5 sty 2016

Rozdział dwudziesty. Harry

Cały czas jej słowa odbijają się od moich myśli.
Dlaczego miałbym się do niej nie przybliżać? Dlaczego nie chce mi na to pozwolić? Gdy tylko jej dotknąłem uciekła, nie mogła nawet na mnie patrzeć, jakby się bała, że zrobię jej coś spojrzeniem, że mój dotyk jej zaszkodzi.
Jestem jak trucizna. Coraz bardziej zaczynam się zastanawiać czy kiedyś nie została skrzywdzona… Może ma uraz do mężczyzn a tylko Brian znalazł złoty środek by do niej dotrzeć. Jest taka bez emocji, skryta a gdy tylko przekracza się jej granice wycofuje się.
Nic nie rozumiem. Kompletnie nic nie rozumiem.
Więc nie wódź mnie na pokuszenie.
Co to ma właściwie znaczyć? Oprócz moich chorych myśli nie zrobiłem nic w stosunku do niej, żeby uważała, że mógłbym ją uwieźć. Nie sprawiałem, że czuła się nie komfortowo, nie narzucałem się jeśli nie chciała mojego towarzystwa. Na treningach nawet z nie zamieniłem z nią słowa, bo wiedziałem, że by sobie tego nie życzyła.
A teraz mówi bym nie wodził jej na pokuszenie…
Być może źle interpretowałem własne czyny?
Cholera jasna, ale ja potrzebuję z nią kontaktu! Nie wiem nawet po co?!
- Wybacz mi Harry. Nie chciałam, żeby to tak wyszło… -szepcze i opiera głowę o dłoń. – Nie powinieneś mi pomagać. Nie wiem co o mnie myślisz, co aktualnie do mnie czujesz… po tym wszystkim. Wolałabym, żebyś mnie nie znalazł.
To jest jak nóż w moje serce. Cofam te wszystkie myśli. Teraz chcę jedynie dotrzeć do tego o czym ona mówi… jest to zupełnie nie zrozumiałe.
- Chciałabyś, żebym cię zostawił pijaną na ulicy? –pytam a ona błądzi wzrokiem po pomieszczeniu.
Długo zastanawia się nad odpowiedzią. Oddycha wolno uspokajając kołaczące serce. Pikanie jest łagodniejsze niż przed chwilą gdy jej dotykałem… Chcę ponowić pytanie, ale April otwiera usta by coś powiedzieć. Z utęsknieniem czekam na to co wypłynie z jej ust. Jak na razie tylko zdycha. Moje zdziwienie całą tą sytuacją jest nie do opisania, nie jestem nawet w stanie powiedzieć, czy ja w ogóle o czymkolwiek potrafię myśleć. Siedzimy w ciszy nawet na siebie nie patrząc.
- Tak. –mówi w końcu, a ja nie wiem na co tak właściwie mi odpowiedziała. Analizując chwilę naszą rozmowę stwierdzam, że odpowiada mi na to pytanie, które teraz nie przeszłoby mi przez gardło gdybym chciał zadać je ponownie.
- Nie. –protestuję – Nie –mówię jeszcze głośniej, żeby przekonać ją, że to ja mam rację nie ona.
- Powinieneś zapomnieć o tym co się stało…
- Jak mam zapomnieć o czymś takim? Ty… twoje ciało, ono… było takie kruche, ty byłaś taka bezwładna, potrzebująca pomocy, mojego wsparcia, czasu, uwagi. Jak mógł bym zapomnieć, że tak bardzo mnie potrzebowałaś? – pytam z żalem a ona zakrywa swoją twarz dłońmi.
- To było nie rozsądne. –mówi cicho.
- To było nie rozsądne i to jak! –besztam ją łagodnie i kręcę z niedowierzaniem głową… - Masz pojęcie co ja wtedy czułem, April?
Kręci jedynie głową i patrzy się na palec z klamerką. Pikanie znowu staje się mocniejsze i bardziej natarczywe. Sfrustrowany zdejmuję to z jej palca i sygnał gaśnie powodując ciszę.
- Harry… -karci mnie używając mojego imienia.
- Nie mogę już tego słuchać. Siedzisz tu taka spokojna, ale twój organizm mówi zupełnie co innego… Dlaczego? Dlaczego do cholery?
- Nie powinno tak być… Musisz już iść, Harry.
- Nie odrzucaj mnie! Co ja ci robię, że mnie tak unikasz, dlaczego mam się od siebie odsunąć? Zupełnie tego nie rozumiem, wytłumacz mi dlaczego nie mogę przy tobie być mimo, że czuję, że chcesz abym cię wspierał?
