Siedzę pośród
zielonych, długich pasm trawy. Tak dawno tutaj nie byłem, że zapomniałem jak pięknie
tu jest. Zrywam jedno zielone pasemko i zaczynam obracać je między palcami. Brzeg
rośliny przecina moją skórę i patrzę jak szkarłatna krew zaczyna płynąć wolno
po nieskazitelnej zieleni. Wyrzucam przedmiot mojego bólu i patrzę na powstałą
ranę. Przecieram to miejsce opuszkiem palca, ale ciecz z powrotem wycieka z
ubytku. Przystawiam go do spodni i naciskam, żeby zatamować to lekkie
krwawienie. Higieniczne to na pewno nie jest…
Siedzę tak
już jakieś czterdzieści minut, zupełnie sam a w dodatku nie myślę kompletnie o
niczym. A powinienem, bo przecież o to mi chodziło. Po to tu przyjechałem… żeby
pomyśleć. Ale nawet nie potrafię się skupić na konkretnej rzeczy.
Może po
prostu pomyślę o tym dlaczego wzgórze jest miejscem, które wybrałem, aby tu
pomyśleć na temat, którego jeszcze nie znam i może w ten sposób uda mi się dowiedzieć
o czym chcę rozmyślać?
Wzgórze to
miejsce… czystości. Tutaj jestem czysty duchowo. Nikt, a przynajmniej tak mi
się wydaje, nie zna tego miejsca. Jest jak nowo wydrukowana książka, jeszcze
nigdzie nie wydana. Tylko autor ma z nią styczność, tylko autor zna jej treść,
ale nigdy w całości jej nie czytał. To są właśnie myśli. Znam je, tylko że
nigdy ich nie przeanalizowałem od początku do końca. Nie przeczytałem ich mimo,
że jestem ich autorem. Dlatego wzgórze jest jak czysta kartka a myśli układają
się tu po kolei jak czarne na białym. W końcu autor poznaje swoje dzieło, takim
jakie jest dla innych, przyszłych czytelników.
- Harry, no.
–jęczę sam do siebie i opieram czoło o dłonie, które podpieram na kolanach.
Nie potrafię
myśleć o niczym innym niż o tej cholernej dziewczynie. Wypieram to z siebie
nieustanie, ale tak naprawdę chcę myśleć tylko o niej. Denerwuje mnie, że muszę
to robić, bo chciałbym mieć na głowie jakiś inny problem. Uspokój się.
Kładę się na
plecach i patrzę w przejrzyste, niebieskie niebo stukając sobie palcami po
brzuchu. Tu jest jakby zawsze czystsze… bezchmurne. Powietrze świeższe, zdające
się bardziej do oddychania. Wzgórze to miejsce idealne, mimo, że nie jest nawet
wzgórzem. Nazwaliśmy je tak, bo widać z czubka drzewa, które tu jest, panoramę
Nowego Jorku. A przynajmniej jej część. Zamykam oczy. Jest to odprężające. I tak
sobie trwam dopóki znajomy zapach papierosów nie wybudza mnie z transu. To nie
jest normalnie czuć papierosy na łonie natury, prawda? Prawda.
Otwieram oczy
i dostaję po nich od razu dymem, więc odruchowo je zamykam. Ok. Christopher.
- Cześć,
złotko. –mówi uroczo i zniża się na rękach by mnie ugryźć w nos. Bo muszę dodać,
że stał na rękach nad moją głową. Nie ważne.
- Cześć. Nareszcie
jesteś. – mówię a on w tym czasie zaczyna przemieszczać się na dłoniach w
stronę drzewa i zawiesza sobie nogi na najniższej gałęzi. Wygląda jak pieprzony
nietoperz.
- Chcesz
porozmawiać czy potrzebujesz tylko ze mną pojarać, nachlać się, pieprzyć się? Wybieraj.
- Oh, tak,
rozkosznie. Marzyłem, żeby się z tobą pieprzyć śród trawy, Christopher.
