30 lip 2015

Rozdział dziewiąty. Harry

Nie wiem co mnie podkusiło, żeby ją złapać za tą cholerną rękę, ale to zrobiłem. Patrzę teraz jak nasze dłonie są ze sobą złączone i nie mogę się nadziwić, że istnieje między nimi tak ogromna różnica. April jest tak drobna. Dłonie ma tak małe w porównaniu do moich, że aż dziwnie to wygląda. Ogólnie jest jakoś za mała. Ma bardzo wąskie ramiona i biodra. Szczupłe ręce, nogi i twarz. Cała jej sylwetka wydaje się przez to długa i jeszcze bardziej chudsza.
- Chcę iść z nim. –szepcze cicho, ale nie wyplątuje się z mojego uścisku.
- Ze mną nic ci się nie stanie. –zapewniam ją i lekko ciągnę w swoją stronę. Nie jest pewna moich słów, dlatego uśmiecham się do niej pokrzepiająco.
Bez słowa więcej, stawia parę kroków w moją stronę, dlatego i ja zaczynam iść, chcąc jakoś uciec od tego zbiegowiska. Odwraca się jeszcze na krótko w stronę, gdzie zniknął Brian, ale zaraz patrzy gdzie aktualnie idziemy. Gdy jest już na równi ze mną, odsuwa speszona swoją dłoń i spuszcza głowę w dół.
- Dlaczego to Brian pojechał po tego chłopaka? Nie mógł ktoś inny? –pyta cicho i posłusznie idzie ze mną przez korytarz.
- Po pierwsze nie pił. Kolejną sprawą jest to, że Brian ma dobre relacje z policją. Jego ojciec jest sędzią. Wprawdzie nagina tutaj prawo, bo broni winnego, a Christopher takim człowiekiem jest na pewno, ale kilka słodkich słów Briana do policjanta sprawia, że puszcza niektóre wybryki płazem. Jeśli już go zgarnęli, Brian zapłaci kaucję, jak zwykle i znów będzie po krzyku. A jeżeli jeszcze psów tam nie ma, to Brian postara się o to, żeby zastali nieskazitelny obraz po całej akcji tego idioty. Człowiek idealny, można by rzec. –śmieję się lekko i spoglądam na nią. Nie wyraża żadnych emocji. Kiwa jedynie potwierdzająco głową.  Dziwne trochę.
- A dlaczego się tak bardzo zdenerwował? I do tego chciałeś go uspokoić za wszelką cenę… -duma jakby sama do siebie, ale postanawiam jej odpowiedzieć.
- To nie pierwszy wybryk Christophera. Cały czas pakuje się w jakieś gówno… Nie to, żeby ja niczego nie miał na sumieniu, ale on to już przesadza. –dziewczyna rozgląda się oglądając wnętrze domu i niekiedy dotyka mebli palcem, z niewyjaśnionego mi powodu. Wchodzimy do jednej z sypialni, która jest na szczęście pusta i daję jej chwilę, żeby mogła się rozejrzeć.
- Bardzo ładny ma dom. –mówi i przegląda książki ustawione w równym rzędzie na komodzie.
- Cholernie ładny bym powiedział. –przyznaję i trzymam uchylone drzwi.
- Chodźmy może dalej. –proponuje skromnie i wciąga nerwowo powietrze. Widzę jej odstające obojczyki, gdy wykonuje ten ruch. To przerażające, że jest taka chuda. Założę się, że udałoby mi się policzyć jej żebra, jeśli bym mógł je zobaczyć przez materiał sukienki.
- Co byś chciała zobaczyć? –otwieram jej szeroko drzwi i patrzę jak wychodzi z pomieszczenia.
- Nie wiem. Powłóczmy się po prostu, do czasu kiedy nie wróci Brian. –wzrusza ramionami i obdarowuje mnie szybkim spojrzeniem.
- Pokażę ci najlepsze miejsce w tym domu. –mówię jej i kieruję się do schodów prowadzących w dół. Nie odzywa się, jedynie idzie obok. Pokazuję jej dłonią stopnie. Patrzy na mnie niepewnie, ale zaczyna po nich schodzić.
- Piwnica nie jest obiecującym miejscem… -skarży się i łapie poręcz, żeby się podeprzeć.
- To nie piwnica. –chichoczę i kręcę głową. –Piwnica jest w drugiej części domu. To jest sala do ćwiczeń. Sala taneczna –mówiąc ostatnie dwa słowa zapalam światło i przed naszymi oczami rozświetla się najlepszy kąt w domu tego idioty. Wszędzie są lustra, głośniki, materace, przeróżne przyrządy do ćwiczeń i setki szkiców Cindy ponaklejanych na ściany.
- Zdaje mi się, czy zbyt dobrze znasz jego dom? – pyta April, robiąc małe obroty i przyglądając się pomieszczeniu.
