Cały czas
jej słowa odbijają się od moich myśli.
Dlaczego
miałbym się do niej nie przybliżać? Dlaczego nie chce mi na to pozwolić? Gdy
tylko jej dotknąłem uciekła, nie mogła nawet na mnie patrzeć, jakby się bała,
że zrobię jej coś spojrzeniem, że mój dotyk jej zaszkodzi.
Jestem jak
trucizna. Coraz bardziej zaczynam się zastanawiać czy kiedyś nie została
skrzywdzona… Może ma uraz do mężczyzn a tylko Brian znalazł złoty środek by do
niej dotrzeć. Jest taka bez emocji, skryta a gdy tylko przekracza się jej
granice wycofuje się.
Nic nie
rozumiem. Kompletnie nic nie rozumiem.
Więc nie wódź
mnie na pokuszenie.
Co to ma
właściwie znaczyć? Oprócz moich chorych myśli nie zrobiłem nic w stosunku do
niej, żeby uważała, że mógłbym ją uwieźć. Nie sprawiałem, że czuła się nie
komfortowo, nie narzucałem się jeśli nie chciała mojego towarzystwa. Na treningach
nawet z nie zamieniłem z nią słowa, bo wiedziałem, że by sobie tego nie
życzyła.
A teraz mówi
bym nie wodził jej na pokuszenie…
Być może źle
interpretowałem własne czyny?
Cholera
jasna, ale ja potrzebuję z nią kontaktu! Nie wiem nawet po co?!
- Wybacz mi
Harry. Nie chciałam, żeby to tak wyszło… -szepcze i opiera głowę o dłoń. – Nie powinieneś
mi pomagać. Nie wiem co o mnie myślisz, co aktualnie do mnie czujesz… po tym
wszystkim. Wolałabym, żebyś mnie nie znalazł.
To jest jak
nóż w moje serce. Cofam te wszystkie myśli. Teraz chcę jedynie dotrzeć do tego
o czym ona mówi… jest to zupełnie nie zrozumiałe.
-
Chciałabyś, żebym cię zostawił pijaną na ulicy? –pytam a ona błądzi wzrokiem po
pomieszczeniu.
Długo
zastanawia się nad odpowiedzią. Oddycha wolno uspokajając kołaczące serce. Pikanie
jest łagodniejsze niż przed chwilą gdy jej dotykałem… Chcę ponowić pytanie, ale
April otwiera usta by coś powiedzieć. Z utęsknieniem czekam na to co wypłynie z
jej ust. Jak na razie tylko zdycha. Moje zdziwienie całą tą sytuacją jest nie
do opisania, nie jestem nawet w stanie powiedzieć, czy ja w ogóle o czymkolwiek
potrafię myśleć. Siedzimy w ciszy nawet na siebie nie patrząc.
- Tak. –mówi
w końcu, a ja nie wiem na co tak właściwie mi odpowiedziała. Analizując chwilę
naszą rozmowę stwierdzam, że odpowiada mi na to pytanie, które teraz nie
przeszłoby mi przez gardło gdybym chciał zadać je ponownie.
- Nie. –protestuję
– Nie –mówię jeszcze głośniej, żeby przekonać ją, że to ja mam rację nie ona.
- Powinieneś
zapomnieć o tym co się stało…
- Jak mam
zapomnieć o czymś takim? Ty… twoje ciało, ono… było takie kruche, ty byłaś taka
bezwładna, potrzebująca pomocy, mojego wsparcia, czasu, uwagi. Jak mógł bym
zapomnieć, że tak bardzo mnie potrzebowałaś? – pytam z żalem a ona zakrywa
swoją twarz dłońmi.
- To było
nie rozsądne. –mówi cicho.
- To było
nie rozsądne i to jak! –besztam ją łagodnie i kręcę z niedowierzaniem głową… -
Masz pojęcie co ja wtedy czułem, April?
