Nie wiem co mnie podkusiło, żeby ją
złapać za tą cholerną rękę, ale to zrobiłem. Patrzę teraz jak nasze dłonie są
ze sobą złączone i nie mogę się nadziwić, że istnieje między nimi tak ogromna
różnica. April jest tak drobna. Dłonie ma tak małe w porównaniu do moich, że aż
dziwnie to wygląda. Ogólnie jest jakoś za mała. Ma bardzo wąskie ramiona i
biodra. Szczupłe ręce, nogi i twarz. Cała jej sylwetka wydaje się przez to
długa i jeszcze bardziej chudsza.
- Chcę iść z nim. –szepcze cicho, ale
nie wyplątuje się z mojego uścisku.
- Ze mną nic ci się nie stanie.
–zapewniam ją i lekko ciągnę w swoją stronę. Nie jest pewna moich słów, dlatego
uśmiecham się do niej pokrzepiająco.
Bez słowa więcej, stawia parę kroków
w moją stronę, dlatego i ja zaczynam iść, chcąc jakoś uciec od tego
zbiegowiska. Odwraca się jeszcze na krótko w stronę, gdzie zniknął Brian, ale
zaraz patrzy gdzie aktualnie idziemy. Gdy jest już na równi ze mną, odsuwa
speszona swoją dłoń i spuszcza głowę w dół.
- Dlaczego to Brian pojechał po tego
chłopaka? Nie mógł ktoś inny? –pyta cicho i posłusznie idzie ze mną przez
korytarz.
- Po pierwsze nie pił. Kolejną sprawą
jest to, że Brian ma dobre relacje z policją. Jego ojciec jest sędzią.
Wprawdzie nagina tutaj prawo, bo broni winnego, a Christopher takim człowiekiem
jest na pewno, ale kilka słodkich słów Briana do policjanta sprawia, że puszcza
niektóre wybryki płazem. Jeśli już go zgarnęli, Brian zapłaci kaucję, jak
zwykle i znów będzie po krzyku. A jeżeli jeszcze psów tam nie ma, to Brian
postara się o to, żeby zastali nieskazitelny obraz po całej akcji tego idioty.
Człowiek idealny, można by rzec. –śmieję się lekko i spoglądam na nią. Nie
wyraża żadnych emocji. Kiwa jedynie potwierdzająco głową. Dziwne trochę.
- A dlaczego się tak bardzo
zdenerwował? I do tego chciałeś go uspokoić za wszelką cenę… -duma jakby sama
do siebie, ale postanawiam jej odpowiedzieć.
- To nie pierwszy wybryk
Christophera. Cały czas pakuje się w jakieś gówno… Nie to, żeby ja niczego nie
miał na sumieniu, ale on to już przesadza. –dziewczyna rozgląda się oglądając
wnętrze domu i niekiedy dotyka mebli palcem, z niewyjaśnionego mi powodu.
Wchodzimy do jednej z sypialni, która jest na szczęście pusta i daję jej
chwilę, żeby mogła się rozejrzeć.
- Bardzo ładny ma dom. –mówi i
przegląda książki ustawione w równym rzędzie na komodzie.
- Cholernie ładny bym powiedział.
–przyznaję i trzymam uchylone drzwi.
- Chodźmy może dalej. –proponuje
skromnie i wciąga nerwowo powietrze. Widzę jej odstające obojczyki, gdy
wykonuje ten ruch. To przerażające, że jest taka chuda. Założę się, że udałoby
mi się policzyć jej żebra, jeśli bym mógł je zobaczyć przez materiał sukienki.
- Co byś chciała zobaczyć? –otwieram
jej szeroko drzwi i patrzę jak wychodzi z pomieszczenia.
- Nie wiem. Powłóczmy się po prostu,
do czasu kiedy nie wróci Brian. –wzrusza ramionami i obdarowuje mnie szybkim
spojrzeniem.
- Pokażę ci najlepsze miejsce w tym
domu. –mówię jej i kieruję się do schodów prowadzących w dół. Nie odzywa się,
jedynie idzie obok. Pokazuję jej dłonią stopnie. Patrzy na mnie niepewnie, ale
zaczyna po nich schodzić.
- Piwnica nie jest obiecującym
miejscem… -skarży się i łapie poręcz, żeby się podeprzeć.
- To nie piwnica. –chichoczę i kręcę
głową. –Piwnica jest w drugiej części domu. To jest sala do ćwiczeń. Sala
taneczna –mówiąc ostatnie dwa słowa zapalam światło i przed naszymi oczami
rozświetla się najlepszy kąt w domu tego idioty. Wszędzie są lustra, głośniki,
materace, przeróżne przyrządy do ćwiczeń i setki szkiców Cindy ponaklejanych na
ściany.
- Zdaje mi się, czy zbyt dobrze znasz
jego dom? – pyta April, robiąc małe obroty i przyglądając się pomieszczeniu.
- Mieszkałem tu, więc znam go bardzo
dobrze.