- Mieszkałem tu, więc znam go bardzo dobrze.
- Mieszkałeś tu? – dziwi się, na co się uśmiecham. –Jak to?
- Można powiedzieć, że Brian mnie przygarnął z ulicy. –tłumaczę. – To dość długa historia, w dodatku niezbyt intrygująca.
- I tak nie mamy nic lepszego do roboty. –wzrusza ramionami i przegląda szkice Cindy.
- Cóż… właściwie to nie wiem od czego mógłbym zacząć. –drapię się po głowie, po czym przeciągam koszulkę przez głowę, siadam na podłodze i zaczynam się rozciągać. – Uciekłem z domu. Miałem dwadzieścia lat. Trochę późno na takie nastoletnie wybryki, ale miałem dość mojego życia w Anglii. Rodzice ciągle się kłócili, siostra cały boski czas na mnie narzekała, później urodziła jej się córka, więc w domu zaczynało brakować miejsca. –strzelam sobie z kręgosłupa, wyginając się w drugą stronę i wtedy April odwraca na mnie wzrok. Zaskakuje ją zapewne moja poza, więc automatycznie cofa się do tyłu, mimo że jesteśmy przynajmniej siedem metrów od siebie.
- Co ty robisz? –pyta lekko zdezorientowana.
- Rozciągam się, nie widzisz?
- Ale po co?
- Będziemy tańczyć. –odpowiadam neutralnie, a jej twarz robi się jeszcze bardziej zdziwiona.
- Ja nie umiem tańczyć. –wymiguje się, cały czas przyglądając się moim poczynaniom.
- Nic nie szkodzi. Po prostu się chwilę pobujamy, to nic złego… -zapewniam i klepię podłogę przed sobą zachęcając, żeby również usiadła. Patrzy na mnie i niepewnie siada dużo dalej niż bym chciał, ale cóż. Odchrząkuję i zaczynam opowiadać dalej. – Pewnego dnia po prostu się spakowałem i oznajmiłem, że wyjeżdżam. Moja matka myślała, że żartuję i nawet się nie przejęła. Ojciec nie miał o niczym pojęcia, bo był na drugim końcu kraju i nie raczyłem go nawet poinformować. Wziąłem wszystkie moje oszczędności i pożyczyłem trochę pieniędzy od siostry, mówiąc, że zepsuł mi się samochód. Poszedłem na lotnisko i spytałem czy są jakieś bilety na najbliższy lot gdziekolwiek. Szczęście mi sprzyjało, bo w dniu mojego wylotu z kraju, było mnóstwo wolnych biletów, ale moje fundusze nie byłe tak hojne. Moje początkowe zamiary wylotu sprowadzały się na Los Angeles albo San Francisco. Od zawsze miałem marzenie, żeby tam polecieć. Niestety tylko do Nowego Jorku mogłem najdalej uciec. Pół godziny później siedziałem w samolocie.
- Niezbyt rozsądnie. –stwierdza i odrzuca swoje włosy w tył. – Miałeś jakieś pieniądze na życie tutaj?
- Nie. –odpowiadam jej od razu i zaczynam robić pompki. – Jakoś się tym nie przejmowałem. Uznałem, że nikt nie będzie mówił mi jak mam żyć, bo nikt za mnie nie umrze.  Gdy przyleciałem tutaj, stać mnie było jedynie na wodę i hot-doga ulicznego. –westchnąłem lekko i ponownie wróciłem do ćwiczenia. – Rozglądałem się po mieście. Trochę ciężko mi było z bagażami, ale jakoś dawałem radę. Podwinąłem przy okazji jakiemuś kolesiowi deskorolkę i o tamtej pory zwiedzałem to miasto na niej. Pierwszej nocy spałem na ławce w Central Parku. Całe szczęście, lato w Ameryce jest ciepłe, nie tak jak w Anglii, ciągle deszczowe i pochmurne. Cudem jest gdy wyjdzie słońce. Pomijając, rankiem wyruszyłem w dalszą drogę i wchodziłem do różnych sklepów z pytaniem czy nie potrzebują pracownika i takie tam. Niestety… -przerwałem na dłuższą chwilę i spojrzałem na nią śmiejąc się sam z siebie. – Normalnie robię więcej, ale jestem wykończony tym tygodniem. –mówię i kładę się na zimnej podłodze, oddychając głęboko i patrząc się w kolorowy sufit, zrobiony z odbić dłoni wszystkich z zespołu.
- Nie było źle, zrobiłeś sześćdziesiąt siedem. –mówi i kładzie się w podobny sposób, układając sobie dłonie na brzuchu. Jej lekkie loki rozłożyście ułożyły się po ziemi tworząc okrąg wokół jej głowy.
- Liczyłaś? – pytam podpierając się na dłoni i patrzę w jej stronę. Jest mniej więcej trzy kroki ode mnie i wiem, że jeżeli była by bliżej musiałbym odwrócić od niej wzrok, żeby nie zrobić czegoś głupiego.