- Ja nie mogę od ciebie tego oczekiwać! Po prostu nie mogę ci tego robić…
- Może ja chcę być częścią twojego życia, może chcę ci pomóc, nie oczekując niczego w zamian?
- Nie mogę, rozumiesz? Nie mogę ci na to pozwolić…
- O czym ty mówisz?! April do cholery, o co w tym wszystkim chodzi?
Drzwi do sali otwierają się i wchodzi do niej Brian z lekkim uśmiechem. W dłoni trzyma plastikowy kubek z wodą. Podchodzi do nas i podaje go April. Dziewczyna chwyta go w obie dłonie jakby nie była pewna, że da radę utrzymać go jedną. Brian przejeżdża dłonią po jej ramieniu i siada na krześle po drugiej stronie łóżka. Patrzy na klips, który zaciskam szczelnie w dłoni i powoli wyciąga mi go z ręki nakładając na palec swojej dziewczyny. Urządzenie zaczyna pracować z niewiarygodną szybkością mimo, że April nie wygląda na zdenerwowaną.
- Łoł, stało się coś? Tętno nie wygląda na normalnie.
- Nie. – odpowiada April i sączy powoli wodę. We mnie aż gotuje się, żeby wykrzyczeć, że nic nie jest w porządku, ale tylko odwracam głowę w drugą stronę i zamykam oczy, aby się uspokoić.
- Rozmawiałem z lekarzem, nie wypiszą cię dzisiaj… Musisz zostać na jeszcze jedną noc na obserwację. Nie mogłem nic zrobić, żabcia. Lekarz powiedział, że to konieczne.
- Brian, ale ja nie chcę tu już być.
- Wiem, ale tak będzie lepiej. Może poczujesz się trochę silniejsza?
Odwracam się w jego stronę i widzę strapioną minę mojego przyjaciela. Spogląda ma mnie i wzdycha lekko po czym wlepia wzrok w oczy dziewczyny i uśmiecha się do niej pokrzepiająco. Dotyka lekko jej dłoni na co zamyka oczy, nie tak szczelnie jak zrobiła to gdy ja ją dotknąłem, ale jednak… Brian gładzi chwilę jej odstające knykcie i odsuwa dłoń chwytając się za włosy aby je przeczesać. Dziewczyna bierze głęboki wdech i wysila się na skromny uśmiech do mojego przyjaciela.
- Muszę się zobaczyć z matką…
- Dobrze, przywiozę ją. –zgadza się natychmiast, niemal odruchowo i wstaje pragnąc od razu spełnić jej prośbę. – Harry pojedziesz ze mną?
- Wolałbym zostać, żeby April nie czuła się tu samotnie. –patrzę na nią z przekąsem i wiem, że ją zdenerwowałem.
- Nie musisz ze mną siedzieć. –patrzy prosto w moje oczy i z naciskiem na każde słowo uzmysławia mi, że powinienem jechać z Brianem.
- Dobra to jadę. Jak będziesz czegoś potrzebowała to Harry to załatwi.
Podchodzi to mnie, całuje mnie w skroń i przyciąga moją głowę do swojej piersi lekko trąc dłonią o włosy. Ze szczerym śmiechem nazywam go „idiotą” i odpycham od siebie mówiąc pożegnalne „spieprzaj, gejuchu”. Wychodzi śmiejąc się tak jak Brian, którego tak strasznie kocham za jego debilizm.
- Naprawdę nie musisz ze mną siedzieć… -mówi gdy tylko Brian zamyka drzwi.
- Naprawdę nie musisz tego powtarzać. I tak zostanę. Zbyt wiele spraw mamy niewyjaśnionych. –odpowiadam i wstaję z łóżka podchodząc do okna i ślepo się w niego wpatruję. Wkładam sobie dłonie w kieszenie dżinsów i nabieram powietrza. – Porozmawiamy sobie.
- Nie chcę rozmawiać.
- Dlaczego płakałaś na wieść, że Christopher spowodował wypadek? –rzucam odległą sprawę na światło dzienne. Właściwie nawet nie myślałem, że ciągle to pamiętam.
- Harry…
- Opowiadaj, i tak ci nie odpuszczę.
Milczy. Moja nerwowość trochę mnie dziwi. Może jest ona spowodowana tym jak bardzo zraniła mnie słowami, które wypowiedziała? Nie chcę jej na razie popędzać z odpowiadaniem, ale muszę znać te wszystkie dręczące mnie sprawy, z którymi nie umiem sobie poradzić.
- Przypomniało mi się jak to ja… my mieliśmy wypadek. Od razu pomyślałam o tym najgorszym.