Kręci jedynie
głową i patrzy się na palec z klamerką. Pikanie znowu staje się mocniejsze i
bardziej natarczywe. Sfrustrowany zdejmuję to z jej palca i sygnał gaśnie
powodując ciszę.
- Harry…
-karci mnie używając mojego imienia.
- Nie mogę
już tego słuchać. Siedzisz tu taka spokojna, ale twój organizm mówi zupełnie co
innego… Dlaczego? Dlaczego do cholery?
- Nie
powinno tak być… Musisz już iść, Harry.
- Nie
odrzucaj mnie! Co ja ci robię, że mnie tak unikasz, dlaczego mam się od siebie
odsunąć? Zupełnie tego nie rozumiem, wytłumacz mi dlaczego nie mogę przy tobie
być mimo, że czuję, że chcesz abym cię wspierał?
- Ja nie
mogę od ciebie tego oczekiwać! Po prostu nie mogę ci tego robić…
- Może ja
chcę być częścią twojego życia, może chcę ci pomóc, nie oczekując niczego w
zamian?
- Nie mogę,
rozumiesz? Nie mogę ci na to pozwolić…
- O czym ty
mówisz?! April do cholery, o co w tym wszystkim chodzi?
Drzwi do sali
otwierają się i wchodzi do niej Brian z lekkim uśmiechem. W dłoni trzyma
plastikowy kubek z wodą. Podchodzi do nas i podaje go April. Dziewczyna chwyta
go w obie dłonie jakby nie była pewna, że da radę utrzymać go jedną. Brian
przejeżdża dłonią po jej ramieniu i siada na krześle po drugiej stronie łóżka. Patrzy
na klips, który zaciskam szczelnie w dłoni i powoli wyciąga mi go z ręki nakładając
na palec swojej dziewczyny. Urządzenie zaczyna pracować z niewiarygodną szybkością
mimo, że April nie wygląda na zdenerwowaną.
- Łoł, stało
się coś? Tętno nie wygląda na normalnie.
- Nie. –
odpowiada April i sączy powoli wodę. We mnie aż gotuje się, żeby wykrzyczeć, że
nic nie jest w porządku, ale tylko odwracam głowę w drugą stronę i zamykam
oczy, aby się uspokoić.
-
Rozmawiałem z lekarzem, nie wypiszą cię dzisiaj… Musisz zostać na jeszcze jedną
noc na obserwację. Nie mogłem nic zrobić, żabcia. Lekarz powiedział, że to
konieczne.
- Brian, ale
ja nie chcę tu już być.
- Wiem, ale
tak będzie lepiej. Może poczujesz się trochę silniejsza?
Odwracam się
w jego stronę i widzę strapioną minę mojego przyjaciela. Spogląda ma mnie i
wzdycha lekko po czym wlepia wzrok w oczy dziewczyny i uśmiecha się do niej
pokrzepiająco. Dotyka lekko jej dłoni na co zamyka oczy, nie tak szczelnie jak
zrobiła to gdy ja ją dotknąłem, ale jednak… Brian gładzi chwilę jej odstające
knykcie i odsuwa dłoń chwytając się za włosy aby je przeczesać. Dziewczyna bierze
głęboki wdech i wysila się na skromny uśmiech do mojego przyjaciela.
- Muszę się
zobaczyć z matką…
- Dobrze,
przywiozę ją. –zgadza się natychmiast, niemal odruchowo i wstaje pragnąc od
razu spełnić jej prośbę. – Harry pojedziesz ze mną?
- Wolałbym
zostać, żeby April nie czuła się tu samotnie. –patrzę na nią z przekąsem i
wiem, że ją zdenerwowałem.
- Nie musisz
ze mną siedzieć. –patrzy prosto w moje oczy i z naciskiem na każde słowo
uzmysławia mi, że powinienem jechać z Brianem.
- Dobra to
jadę. Jak będziesz czegoś potrzebowała to Harry to załatwi.