- Tak jakoś wyszło. –odpowiada zwyczajnie i stuka palcami po materiale sukienki. Milczymy przez chwilę. Jest to jakoś przyjemnie miła cisza. Zupełnie nie krępująca. – Co z tym wszystkim ma wspólnego Brian? –pyta i przez chwilę nie wiem kompletnie o co jej chodzi. Orientuję się, że chodzi jej o moją opowieść.
- Oh, Brian. No tak… Gdy tak przechodziłem z jednego sklepu do drugiego, zauważyłem tańczących ludzi na środku chodnika. Z ciekawości podszedłem ich zobaczyć, bo zgromadziło się tam wiele osób i wszyscy trzymali telefony, nagrywając ich występ. Podszedłem najbliżej jak się tylko dało i wtedy Cindy na mnie wpadła rozrzucając wszystkie swoje projekty. Miała wtedy siedemnaście lat, mała gówniara, ale z wielkim talentem. Te szkice, które oglądałaś na ścianie to jej dzieło. –pokazuję palcem na rysunki i ponownie wlepiam wzrok w dziewczynę. –Brian zaczął pomagać nam zbierać cały ten bałagan, ale nie został obojętny na jej pomysłowość odnośnie tanecznych układów, jakie przygotowywała na papierze. Pochwaliłem jego taniec, na co zarumienił się jak czterolatka i uznał, że to nic specjalnego. Spytał czy nie chciałbym pożyczyć mu dziewczyny do pomocy w tworzeniu układów. Myślał, że ja i Cindy jesteśmy razem, a ja nawet nie znałem jej imienia. Chciałem trochę zażartować i postawiłem mu warunek, że jeśli będę mógł się do nich połączyć, to oddam mu trochę Cindy. Zgodził się natychmiast i nie przyjmował ode mnie wyjaśnień tego, że tylko blefowałem. Tak to się jakoś zaczęło… -dumam i unoszę się w górę na rękach. Podchodzę do radia i przebieram wśród płyt, leżących na stoliku. – Zaczęliśmy tańczyć na tej ulicy. Było genialnie. Popołudnie spędziłem tylko z nim, opowiadając jak się tu znalazłem i że nie mam gdzie mieszkać. –wkładam płytkę do odtwarzacza i czekam aż się załaduje. – Tak wyszło, że u niego zamieszkałem i razem zaczęliśmy tańczyć, przyjaźnić się i zdobywać niezapomniane przygody jakimi obdarowywał nas los. –cicha muzyka zaczęła płynąc z głośników i postanowiłem podejść do April, żeby pomóc jej podnieść się.
- Nie umiem tańczyć. –mówi skromnie po raz kolejny, gdy widzi, że wyciągam dłoń w jej kierunku.
- Ja też. –śmieję się do niej i zmuszam do wstania.
- Szczerze to nie wyglądasz mi na tancerza, ale muszę przyznać, że ten taniec u góry był warty oglądania.
- Ha, a na kogo ci niby wyglądam?
- Nie wiem, ale na pewno nie na tancerza…
- Może na mechanika samochodowego, którym jestem, co? –pytam cały czas się szczerząc.
- Już prędzej. –odpowiada obojętnie i odsuwa się ode mnie. Jest ciekawa, ale niesamowicie czujna.
- Zatańcz ze mną. –mówię subtelnie po dłuższej chwili i pragnę, żeby mój wzrok na niej był łagodny.
Nagle wszystko się zmienia. Wcześniejsza rozmowa była swobodna i całkiem miła, pomimo iż tylko ja coś mówiłem. Teraz w ułamku sekundy, moje ciało reaguje na jej osobę zupełnie inaczej. Nawiązywałem z nią kontakt czysto koleżeński, bo chcę, żeby dziewczyna mojego przyjaciela mnie znała i lubiła. Przez tą prośbę zmienia się diametralnie wszystko. Pragnę tego by nasze ciała razem współgrały w tańcu. Chcę być blisko niej i czuć jej zapach w moich nozdrzach. Zupełnie jakbym zapomniał, że tego pragnie również Brian. Chcę jakoś pozbyć się tych myśli, przez to ponownie buduje się we mnie niezrozumiała złość… Jej milczenie jest katorgą i im dłużej ono trwa, tym bardziej chcę jej zainteresowania mną. Oboje oddychamy nierówno, niedbale. Zaczynają mi się pocić dłonie, a mój umysł wmawia mi, że mógłbym ją nawet błagać o to, żeby oddała mi ten jeden wspólny taniec. Mam w sobie tyle różnych skrajnych uczuć, ze nie wiem, które wypiera jakie. Schyla głowę, na dół, bawiąc się palcami.