- Myślę, że
Nikki byłaby odrobinę zazdrosna na wieść, że jebałem cię w dupsko.
- Prędzej to
ja bym jebał ciebie… -wyrzucam złośliwie.
- Czyli to
jest ta sprawa? Jesteś gejem. Nie ma co się wstydzić, Styles. W dzisiejszych
czasach jest to akceptowane coraz częściej…
- Boże, po
co ja właśnie do ciebie dzwoniłem? Mój wybór mógł trafić na kogoś
normalniejszego…
- Czyli nie
chcesz się pieprzyć? – pyta jakby zawiedziony i zeskakuje z drzewa.
- Kretyn. –mówię
jedynie i kiwam z niedowierzaniem głową.
- Szkodaaa…
-podsumowuje z udawanym żalem a jednocześnie obojętnością. Wyjmuje z kieszeni
paczkę fajek i odpala kolejnego papierosa po czym rzuca paczkę w moją stronę. –Bierz
i gadaj co się dzieje.
Niechętnie
patrzę na pudełko, ale i tak sięgam po jednego papierosa i zaciągam się tak
mocno jak to tylko możliwe. Oddaję Chrisowi jego własność, gdy siada koło mnie
i patrzymy się w przestrzeń przed nami.
- Bo
widzisz… -zaczynam, ale nawet nie daje jest mi dokończyć jednego zdania.
- No widzę. Dawno
tu nie byłem…
- Durniu,
zamknij się, próbuję z tobą porozmawiać. –narzekam i zaciągamy się razem
patrząc się na siebie – Chodzi mi o Briana.
- Brian jest
gejem?
-
Christopher!
- No co?! Nie
mów, że nigdy nie przeszło ci to przez myśl!
- Rany
człowieku… Przeszło, ok? Tak, nie mogę temu zaprzeczyć, bo czasem tak myślałem…
Ale nie uważasz, że skoro ma dziewczynę to nie może być gejem?
- Stary… Pff
–prycha i kładzie się na plecach –Może ta laska to tylko przykrywka? Może nie
chce, żebyśmy myśleli, że jest gejem, dlatego sobie załatwił „dziewczynę”? –robi
cudzysłów w powietrzu i przewraca teatralnie oczami.
- Myślę, że
do dostałbym od niego w gębę, jakby April była tylko jego przykrywką…
- Co? –pyta krótko
i marszczy całą twarz patrząc na mnie.
- No sklepał
mnie po japie, jak zobaczył nas razem w łóżku…
Dziki…
śmiech? Entuzjastyczne dźwięki jakby śmiechu, powieszanego z… nawet nie wiem
czym, wypływają z jego ust i aż wstaje z podekscytowania. Zaczyna mnie
szturchać jak chory pojeb i skakać wokół mnie jakby odprawiał jakieś
egzorcyzmy. Oczywiście wymyślił już całą historię jakby to mogło wyglądać, w
swojej głowie.
- Casanova!!!
Przeleciałeś laskę swojego najlepszego kumpla! Stary, nawet ja bym nie był
zdolny do takiego… POŚWIĘCENIA! – i znowu ten rechot i znowu dostaję z pięści w
ramię.
- Usiądź na
dupie. –mamroczę znudzony.
- I do tego
dostałeś po ryju! O mój Boże, nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to zobaczyć.
- Nie
przeleciałem jej, ok? – znów mamroczę i patrzę w niebo.
- Oh, oh
nazywaj to sobie jak chcesz. Bardziej ci pasuje: pieprzenie, pieszczenie,
bzykanie, pukanie…? –wymienia, licząc na palcach centralnie przed moim nosem i
drąc się jak niedorozwój.
-
Powiedziałem, że widział nas w razem w łóżku. Wcale nie oznacza, że ją przeleciałem,
pieprzyłem, bzykałem…
- Ej, czyli
ty jesteś tym gejem czy nie, bo już zacząłem się gubić? –wtrąca i robi
zniesmaczoną minę. Jęk przegranej pozwala mi jedynie legnąć na ziemi i zamknąć
szczelnie oczy.