- Przecież nawet go nie znałaś? Czemu tak bardzo się przejęłaś?
- Tłumaczę ci, że przypomniało mi się to wszystko… To było instynktowne zachowanie.
- Dlaczego nie jesz? – zadaję kolejne pytanie, zostawiając tamtą odpowiedzieć, która, powiedzmy, satysfakcjonuje mnie na tyle, że nie muszę wiedzieć więcej.
- Jem… -szepcze. Pikanie jest głośniejsze, ale jak na razie je ignoruję.
- Kłamiesz, April. Nigdy nie widziałem cię, żebyś jadła. Znamy się ile? Dwa, trzy miesiące? A ja nigdy nie widziałem, żebyś miała coś w ustach.
- Po prostu nie trafiłeś na okazję, żebym jadła…
- Za to widziałem jak pijesz… Dlaczego to zrobiłaś, dlaczego się jak opiłaś? –pytam z urazem, spuszczając głowę w dół.
- Chwila słabości… -mówi cicho i również spuszcza wzrok na dół na swoje dłonie. Nie odpowiada mi ta odpowiedź, chcę wiedzieć więcej.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Harry, nie będę ci się spowiad…
- Właśnie, że będziesz. –złość przelana w te słowa nie daje mi na nią przewagi.
Obserwuje mnie uważnie gdy oddycham głęboko a jej wyraz twarz zostaje niewzruszony. Jedynie ten przeklęty dźwięk doprowadza mnie do obłędu. Jej tętno na monitorze pokazuje liczbę sto osiemnaście co podpowiada mi, że nie jest ono normalne.
- Dlaczego? –cedzę przez zęby i opieram się rękami o materac pochylając się w jej stronę.
Wypuszcza gwałtownie powietrze gdy jestem coraz bliżej jej twarzy. Nie ustępuję i coraz to bardziej zmniejszam odległość miedzy nami. Patrzę przelotnie w stronę monitora by zobaczyć, że liczby na nim są coraz większe. Zatrzymuję się centymetry od niej, unikając otarcia się naszych nosów. Nie jest w stanie nic powiedzieć, nic zrobić. Ze świstem nabiera powietrza w płuca i mruga kilkakrotnie.
- Byłaś tak blisko mnie, jak ja teraz. –szepczę w jej stronę a jej ciało przechodzi dreszcz. – Potrzebowałaś mnie, mojego ciepła, tak jak ja teraz potrzebuję odpowiedzi na pytania, które ci zadaję… April… nauczę cię akceptować moje towarzystwo, nauczę cię czuć coś więcej niż obojętność do mojej osoby, tylko pozwól mi to zrobić. Pozwól sobie otworzyć się przede mną. W przeciwnym wypadku… - dotykam jej policzka po prostu nie mogąc się już powstrzymać. Reaguje na to lekkim jękiem, ale nie sprzeciwia się.  Opieram się czołem o jej czoło i zamykam oczy przytłoczony naszą bliskością. – W przeciwnym wypadku będę musiał cię uwieźć, a uwierz, że nie chcę ranić przez to mojego przyjaciela…
Muszę na nią spojrzeć, po tych słowach. Subtelnie mruży oczy, a jej usta są lekko rozchylone. Impulsywnie dotkam jej dolnej wargi swoim kciukiem. Zamyka je przełykając ślinę. Nie mam odwagi spojrzeć jak wysokie jest jej tętno, które sam jej podniosłem. Przygryzam wargę, żeby nie powiedzieć niczego więcej, choć wiele rzeczy ciśnie się na moje usta.
Z patrzenia się na nią wyrywa nas rozchodzący się dźwięk dzwonka jej telefonu. Odsuwam się od niej natychmiast a ona chrząka i sięga po komórkę. Długo patrzy na wyświetlacz i zastanawia się czy odebrać. Wyczuwam, że przeszkadza jej moja obecność. Decyduje się jednak, aby odebrać i przystawia telefon do ucha.
- Halo?… Nie, nie wyjdę dzisiaj, wybacz, ale nie zjawię się dziś… -patrzy na mnie przerażonym wzrokiem i zaraz potem nie wie gdzie go podziać. – To nie jest najlepszy pomysł… I tak nie wyjdę, nie ma sensu, żebyś… -przeciera swoją zmęczoną twarz wolną dłonią i zaciska usta tworząc z nich cienką linię. – Nie, Rafael… -szepcze błagalnie i patrzy na ekran tracąc sygnał z rozmówcą.
- Kim jest Rafael? –pytam zaciekawiony marszcząc brwi.