- Nie oczekuj, że uda ci się nauczyć mnie czegokolwiek. –mówi, a ja unoszę kąciki ust w triumfalnym uśmiechu wygranej. 

27 lip 2015

Rozdział ósmy i cztery piąte. April

Cały czas mi się przygląda. Zaczyna się to robić uporczywe. Wtulam się w ciało Briana, bo dzięki temu czuję się trochę bardziej bezpieczna. Jego wzrok jest obezwładniający. Jest mi zimno, ale zupełnie inaczej zimno, niż zazwyczaj. To przez niego się tak dzieje. Wszyscy poznani przeze mnie znajomi Briana byli życzliwi, oczywiście trochę szaleni i zakręceni, ale czułam się przy nich swobodnie. Zerkając na Harrego, czuję się obco. Brian chyba źle przedstawił mi jego osobę.
- Musimy porozmawiać. –szepczę mu do ucha i zawieszam ramiona na jego barkach.
- Pewnie żabciu. –uśmiecha się lekko i ciągnie mnie za sobą w głąb korytarza. Mimo, że jestem już tyłem, mogę się założyć, ze na nas patrzy. To strasznie onieśmielające, a ja nie mogę nawet tego po sobie poznać.
- Co się stało? –pyta mnie delikatnie Brian i chwyta moje dłonie w swoje.
- Nie dam rady. –mówię szybko i patrzę w stronę grupy osób.
- Żabcia, daj mi pół godziny. Zobaczysz układ, trochę powłóczymy się po domu, pokażę ci to i owo, a później odstawię cię do domu.
- Zobacz tylko jak on się na nas patrzy. Jakby przeczuwał, że… -zaczynam, ale usta Briana przylegają ciasno do moich. Wplata dłoń w moje włosy i odchyla mnie do tyłu. Całuje mnie długo i subtelnie, a ja odpowiadam tym samym.
- Czujesz się teraz lepiej? –szepcze w moje usta nadal będąc maksymalnie blisko. Powoli nas prostuje i gładzi moje ramiona.
- Brian… -marudzę, ale znowu mnie ucisza kładąc palec na dolnej wardze.
- Miej nadzieję na najlepsze i przygotuj się na najgorsze. To Brytyjczyk. Ich poczucie humoru jest beznadziejne, uwierz. Harrego należy poznać bardzo dobrze, żeby go zrozumieć. Przyzwyczaisz się. Nie rozmawiaj z nim, a nic się złego nie stanie. –tłumaczy i daje mi szybkiego całusa, po czym ciągnie w stronę ludzi, którzy zgromadzili się wokół samego środka salonu.
Jeśli miałabym jakoś określić jakoś życia Briana i poziom estetyki w jego domu, a właściwie rezydencji, to muszę powiedzieć, że wychodzi to poza wszelkie standardy. Środek salonu, do którego zmierzamy jest ogromnym kołem, wyłożonym bliżej mi nieznanym materiałem chyba z drewna. Trzeba też dodać że aby tam wejść należy pokonać trzy schodki w dół, więc całość jest jakby sceną. Nad nią świeci się mnóstwo żarówek. Ogólnie cały dom wygląda jak pałac prezydencki, biały dom, albo inne cudo na tej ziemi przeznaczone jedynie dla nadzianych ludzi. Wszędzie są jakieś drzwi, schody, korytarze i Bóg wie co jeszcze. Na ścianach wiszą obrazy, dzieła sztuki, ale gdzieniegdzie można zobaczyć rysunki wykonane przez samego Briana. Począwszy od tego kiedy miał dwa lata, dla nie mogłam mu się przyjrzeć, bo chłopak nawet nie chciał słyszeć moich komentarzy.
Chłopak staje ze mną tuż przed pierwszych schodkiem. Rozglądam się po obrodzie tej „sceny” i przypuszczam, że mogłoby się tu zmieścić pięćdziesiąt osób. Ludzie, których przed chwilą poznałam stają w środku i ustawiają się na swoich pozycjach. Zaczynam się robić podekscytowana, bo chętnie zobaczę jakich Brian wybrał dla siebie tancerzy i czy jest to warte tego wszystkiego, o czym nawija przed pół czasu, kiedy ze mną jest.
- Nie idziesz? –pyta się Harry, albo Barry. Nie jestem pewna, bo są identyczni.
- Nie. Popatrzę jak wy tańczycie. –odpowiada mu Brian i przyciąga mnie lekko do siebie.
Oczy wszystkich zgromadzonych są skierowane na nich. Wydają się tacy szczęśliwi, że mogą to zrobić. Rozglądam się po ich twarzach i każda z nich wygląda pięknie, promiennie. Uwielbiają to robić, widać na pierwszy rzut oka. Światła przygasają, a stłumiona muzyka ucisza się znacznie. Na jej miejsce wchodzi typowy dyskotekowy kawałek. Każdy z tancerzy z początku podryguje jedynie prawą nogą, ale gdy kolejne bity wkraczają do podkładu muzycznego zaczyna robić się naprawdę interesująco. Właściwie to nigdy nie widziałam spontanicznego układu tanecznego tak dużej grupy osób. Pomimo, że nie każdy tańczy tak samo to jakoś dziwnie to ze sobą współgra.