- Mieszkałeś tu? – dziwi się, na co
się uśmiecham. –Jak to?
- Można powiedzieć, że Brian mnie
przygarnął z ulicy. –tłumaczę. – To dość długa historia, w dodatku niezbyt
intrygująca.
- I tak nie mamy nic lepszego do
roboty. –wzrusza ramionami i przegląda szkice Cindy.
- Cóż… właściwie to nie wiem od czego
mógłbym zacząć. –drapię się po głowie, po czym przeciągam koszulkę przez głowę,
siadam na podłodze i zaczynam się rozciągać. – Uciekłem z domu. Miałem
dwadzieścia lat. Trochę późno na takie nastoletnie wybryki, ale miałem dość
mojego życia w Anglii. Rodzice ciągle się kłócili, siostra cały boski czas na
mnie narzekała, później urodziła jej się córka, więc w domu zaczynało brakować
miejsca. –strzelam sobie z kręgosłupa, wyginając się w drugą stronę i wtedy
April odwraca na mnie wzrok. Zaskakuje ją zapewne moja poza, więc automatycznie
cofa się do tyłu, mimo że jesteśmy przynajmniej siedem metrów od siebie.
- Co ty robisz? –pyta lekko
zdezorientowana.
- Rozciągam się, nie widzisz?
- Ale po co?
- Będziemy tańczyć. –odpowiadam
neutralnie, a jej twarz robi się jeszcze bardziej zdziwiona.
- Ja nie umiem tańczyć. –wymiguje się,
cały czas przyglądając się moim poczynaniom.
- Nic nie szkodzi. Po prostu się
chwilę pobujamy, to nic złego… -zapewniam i klepię podłogę przed sobą
zachęcając, żeby również usiadła. Patrzy na mnie i niepewnie siada dużo dalej
niż bym chciał, ale cóż. Odchrząkuję i zaczynam opowiadać dalej. – Pewnego dnia
po prostu się spakowałem i oznajmiłem, że wyjeżdżam. Moja matka myślała, że
żartuję i nawet się nie przejęła. Ojciec nie miał o niczym pojęcia, bo był na
drugim końcu kraju i nie raczyłem go nawet poinformować. Wziąłem wszystkie moje
oszczędności i pożyczyłem trochę pieniędzy od siostry, mówiąc, że zepsuł mi się
samochód. Poszedłem na lotnisko i spytałem czy są jakieś bilety na najbliższy
lot gdziekolwiek. Szczęście mi sprzyjało, bo w dniu mojego wylotu z kraju, było
mnóstwo wolnych biletów, ale moje fundusze nie byłe tak hojne. Moje początkowe
zamiary wylotu sprowadzały się na Los Angeles albo San Francisco. Od zawsze
miałem marzenie, żeby tam polecieć. Niestety tylko do Nowego Jorku mogłem
najdalej uciec. Pół godziny później siedziałem w samolocie.
- Niezbyt rozsądnie. –stwierdza i
odrzuca swoje włosy w tył. – Miałeś jakieś pieniądze na życie tutaj?
- Nie. –odpowiadam jej od razu i
zaczynam robić pompki. – Jakoś się tym nie przejmowałem. Uznałem, że nikt nie
będzie mówił mi jak mam żyć, bo nikt za mnie nie umrze. Gdy przyleciałem tutaj, stać mnie było
jedynie na wodę i hot-doga ulicznego. –westchnąłem lekko i ponownie wróciłem do
ćwiczenia. – Rozglądałem się po mieście. Trochę ciężko mi było z bagażami, ale
jakoś dawałem radę. Podwinąłem przy okazji jakiemuś kolesiowi deskorolkę i o
tamtej pory zwiedzałem to miasto na niej. Pierwszej nocy spałem na ławce w
Central Parku. Całe szczęście, lato w Ameryce jest ciepłe, nie tak jak w
Anglii, ciągle deszczowe i pochmurne. Cudem jest gdy wyjdzie słońce. Pomijając,
rankiem wyruszyłem w dalszą drogę i wchodziłem do różnych sklepów z pytaniem
czy nie potrzebują pracownika i takie tam. Niestety… -przerwałem na dłuższą chwilę
i spojrzałem na nią śmiejąc się sam z siebie. – Normalnie robię więcej, ale
jestem wykończony tym tygodniem. –mówię i kładę się na zimnej podłodze,
oddychając głęboko i patrząc się w kolorowy sufit, zrobiony z odbić dłoni
wszystkich z zespołu.
- Nie było źle, zrobiłeś
sześćdziesiąt siedem. –mówi i kładzie się w podobny sposób, układając sobie
dłonie na brzuchu. Jej lekkie loki rozłożyście ułożyły się po ziemi tworząc
okrąg wokół jej głowy.
- Liczyłaś? – pytam podpierając się
na dłoni i patrzę w jej stronę. Jest mniej więcej trzy kroki ode mnie i wiem,
że jeżeli była by bliżej musiałbym odwrócić od niej wzrok, żeby nie zrobić
czegoś głupiego.