-
Christopher, litości, jak chcesz się czegoś dowiedzieć, to mnie słuchaj. Nie potrzebne
mi jakieś jebane plotki, które i tak wszystkim rozpowiesz, dlatego chcę ci
powiedzieć prawdę.
- Stary,
jestem tak gówniany w słuchaniu i pocieszaniu, że ty se nawet tego nie
wyobrażasz. Zawsze to Brian cię wysłuchiwał.
- No
Brianowi mam powiedzieć, że podoba mi się jego laska?! –nie wytrzymuję i drę
się w jego twarz nawet nie analizując swoich słów. Czy ja naprawdę to
powiedziałem? Mina Christophera podpowiada mi że jednak tak.
- Znaczy nie
o to mi chodzi… -mówię natychmiast i kiwam rękami jakby to miało mi pomóc
cofnąć czas.
- Najpierw
pieprzysz kobietę Montenegro… -mówi z otwartą japą wolno i przeciągle.
- Nie, Chri…
- A później
mi mówisz, że się w niej zakochałeś?! – krzyczy w moją stronę jakbym
przynajmniej kogoś zabił.
- Nic
takiego nie powiedziałem a ja tylko mówię…! –znów staram się mu wejść w słowo lecz
bezskutecznie.
- NO TO JA
WCALE SIĘ NIE DZIWIĘ, ŻE CI PRZYJEBAŁ! NAWET JAKBYM BYŁ GEJEM JAK ON, TO BYM CI
PRZYLEBAŁ! PEWNIE NAWET DWA! RAZ! BARDZIEJ!!!
Pierdolony idiota.
- Tylko koło
siebie spaliśmy, rozumiesz? Do niczego między nami nie doszło. Brian wszedł w
momencie w którym go nie oczekiwałem. On pewnie też nie oczekiwał, że zobaczy
nas razem. Nim mogłem cokolwiek mu wytłumaczyć to mnie sklepał i wyszedł.
- Po jaką
cholerę spałeś z jego dziewczyną?
- To długa
historia…
- I tak nie
mamy co robić.
- Ugh. No więc
byłem w Belleville…
- Ej stary,
ty tak na poważnie? Nie będę tego słuchał, nie marnuj na to siły… -zaśmiał się szczerze
i spuścił wzrok na dół.
- Dzięki…
-mamroczę i przecieram sobie dłonią zmęczoną twarz.
- Dobra,
powiedz same konkrety.
- Próbuję,
ale dla ciebie to i tak za dużo.
- Harry… Ze
mną możesz jarać, ścigać się albo tańczyć. Nie umiem nic innego dla ciebie
zrobić. –zaśmiał się lekko wzruszając ramionami.
- Wiem,
pierdoło. –przyznaje szczerze i obdarowuję go uśmiechem.
- Powiedz to
w największym skrócie na tyle ciekawie, żebym nie usnął i postaram to jakoś
umiejętnie zripostować. Gotowy? –pyta a ja zdycham i patrzę w niebo jakbym
czekał na natchnienie od Boga, szybkiego skrótu tego całego bagna.