Brian aż rwie się do tego, żeby do nich dołączyć, ale najwyraźniej nie chce mnie opuszczać. Dziewczyny poruszają się niesamowicie. Są takie… wyzwolone, jeśli w ogóle można tak powiedzieć? Słyszę szepty osób, które otaczają zespół. Zaczynają śpiewać cicho jedno i to samo słowo, które przewija się w tekście piosenki. Low, low, low, low, low. Rozglądam się po publiczności jaką mają tancerze i sam uśmiech wkrada się na moje usta. Niesamowicie to wygląda, czuję się jakbym uczestniczyła w filmie typu Step Up, albo coś podobnego. Ci ludzie obniżają się zgodnie ze słowem w piosence. Wszyscy są tak nisko, że i Brian ciągnie moją dłoń w dół, żebym się obniżyła. Bliźniacy w sposób dla człowieka po prostu niemożliwy wyginają się zabawnie, a ich dziewczyny siedzą na nich i robią falę własnym ciałem. Można dostrzec silniejszy bas wydobywający się w głośników, a gdy momentalnie ustaje wszyscy krzyczą jak na komendę.
- Get, get, get low when the whistle blow!!!
Po tych słowach wszyscy robią te same ruchy, lekko agresywne i szybkie, ale idealnie ze sobą współgrane. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie byłam na takiej imprezie i czegoś takiego nie widziałam. Tancerze Briana są niesamowici, po prostu perfekcyjni. Ich ciała są wręcz stworzone do tańca. Każdego z osobna. Tłum szaleje razem z nimi i to jest doskonałe. Dziewczyny piszczą, chłopaki gwiżdżą, idealna atmosfera, aż chce się na to wszystko patrzeć.
I wtedy zauważam Harrego. Znowu na mnie spogląda, ale nadal skupia się na tańcu. Jest koło tej dziewczyny, jeśli dobrze pamiętam to Gigi. Wydaje się teraz spokojniejszy, niż w chwili kiedy się z nim witałam. Cieszy się tym co robi, niemniej jednak czujnie nam się przygląda co jakiś czas. Dziewczyna aż tryska podekscytowaniem i wykonuje przy nim takie ruchy, których ja nigdy nie ośmieliłabym się zrobić. Harry skupia swój wzrok na niej i przybliża sobie jej ciało do swojego. Dotyka ją pożądliwie i okręca wokół siebie. Jego dłoń wędruje między jej piersiami, na co odchyla się do tyłu robiąc łuk z pleców. Nachyla się nad jej wygiętym ciałem i zmusza by oplotła nogi na jego biodrach. Unosi ją w górę, robiąc półobrót, aż w końcu stawia z powrotem na parkiet i faluje równo z jej ciałem. Wygląda to wszystko przepięknie. Muzyka cichnie i wszyscy zadowoleni popisowym tańcem wiwatują głośno i z uśmiechem na ustach dzielą się przeżyciami z tłumem.
Harry i Gigi mówią coś do siebie stykając się nosami, aż wreszcie chłopak okręca ją ostatni raz i przytula do swojego ciała. Podchodzi do niego bodajże Matthew i szepcze mu coś na ucho. Harry wydaje się być lekko zaskoczony i z obawą patrzy na Briana, jednak on tego nie zauważa. Zamaszyście idzie w naszą stronę, więc szturcham go lekko w ramię i widząc przyjaciela rzędnie mu mina.
- Brian! –niemal krzyczy, choć jest od nas zaledwie pół metra. –Mamy problem. –mówi z przerażeniem i przeczesuje sobie wilgotne od potu włosy w tył.
- Co się stało? –pyta Brian z niepokojem i instynktownie ściska mocniej moją dłoń.
- Christopher… -szepcze, a Brian blednie i oczy robią mu się większe.
- Przecież… kurwa przecież przed chwilą go widziałem! –krzyczy zdenerwowany i oddycha głośno. Podchodzi do Harrego i szarpie go brutalnie za białą koszulkę. – Co zrobił, co on kurwa znowu zrobił!? –wrzeszczy mimo, że Harry nie jest niczemu winien.
- Nie wiem, pobił kogoś… Matthew mówi, że są problemy z jakimś samochodem. Brian, spokojnie… -próbuje go od stresować, ale Brian odpycha go od siebie i sięga do kieszeni po telefon. 
– Kurwa, zawsze to ja muszę ratować, wszystkim dupę. Gdzie on jest? –warczy, patrząc na przyjaciela.
- Gdzieś koło parku.
- Mam nadzieję, że Certal Parku. –prycha i przewija coś w komórce.
- Brooklyńskiego.
- To nie możliwe, człowieku. Jeszcze chwilę temu był u mnie w domu! –znów krzyczy i przystawia telefon do ucha.
- Brian… -znów Harry chce go uspokoić, ale jedynie patrzy na niego ze smutkiem.
- Zostań z April. –mówi oschle Brian, a moje serce zaczyna bić niewyobrażalnie szybko.
- Brian, nie. Pojadę z tobą. –proszę go, ale nawet na mnie nie patrzy.
- Zostań z April. –powtarza ponownie i biegnie w stronę wyjścia. Chcę złapać go i powstrzymać, ale wystarczy sekunda, a już tracę go z oczu.
- Brian! –krzyczę i idę przed tłum, pragnąc go dogonić. –Proszę!

- Nic mu nie będzie. – mówi Harry, powstrzymując moje ruchy, łapiąc mnie za rękę. –Chodź, oprowadzę cię po domu. 
_____________________________

Jestem pewna, że wasze emocje podczas czytania wyglądały mniej więcej tak:

Początek
 Pocałunek
 Dzikie densy grupy
*JA* Ucieczka Briana i zostawienie April z Harrym. *WY*


Radzę zapamiętać to co kursywą, bo odnosi cię to po części do April. 
OK
1. Nareszcie się poznali twarzą w twarz na trzeźwo.
2. April zobaczyła na co stać grupę Briana *jakoś zwróciła uwagę na H mimo, że nie koniecznie przypadł jej do gustu, dziwne* 
3. NAPRAWDĘ TRUDNO JEST PISAĆ JAK KTOŚ TAŃCZY UWIERZCIE TO BYŁO DLA MNIE OKROPNIE TRUDNE!
4. Christopher. *proszę Lucynko to dla Ciebie skarbie tak jak chciałaś* cóż on takiego zrobił do diaska huh? 
5. Brian zostawia April po opieką Harrego. Szczerze powiedziawszy (nie powinnam mówić AŻ tyle) ale wcale to nie będzie dobry pomysł. 
Właśnie teraz zaczyna się plan wprowadzenia akcji do tego opowiadania. Oczywiście to tylko plan i jak na razie według mnie nadal się nic nie będzie działo no aleeee... 

Wy to czytacie nie ja, więc opinia jest wasza nie moja. 

Agnes.

24 lip 2015

Rozdział ósmy. Harry

Kolejne trzy dni były niesamowicie uporczywe. Nie dość, że w pracy miałem cholerny zapierdol, bo nagle wszystkim w tym mieście popsuł się samochód, to jeszcze nie miałem czasu na przećwiczenie nowego układu z Gigi za co mnie wkrótce zabije. Z Kelly widuję się tylko ranem, dosłownie pięć minut, bo zaraz musi lecieć do pracy, a popołudniami jej nie zastaję, bo jest z Eric’iem. Brian teraz ostatnio, się do mnie nie odzywa, chociaż jestem pewny, że ma czas, bo leni dupę w domu. Nic nie robi, bogacz zasrany. Więc, gdy w piątek przychodzę do mieszkania pierwsze co robię to rzucam się na łóżko. Skrzypi niebezpiecznie, ale gdy czuję nieziemsko miękki materiał pościeli, nawet nie zwracam uwagi na poprzedni dźwięk. Mój relaks zostaje przerwany niemal natychmiast, właśnie wtedy,  gdy moje oczy zaczynają się kleić ze zmęczenia. Patrzę na ekran telefonu, który tak haniebnie mi przerwał odpoczynek i warczę w poduszkę gdy widzę kto dzwoni.
- Czego? –marudzę do słuchawki i przecieram dłonią twarz.
- Gdzie ty jesteś do cholery?
- W domu. Właśnie wróciłem z pracy. –tłumaczę i leniwie podwijam koszulkę w górę, żeby podrapać się po brzuchu.
- Jest już dziewiąta. Niemożliwe, żebyś tyle pracował. To nie w twoim stylu… -komentuje Brian, a ja wywracam jedynie oczami.
- Tak, wiem, że nie w moim, ale co miałem zrobić? –pytam, chociaż nie oczekuję odpowiedzi.
- Dobra. To kiedy będziesz? –dopytuje się mój przyjaciel, a ja nawet nie wiem o co mu właściwie chodzi.
- Ale gdzie mam być?
- Idioto… -wzdycha zrezygnowany i mogę się założyć, że klapnął sobie dłonią w czoło. Jest taki przewidywalny – No u mnie. Dzisiaj impreza, zapomniałeś kompletnie, że to ty mnie na nią namówiłeś?
- Oh. –rzeczywiście, zapomniałem. Nie mam siły dzisiaj na imprezę, chyba nie jestem w nastroju. No nie! Czy ja właśnie pomyślałem, że nie mam na to ochoty? Zamieniam się w Briana, a on przemienia się we mnie. Coś jest nie tak, muszę wrócić do normy, bo w przeciwnym wypadku będzie dwóch takich samych patałachów na świecie, a tego bym nie zniósł. On to on, ja to ja. – Umyję się i przyjadę. –mówię mu, chociaż naprawdę nie mam siły, żeby zrobić cokolwiek.
- Uff… myślałem, że cię straciłem stary. –zaśmiał się do słuchawki, a ja tylko pokręciłem głową z niedowierzaniem. Przejrzała mnie małpa jedna, wiedział, że jeśli odpuszczę to znaczy, że zachowuję się jak on. No idiota kompletny. – W takim razie, świetnie. Możesz się rozgościć, nie to, żebyś tego nie zrobił, ale tsaa… Ludzie już się zaczynają zbierać. Może jakoś się znajdziemy później, bo jadę po April, więc… dobra tam, nie ważne, przecież znasz mój dom i moich ludzi na wylot, więc co ja ci będę tłumaczył. Do zobaczenia. –rzucił szybko i rozłączył się, nie dając mi możliwości powiedzenia czegokolwiek.
Jedzie. Po. April.