Podchodzi to
mnie, całuje mnie w skroń i przyciąga moją głowę do swojej piersi lekko trąc
dłonią o włosy. Ze szczerym śmiechem nazywam go „idiotą” i odpycham od siebie
mówiąc pożegnalne „spieprzaj, gejuchu”. Wychodzi śmiejąc się tak jak Brian,
którego tak strasznie kocham za jego debilizm.
- Naprawdę
nie musisz ze mną siedzieć… -mówi gdy tylko Brian zamyka drzwi.
- Naprawdę
nie musisz tego powtarzać. I tak zostanę. Zbyt wiele spraw mamy niewyjaśnionych.
–odpowiadam i wstaję z łóżka podchodząc do okna i ślepo się w niego wpatruję. Wkładam
sobie dłonie w kieszenie dżinsów i nabieram powietrza. – Porozmawiamy sobie.
- Nie chcę
rozmawiać.
- Dlaczego
płakałaś na wieść, że Christopher spowodował wypadek? –rzucam odległą sprawę na
światło dzienne. Właściwie nawet nie myślałem, że ciągle to pamiętam.
- Harry…
- Opowiadaj,
i tak ci nie odpuszczę.
Milczy. Moja
nerwowość trochę mnie dziwi. Może jest ona spowodowana tym jak bardzo zraniła
mnie słowami, które wypowiedziała? Nie chcę jej na razie popędzać z
odpowiadaniem, ale muszę znać te wszystkie dręczące mnie sprawy, z którymi nie
umiem sobie poradzić.
-
Przypomniało mi się jak to ja… my mieliśmy wypadek. Od razu pomyślałam o tym
najgorszym.
- Przecież
nawet go nie znałaś? Czemu tak bardzo się przejęłaś?
- Tłumaczę
ci, że przypomniało mi się to wszystko… To było instynktowne zachowanie.
- Dlaczego
nie jesz? – zadaję kolejne pytanie, zostawiając tamtą odpowiedzieć, która,
powiedzmy, satysfakcjonuje mnie na tyle, że nie muszę wiedzieć więcej.
- Jem…
-szepcze. Pikanie jest głośniejsze, ale jak na razie je ignoruję.
- Kłamiesz,
April. Nigdy nie widziałem cię, żebyś jadła. Znamy się ile? Dwa, trzy miesiące?
A ja nigdy nie widziałem, żebyś miała coś w ustach.
- Po prostu
nie trafiłeś na okazję, żebym jadła…
- Za to
widziałem jak pijesz… Dlaczego to zrobiłaś, dlaczego się jak opiłaś? –pytam z
urazem, spuszczając głowę w dół.
- Chwila
słabości… -mówi cicho i również spuszcza wzrok na dół na swoje dłonie. Nie odpowiada
mi ta odpowiedź, chcę wiedzieć więcej.
- Dlaczego
to zrobiłaś?
- Harry, nie
będę ci się spowiad…
- Właśnie,
że będziesz. –złość przelana w te słowa nie daje mi na nią przewagi.
Obserwuje mnie
uważnie gdy oddycham głęboko a jej wyraz twarz zostaje niewzruszony. Jedynie ten
przeklęty dźwięk doprowadza mnie do obłędu. Jej tętno na monitorze pokazuje
liczbę sto osiemnaście co podpowiada mi, że nie jest ono normalne.
- Dlaczego? –cedzę
przez zęby i opieram się rękami o materac pochylając się w jej stronę.
Wypuszcza
gwałtownie powietrze gdy jestem coraz bliżej jej twarzy. Nie ustępuję i coraz
to bardziej zmniejszam odległość miedzy nami. Patrzę przelotnie w stronę
monitora by zobaczyć, że liczby na nim są coraz większe. Zatrzymuję się centymetry
od niej, unikając otarcia się naszych nosów. Nie jest w stanie nic powiedzieć,
nic zrobić. Ze świstem nabiera powietrza w płuca i mruga kilkakrotnie.