- April była
pijana do tego stopnia, że nie potrafiła nawet powiedzieć słowa. Z racji tego,
że Brian nie odbierał telefonu, zabrałem ją do siebie, umyłem, przebrałem i
położyłem się z nią spać. Rano zjawił się w moim mieszkaniu, wpierdolił mi i
pojechał. Byłem w Bronx –chce coś powiedzieć, ale zatykam mu usta ręką i kontynuuję
–Później biegałem. Dowiedziałem się, że April jest w szpitalu, chciałem tam
pojechać, ale Kelly mnie zatrzymała i została u mnie na noc, i nie, nie
pieprzyłem jej. Rano pojechałem do szpitala, Brian mnie przeprosił za bycie
chujem w tamtym momencie. Rozmawiałem z April, która… kurwa, stary, kazała mi
się trzymać od niej z daleka i powiedziała, że lepiej gdybym się nią nie
zajmował. Byłem tak wkurwiony… nie, to złe słowo… rozczarowany, o! W ogóle jak
na nią patrzę to mam ochotę zrobić z nią tyle nieprzyzwoitych rzeczy, ale
przysięgam, Christopher, przysięgam, że niczego od niej nie oczekiwałem, nie
sprawiałem wrażenia nachalnego czy cokolwiek… Przecież ja tak bardzo chcę szczęścia
Briana, tak bardzo chcę, żeby był z kimś kto go kocha, kogo on kocha, a tym
czasem zjawia się taka April i wszystkie te moje myśli się krzyżują. Całe to
zachowanie sprawia, że zamiast pozwalać rozwijać się ich związkowi, to ja
zbliżam się do niej coraz bardziej i nie umiem tego zatrzymać! Chcę być blisko
niej, chcę czuć jak oddycha. Gdybyś tylko wiedział jak idealnie się przy niej
czułem, móc być zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy. Nie umiem nawet
opisać tego co ze mną robi, nie robiąc kompletnie nic! A to wszystko stało się
przez jedną noc! -mówię to chyba na jednym wdechu i krzywię twarz w akcie
niemocy.
Chwila ciszy
między mną a Christopherem pozwala mi przeanalizować co powiedziałem i to chyba
są te myśli, które są początkiem i końcem mojej „książki”. Właśnie ją
przeczytałem, nawet o tym nie wiedząc.
- Przyznałeś
to przed sobą dopiero teraz, prawda? –pyta, a ja tylko na niego patrzę nie
będąc w stanie potwierdzić. – Może rzeczywiście się w niej zakochałeś?
- Nie życz
mi tego, Chris. Powstrzymaj mnie od tego. Ja nie mogę mu tego zrobić…
- Obawiam
się, że jest już za późno… Stoi przed tobą smutna konieczność wyboru, Styles.
Albo ją zdobywasz i tracisz przyjaciela, albo bądź kłębkiem nerwów jakim jesteś
teraz do usranej śmierci.
- Dlaczego
mam wrażenie, że według ciebie wariant pierwszy jest lepszy?
- Bo taki
jest. Co jak ci mogę więcej powiedzieć, Brytyjczyku bez humoru…? Czego byś nie wybrał
to i tak jesteś w dupie. Na twoim miejscu przerzuciłbym się na gejów.
-
Spierdalaj. –a wydawało się, że będzie to obiecująca przemowa. Jak zawsze
zjebał…
- Wstań! –mówi
i sam podskakuje lekko przede mną czekając aż się podniosę.
Z niechęcią
i ospalstwem wykonuję jego nagłą prośbę i od razu zaklinam ten moment, bo
dostaje w twarz.
Tak. Najnormalniej
w świecie ponownie dostaję za nic. Jestem w lekkim szoku, dlatego nawet się nie
buntuję, nie próbuję oddać.
- Chciałem
poczuć to samo co Brian, sorry. –tłumaczy z uśmiechem i obejmuje moją twarz
dłońmi zmuszając bym na niego spojrzał.
- Kutas z
ciebie. – syczę i poruszam żuchwą, żeby jakoś roznieść ból na boki.
- Być może…
Ale, chwila moment. Czy zachowałeś się tak samo jak Brian ci przyjebał?
- Tak. Mniej
więcej tak… -przyznaję i ta odpowiedź najwyraźniej się Christopherowi nie
podoba, bo znowu jego ręka wita mój policzek, niestety nie w miły sposób.
- Stary! –odpycham
go od siebie z całej siły i dyszę lekko, łapiąc się za miejsce bólu. –Czyś ty,
kurwa, ochujał?! Za co mnie lejesz, do cholery?! –wykrzykuję w jego stronę z
bólem.