- Musisz stąd natychmiast iść, Harry. – szlag mnie jasny trafia i mam już zamiar powiedzieć, że nigdzie się stąd nie ruszam, gdy podaje mi swój telefon.
- Wpisz mi swój numer. Umówię się z tobą w wolnej chwili gdy już wyjdę, ale teraz musisz iść… -biorę jej telefon wpisując swój numer i zwyczajnie podpisując się „Harry”. Oddaje go ostrożnie i otwieram usta, żeby zapytać co się takiego stało, że reaguje tak impulsywnie. – Proszę idź… -niemal błaga, a ja ulegam jej słowom i toczę wewnętrzną walkę z samym sobą, żeby wyjść. Nogi same robią to za mnie a oczy obdarowują ją krótkim spojrzeniem.
- Do zobaczenia. Mam nadzieję, że poczujesz się lepiej.
- Dziękuję. –szepcze i odprowadza mnie wzrokiem do drzwi.
Wychodzę z sali i powolnie wlokę nogami w stronę, z której przyszedłem. Bawię się palcami pocierając nimi jeden o drugi. Ten szpital wydaje się niekończącym labiryntem, ale w końcu rozpoznaję gdzie jestem i jak mam iść. Szerokie, wejściowe, rozsuwane drzwi zapraszają mnie do wyjścia. Oddycham w końcu świeżym, może nie tak świeżym powietrzem jak u mojej babci w Anglii, ale jednak świeższym, przyjaźniejszym powietrzem ulicznym, niż tym szpitalnym. Moje myśli powoli błądzą w podświadomości. Zahaczam się nieudolnie z mężczyzną, który pewnym krokiem zmierza w stronę budynku, z którego wyszedłem. Jest dobrze ubrany. W marynarkę i granatową koszulę. Wyglądające na cholernie drogie buty pokonują zamierzony dystans w szybkim tempie. Odwracam się na krótko przeprosić go za moją nieudolność, lecz nawet nie raczy na mnie zerknąć i cokolwiek odpowiedzieć. Niewzruszony, dominującym chodem przekracza mury szpitala, kierując się prosto korytarzem by zaraz skręcić w lewo. Tam stąd przyszedłem.
Muszę odwrócić wzrok, bo ponownie na kogoś wpadam tym razem wywołując małą katastrofę. W ostatnim momencie przytrzymuję kobietę przed upadkiem na chodnik. Rude loki są jedyną rzeczą jaką widzę przed oczami.
- Proszę mi wybaczyć. –mówię natychmiast i pomagam jej przybrać pozycję pionową.
- Jesteś zbłądzony w swoich myślach, chłopcze. Wychodząc na ulicę musisz się skupić. –uśmiecha się lekko i odgarnia włosy w tył.
- Przepraszam. – cedzę niewyraźnie przez zęby.
- Nic się nie stało. –ponownie się uśmiecha i idzie dalej poprawiając pasek od torebki na ramieniu.
Wyjmuję telefon z kieszeni i dzwonię do Christophera, bo potrzebne mi w tym momencie towarzystwo jakiegoś nieroba.
- Słucham, skarbie? – pyta Well-e albo Shrek przesłodzonym głosem księżniczki. Czyli Christopher jest u Nikki. Świetnie.
- Christopher mi jest potrzebny.
- A to czemu, misiaczku? – znowu ten głos. Powiedziałbym, że jeszcze bardziej piskliwy.
- Daj mi go.
- Jeżeli chcesz się ścigać to było dzwonić do mnie. –oburzył się Well-e. Przynajmniej już wiem z kim rozmawiam.
- Nie chcę. Daj mi Christophera.
- A daj żesz mi go do cholery! –wydziera się tak głośno, że mimo ulicznego ruchu i odległości, której się znajduje od swojej komórki i tak go słyszę.
- Halo? –lekko poddenerwowany zabiera słuchawkę od bliźniaka.
- Mam nadzieję, że poruchałeś wystarczająco, bo potrzebuję cię na wzgórzu.
- Na wzgórzu?! Styles co się stało?
- Po prostu muszę z tobą porozmawiać. Dasz radę przyjechać?
- Pewnie, już się zbieram. Mam brać kogoś ze sobą?
- Nie. Chcę cię mieć tylko dla siebie… skarbie. –dopowiadam z uśmiechem, żeby rozładować i atmosferę, którą sam napiąłem, moim dziwnym zachowaniem.
- Dobrze, kochanie. – udaje ton drugiego Harrego, który tak mile mnie przywitał i rozłącza się.