- Tak jakoś wyszło. –odpowiada
zwyczajnie i stuka palcami po materiale sukienki. Milczymy przez chwilę. Jest
to jakoś przyjemnie miła cisza. Zupełnie nie krępująca. – Co z tym wszystkim ma
wspólnego Brian? –pyta i przez chwilę nie wiem kompletnie o co jej chodzi. Orientuję
się, że chodzi jej o moją opowieść.
- Oh, Brian. No tak… Gdy tak
przechodziłem z jednego sklepu do drugiego, zauważyłem tańczących ludzi na
środku chodnika. Z ciekawości podszedłem ich zobaczyć, bo zgromadziło się tam
wiele osób i wszyscy trzymali telefony, nagrywając ich występ. Podszedłem
najbliżej jak się tylko dało i wtedy Cindy na mnie wpadła rozrzucając wszystkie
swoje projekty. Miała wtedy siedemnaście lat, mała gówniara, ale z wielkim
talentem. Te szkice, które oglądałaś na ścianie to jej dzieło. –pokazuję palcem
na rysunki i ponownie wlepiam wzrok w dziewczynę. –Brian zaczął pomagać nam
zbierać cały ten bałagan, ale nie został obojętny na jej pomysłowość odnośnie
tanecznych układów, jakie przygotowywała na papierze. Pochwaliłem jego taniec,
na co zarumienił się jak czterolatka i uznał, że to nic specjalnego. Spytał czy
nie chciałbym pożyczyć mu dziewczyny do pomocy w tworzeniu układów. Myślał, że
ja i Cindy jesteśmy razem, a ja nawet nie znałem jej imienia. Chciałem trochę
zażartować i postawiłem mu warunek, że jeśli będę mógł się do nich połączyć, to
oddam mu trochę Cindy. Zgodził się natychmiast i nie przyjmował ode mnie
wyjaśnień tego, że tylko blefowałem. Tak to się jakoś zaczęło… -dumam i unoszę
się w górę na rękach. Podchodzę do radia i przebieram wśród płyt, leżących na
stoliku. – Zaczęliśmy tańczyć na tej ulicy. Było genialnie. Popołudnie
spędziłem tylko z nim, opowiadając jak się tu znalazłem i że nie mam gdzie
mieszkać. –wkładam płytkę do odtwarzacza i czekam aż się załaduje. – Tak
wyszło, że u niego zamieszkałem i razem zaczęliśmy tańczyć, przyjaźnić się i
zdobywać niezapomniane przygody jakimi obdarowywał nas los. –cicha muzyka
zaczęła płynąc z głośników i postanowiłem podejść do April, żeby pomóc jej
podnieść się.
- Nie umiem tańczyć. –mówi skromnie
po raz kolejny, gdy widzi, że wyciągam dłoń w jej kierunku.
- Ja też. –śmieję się do niej i
zmuszam do wstania.
- Szczerze to nie wyglądasz mi na
tancerza, ale muszę przyznać, że ten taniec u góry był warty oglądania.
- Ha, a na kogo ci niby wyglądam?
- Nie wiem, ale na pewno nie na
tancerza…
- Może na mechanika samochodowego,
którym jestem, co? –pytam cały czas się szczerząc.
- Już prędzej. –odpowiada obojętnie i
odsuwa się ode mnie. Jest ciekawa, ale niesamowicie czujna.
- Zatańcz ze mną. –mówię subtelnie po
dłuższej chwili i pragnę, żeby mój wzrok na niej był łagodny.
Nagle wszystko się zmienia.
Wcześniejsza rozmowa była swobodna i całkiem miła, pomimo iż tylko ja coś
mówiłem. Teraz w ułamku sekundy, moje ciało reaguje na jej osobę zupełnie
inaczej. Nawiązywałem z nią kontakt czysto koleżeński, bo chcę, żeby dziewczyna
mojego przyjaciela mnie znała i lubiła. Przez tą prośbę zmienia się
diametralnie wszystko. Pragnę tego by nasze ciała razem współgrały w tańcu.
Chcę być blisko niej i czuć jej zapach w moich nozdrzach. Zupełnie jakbym
zapomniał, że tego pragnie również Brian. Chcę jakoś pozbyć się tych myśli,
przez to ponownie buduje się we mnie niezrozumiała złość… Jej milczenie jest
katorgą i im dłużej ono trwa, tym bardziej chcę jej zainteresowania mną. Oboje
oddychamy nierówno, niedbale. Zaczynają mi się pocić dłonie, a mój umysł wmawia
mi, że mógłbym ją nawet błagać o to, żeby oddała mi ten jeden wspólny taniec.
Mam w sobie tyle różnych skrajnych uczuć, ze nie wiem, które wypiera jakie.
Schyla głowę, na dół, bawiąc się palcami.
- Nie oczekuj, że uda ci się nauczyć
mnie czegokolwiek. –mówi, a ja unoszę kąciki ust w triumfalnym uśmiechu
wygranej.