- Bo jesteś
ciotą! Kto, no powiedź, kto nas nauczył walczyć o marzenia?! Ty, frajerze. Ty i
Brian! Tyle razy ci powtarzał, że teraz jesteś jednym z nas, że masz walczyć do
końca o wszystko czego pragniesz. A teraz się poddajesz nawet nie zaczynając!
Gdzie jesteś?! Nadstawiasz policzek a nie walczysz!
-
Christopher, gdyby chodziło o cokolwiek innego walczyłbym jak popieprzony, ale
tu chodzi o kobietę, w dodatku nie moją! Pierwsza zasada to „Nie ruszać zajętych
dziewczyn”, zapomniałeś?
- A ty
zapomniałeś, że masz jaja i te wszystkie zasady możesz wsadzić sobie w dupę?
- Nie, nie
zrobię mu tego. Chris, on jest moim bratem…
- Więc co
zrobisz, Harry? Co zrobisz? –pyta a ja jedynie bezsilnie jęczę.
- Gdybym to
wiedział to nie robiłbym ci kłopotu i prosił byś się ze mną spotkał!
- To powiedz
mi czego chcesz?
- Chcę, żeby
Brian był szczęśliwy.
- Pytam,
czego chcesz dla siebie? Nie tego co chcesz dla Briana, cwelu.
- Nie wiem. Wiem
tylko, że chcę, żeby on był szczęśliwy.
- Dlaczego?
- Bo dał mi
wszystko? Dzięki niemu mam mieszkanie, pracę, przyjaciół i nie muszę mieszkać
na ulicy jak przez pierwszą dobę mojego przylotu w to miejsce. Dał mi wszystko,
rozumiesz? Dzięki temu, że on ma wszystko, ja też to mam. Więc na pierwszym
miejscu chcę, żeby to on był szczęśliwy, bo wiem że jeśli on będzie to wkrótce
i ja będę szczęśliwy tak jak on. I możesz mnie lać po pysku ile ci się podoba,
ale nie zmienię ani mojego stosunku do całej sprawy, ani zasad, które ustalił
Brian.
I dostaję po
pysku jak tylko kończę zdanie. No nie sądziłem, że weźmie to sobie do serca. Dostałem
już tyle razy, że zaraz stanie się to moją rutyną dnia codziennego.
- Może i
Brian ma wszystko – podchodzi do mnie i kładzie dłonie na moich ramionach –
Ale… -mówi smutno i spuszcza głowę w dół. Przyciąga mnie do swego ciała i
przyciska mnie do torsu w uścisku. –Są takie rzeczy, które bez względu na to,
jak bardzo ich pragniemy, nie mogą się zdarzyć. Mam nadzieję, że wybierzesz
mądrze, Harry. I nie płacz nad czymś, co nie płacze nad tobą. – mówi i odsuwa
się ode mnie.
-
Christopher, co to ma wszystko znaczyć? O czym ty teraz mówisz? –pytam patrząc
mu w oczy, ale najwyraźniej nie ma ochoty mi odpowiadać.
- Rozmowa z
Brianem jest ci potrzebna. Mam nadzieję, że to nie rozerwie ci serca.
Odchodzi. Idzie
w stronę naszych motorów. Nie mam nawet odwagi sprowadzić go z powrotem. Najpierw
wyrzuca mi najgorsze a później mówi coś czego kompletnie nie rozumiem i
odchodzi… Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?
Wiem, że nic
nie wiem.
________________
Czytając to, zakładam, że tak wyglądacie czytając ten rozdział, bo ja na waszym miejscu bym mnie zabiła. Ja tego nie rozumiem, to co dopiero taki czytelnik...
Ale spoko jesteśmy już bliżej rozwiązania niż początku.
Nie wiem jak mam dalej to skomentować, więc zostawiam to wam i do następnego :*
All the love. A
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz