jak jej ciało bardzo się spina.
Chociaż raz
to ona do mnie lgnie a nie ja do niej. Podświadomość bije ospale, ale z dumą
brawo i rozsiada się wygodnie na kanapie. W drogę…
____________________________________________________________
Tak bardzo wydawało mi się, że ten rozdział jest niedorzecznie długi, ale jak go wstawiłam to wcale taki nie jest. Ugh nevermind XD
Helou, co tu się właśnie stało?
Kelly wgl kjfsklga yaaaas *-*
To tańczenie<< nie umiem tego pisać, nie wiem w co ja się wpakowałam serio XD
Hapril... będzie się juz coś więcej działo promise jak na razie tyle mogę dać a czo :D
Brian aka sklepałem cię kiedyś, ale teraz rób z nią co chcesz yolo (obiecuję, że kiedyś wyjaśnię jego zachowanie w tym momencie)
Cóż ja mogę powiedzieć więcej?
Jakiś komentarzyk który rozweseli moje serce były dla mnie super pocieszeniem i motywacją ;3
Do następnego.
A.
Brian lasfhkshkhakljhkjhkfdjg *_* ok, bye xx