- Byłaś tak
blisko mnie, jak ja teraz. –szepczę w jej stronę a jej ciało przechodzi
dreszcz. – Potrzebowałaś mnie, mojego ciepła, tak jak ja teraz potrzebuję
odpowiedzi na pytania, które ci zadaję… April… nauczę cię akceptować moje
towarzystwo, nauczę cię czuć coś więcej niż obojętność do mojej osoby, tylko
pozwól mi to zrobić. Pozwól sobie otworzyć się przede mną. W przeciwnym
wypadku… - dotykam jej policzka po prostu nie mogąc się już powstrzymać. Reaguje
na to lekkim jękiem, ale nie sprzeciwia się.
Opieram się czołem o jej czoło i zamykam oczy przytłoczony naszą bliskością.
– W przeciwnym wypadku będę musiał cię uwieźć, a uwierz, że nie chcę ranić
przez to mojego przyjaciela…
Muszę na nią
spojrzeć, po tych słowach. Subtelnie mruży oczy, a jej usta są lekko rozchylone.
Impulsywnie dotkam jej dolnej wargi swoim kciukiem. Zamyka je przełykając ślinę.
Nie mam odwagi spojrzeć jak wysokie jest jej tętno, które sam jej podniosłem. Przygryzam
wargę, żeby nie powiedzieć niczego więcej, choć wiele rzeczy ciśnie się na moje
usta.
Z patrzenia
się na nią wyrywa nas rozchodzący się dźwięk dzwonka jej telefonu. Odsuwam się
od niej natychmiast a ona chrząka i sięga po komórkę. Długo patrzy na
wyświetlacz i zastanawia się czy odebrać. Wyczuwam, że przeszkadza jej moja
obecność. Decyduje się jednak, aby odebrać i przystawia telefon do ucha.
- Halo?…
Nie, nie wyjdę dzisiaj, wybacz, ale nie zjawię się dziś… -patrzy na mnie przerażonym
wzrokiem i zaraz potem nie wie gdzie go podziać. – To nie jest najlepszy
pomysł… I tak nie wyjdę, nie ma sensu, żebyś… -przeciera swoją zmęczoną twarz
wolną dłonią i zaciska usta tworząc z nich cienką linię. – Nie, Rafael…
-szepcze błagalnie i patrzy na ekran tracąc sygnał z rozmówcą.
- Kim jest
Rafael? –pytam zaciekawiony marszcząc brwi.
- Musisz
stąd natychmiast iść, Harry. – szlag mnie jasny trafia i mam już zamiar
powiedzieć, że nigdzie się stąd nie ruszam, gdy podaje mi swój telefon.
- Wpisz mi
swój numer. Umówię się z tobą w wolnej chwili gdy już wyjdę, ale teraz musisz
iść… -biorę jej telefon wpisując swój numer i zwyczajnie podpisując się „Harry”.
Oddaje go ostrożnie i otwieram usta, żeby zapytać co się takiego stało, że
reaguje tak impulsywnie. – Proszę idź… -niemal błaga, a ja ulegam jej słowom i
toczę wewnętrzną walkę z samym sobą, żeby wyjść. Nogi same robią to za mnie a
oczy obdarowują ją krótkim spojrzeniem.
- Do
zobaczenia. Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej.
- Dziękuję. –szepcze
i odprowadza mnie wzrokiem do drzwi.
Wychodzę z sali
i powolnie wlokę nogami w stronę, z której przyszedłem. Bawię się palcami
pocierając nimi jeden o drugi. Ten szpital wydaje się niekończącym labiryntem,
ale w końcu rozpoznaję gdzie jestem i jak mam iść. Szerokie, wejściowe,
rozsuwane drzwi zapraszają mnie do wyjścia. Oddycham w końcu świeżym, może nie
tak świeżym powietrzem jak u mojej babci w Anglii, ale jednak świeższym,
przyjaźniejszym powietrzem ulicznym, niż tym szpitalnym. Moje myśli powoli
błądzą w podświadomości. Zahaczam się nieudolnie z mężczyzną, który pewnym
krokiem zmierza w stronę budynku, z którego wyszedłem. Jest dobrze ubrany. W
marynarkę i granatową koszulę. Wyglądające na cholernie drogie buty pokonują
zamierzony dystans w szybkim tempie. Odwracam się na krótko przeprosić go za
moją nieudolność, lecz nawet nie raczy na mnie zerknąć i cokolwiek
odpowiedzieć. Niewzruszony, dominującym chodem przekracza mury szpitala, kierując
się prosto korytarzem by zaraz skręcić w lewo. Tam stąd przyszedłem.