Chowam telefon do kieszeni i wsiadam na motor stojący nieopodal kierując się w stronę… „wzgórza”.


________________
Dzisiaj notka skromna.


/jestem tylko ciekawa czy domyślił się ktoś co może być na "wzgórzu" i właściwie dlaczego musiał to być Christopher ^^ szerze mówiąc nie miał być on jakąś postacią wnoszącą cokolwiek do tego opowiadania ale jeżeli uda mi sie zrealizować mój plan to może może będzie jakieś combo kto wie? XD

Trochę Hapril moments mało bo mało ale nie mogę sobie pozwolić na więcej...

i najważniejsze: KTO TO RAFAEL? o.O
wprowadzenie go bedzie destrukcyjne dosłownie destrukcyjne dla osoby Harrego, wróg numer uno. Myśli Harrego odnośnie kim on jest i co ma wspólnego z April go zniszczą obsesja i wgl i wgl aaaalee to jeszcze sobie poczekamy ojjj długo długo na takie rozdziały

Maciupki komentarzyk jeżeli ktoś coś whatever może zostawić to będę supi wdzięczna 

All the love. A

1 komentarz:

  1. lol.
    ej szczerze to dunno mam takie pomieszanie z poplątaniem i pierdyliard myśli ze nawet nie wiem co mam napisać.
    FOCUS LALA, FOCUS.
    ok.
    więc
    April jest pojebana. Naprawdę, nie czaję nic.
    Zachowuje się jak jakaś psycho, nie wiadomo o co chodzi, jak, co dlaczego wgl WHAT THE HELL
    gdyby to ktoś się przy mnie tak zachowywał to bym najpierw się śmiała i kazała temu komuś ogarnąć a potem bym sie przeżegnała i wyszła no BO LOL OPĘTANIE LEVEL APRIL.
    serio lol histeria milion i na chuj to?
    Nie ogarniam.
    na miejscu heriego bym to wszystko rzuciła i wyjechała w bieszczady.
    wzgórze.
    no.
    tak.
    ofkors.
    nie wiem, może kuźwa egzorcyzmy na wzgórzu będo nad tą ejpirl odprawiać (wcale sie nie dziwie)
    bo wzgórze mi nic nie mówi.
    Albo sie najebią, naćpają i pościgają
    albo tylko pościgają
    albo naprawdę ezgorcyzmy i nara.
    lol wiedziałam że chris będzie jeszcze wery important person of dys fanfikszyn
    rafael?
    a) alfons
    b) szef agencji modelek
    c) ksiondz (apropos tych egzorcyzmuff)
    d) mąż ejpril
    e) pracownik oddziału psychiatrycznego gdzie zabierają ejpril
    f) chuj jeden wie kto.
    reasumując jak zawsze, rozdział jest, wiedzy an temat ff i bohaterów dalej ni ma ._.

    I
    ADO MOJA KOCHANA TY, ZŁOTA, CUDOWNA, BRYLANTOWA
    tak do Ciebie się teraz zwracam.
    Weź ty kochanie sobie tego brajana, będę cholernie szczęśliwa ryli
    A jak nie to ja se biere heriego i dejcie mu wszyscy spokój pff przynajmniej ja nie będe mu robiła jakichś psycho akcji.

    NO.
    także bardzo prosty przekaz: wiem, że nic nie wiem i pewnie jeszcze przez jakiś miesiąc się niczego nie dowiem.
    team Harry forever, dziękuję, dobranoc <3
    Oh, i chrisa też biere, tak jakby to jescze nie było dla kogoś oczywiste.
    bajooo <3

    OdpowiedzUsuń