Muszę odwrócić
wzrok, bo ponownie na kogoś wpadam tym razem wywołując małą katastrofę. W ostatnim
momencie przytrzymuję kobietę przed upadkiem na chodnik. Rude loki są jedyną
rzeczą jaką widzę przed oczami.
- Proszę mi
wybaczyć. –mówię natychmiast i pomagam jej przybrać pozycję pionową.
- Jesteś
zbłądzony w swoich myślach, chłopcze. Wychodząc na ulicę musisz się skupić. –uśmiecha
się lekko i odgarnia włosy w tył.
-
Przepraszam. – cedzę niewyraźnie przez zęby.
- Nic się
nie stało. –ponownie się uśmiecha i idzie dalej poprawiając pasek od torebki na
ramieniu.
Wyjmuję telefon
z kieszeni i dzwonię do Christophera, bo potrzebne mi w tym momencie
towarzystwo jakiegoś nieroba.
- Słucham,
skarbie? – pyta Well-e albo Shrek przesłodzonym głosem księżniczki. Czyli Christopher
jest u Nikki. Świetnie.
-
Christopher mi jest potrzebny.
- A to
czemu, misiaczku? – znowu ten głos. Powiedziałbym, że jeszcze bardziej
piskliwy.
- Daj mi go.
- Jeżeli
chcesz się ścigać to było dzwonić do mnie. –oburzył się Well-e. Przynajmniej
już wiem z kim rozmawiam.
- Nie chcę.
Daj mi Christophera.
- A daj żesz
mi go do cholery! –wydziera się tak głośno, że mimo ulicznego ruchu i
odległości, której się znajduje od swojej komórki i tak go słyszę.
- Halo? –lekko
poddenerwowany zabiera słuchawkę od bliźniaka.
- Mam
nadzieję, że poruchałeś wystarczająco, bo potrzebuję cię na wzgórzu.
- Na
wzgórzu?! Styles co się stało?
- Po prostu
muszę z tobą porozmawiać. Dasz radę przyjechać?
- Pewnie,
już się zbieram. Mam brać kogoś ze sobą?
- Nie. Chcę cię
mieć tylko dla siebie… skarbie. –dopowiadam z uśmiechem, żeby rozładować i
atmosferę, którą sam napiąłem, moim dziwnym zachowaniem.
- Dobrze,
kochanie. – udaje ton drugiego Harrego, który tak mile mnie przywitał i
rozłącza się.
Chowam telefon
do kieszeni i wsiadam na motor stojący nieopodal kierując się w stronę… „wzgórza”.
________________
Dzisiaj notka skromna.
/jestem tylko ciekawa czy domyślił się ktoś co może być na "wzgórzu" i właściwie dlaczego musiał to być Christopher ^^ szerze mówiąc nie miał być on jakąś postacią wnoszącą cokolwiek do tego opowiadania ale jeżeli uda mi sie zrealizować mój plan to może może będzie jakieś combo kto wie? XD
Trochę Hapril moments mało bo mało ale nie mogę sobie pozwolić na więcej...
i najważniejsze: KTO TO RAFAEL? o.O
wprowadzenie go bedzie destrukcyjne dosłownie destrukcyjne dla osoby Harrego, wróg numer uno. Myśli Harrego odnośnie kim on jest i co ma wspólnego z April go zniszczą obsesja i wgl i wgl aaaalee to jeszcze sobie poczekamy ojjj długo długo na takie rozdziały
Maciupki komentarzyk jeżeli ktoś coś whatever może zostawić to będę supi wdzięczna
All the love. A