*Półtorej godziny później*

- Toast za najlepszych ludzi na tej planecie! –krzyczę unosząc moją butelkę z piwem w górę. Słyszę wesołe okrzyki radości i każdy z obecnych żwawo wiwatuje pijąc, paląc lub całując swoich wybranków. Jak na razie nie widziałem jeszcze Briana, ale towarzystwo Gigi i jej lapdance na moim ciele, umilało czas na tej imprezie.
- Jesteś zmęczony, Harry. –zauważa kręcąc biodrami na moich kolanach. Kładzie sobie dłonie na mojej klatce piersiowej i rusza się powoli w rytm muzyki.
- Miałem długi tydzień. –odpowiadam i przechylam szyjkę butelki, żeby się napić.
- Może mogłabym coś dla ciebie zrobić, hm? –pyta słodko i ociera się o mnie piersiami. Jej blond włosy łaskoczą mnie lekko w twarz, ale uśmiecham się do niej blado i biorę kolejnego łyka piwa.
- Nie przestawaj się ruszać. –mówię, a jej twarz rozpromienia się w szerokim uśmiechu.
Gigi posłusznie wykonuje swój taniec podczas gdy ja przeszukuje wzrokiem pomieszczenie, w którym jesteśmy. Ludzi jest tak dużo, że połowy nawet nie znam, chwała, że znalazłem swoich bo bym zginął tu jak w czarnej dziurze. Przez tłum wydzierają się bliźniacy, tańcząc ze swoimi dziewczynami i prowokując co chwilę jakiś gnojków do bójki. Czyli norma. Eric ulatnia się w pewnym momencie i nawet wiem gdzie, bo sms od Kelly tłumaczy wszystko. Przypomina mi, że mieszkam na prawo od schodów, nie na lewo jak ona, więc jeśli będę wracał pijany w nocy, mam o tym pamiętać. Chcą być sami, rozumiem.
Gdy rozmyślam nad chwilami spędzonymi z Kelly, przed moimi oczyma ukazuje się Brian. Trzyma ciasno dłoń, nikogo innego jak April. Wita się ze wszystkimi radośnie i odbiera od Christophera kubek z piwem, który kładzie niepostrzeżenie na stole.
Dziewczyna wygląda jak anioł. Autentycznie, nie to że chcę to jakoś podkoloryzować czy coś, ale wygląda nieziemsko. Po prostu jak anioł. Zauważam, ze zaczynam oddychać szybciej. To nowe uczucie i przez to znów ogarnia mnie złość. Odwracam głowę w drugą stronę i ściskam butelkę o wiele za mocno, niż powinienem. Dlaczego jej osoba powoduje, że się tak dziwnie czuję. Nawet jej nie poznałem, ale wiem, że nie chcę mieć z nią do czynienia. Albo może pragnę tego tak bardzo, tylko że nie umiem określić tego co czuję.
Brak jędrnych pośladków Gigi, na moim kroczu, sprowadza mnie na ziemię. Brian przedstawia April naszych znajomych, na co ta uśmiecha się do nich lekko. Najpierw chciałem ją rozpaczliwie poznać, a teraz wydaje mi się, że to beznadziejny pomyśl. Wstaje ze swojego miejsca i chcę ominąć tłum, który się wokół nich zrobił, ale Brian chwyta mnie za nadgarstek i odwraca w swoją stronę.
- Harry. Gdzie leziesz? –pyta, obejmując April w pasie i lekko przytula ją do swojego ciała. Spoglądam na nią. Jest śliczna, ubrana w białą, zwiewną sukienkę, włosy ma lekko pokręcone, a delikatny makijaż podkreśla jej urodę. Przełykam ślinę i wyczuwam, że robi się niezręcznie, gdy milczę i gorliwie skanuję jej ciało.
- Wstałem się przywitać. –mówię, chociaż tak naprawdę chciałem przed chwilą wyjść. Okej to zaczyna być dziwne, że tak reaguję.
- Oh. –wzdycha Brian, ale po chwili wysyła nam obojgu uśmiech, jak to on. – April, pewnie nie pamiętasz, ale to jest Harry. Mój najlepszy z najlepszych przyjaciół. Jak będziesz miała jakiś problem to śmiało możesz się do niego zwrócić. –uśmiecha się do niej jeszcze szerzej i całuje przelotnie we włosy. –Harry, to April. Moja… -zastanawia się chwilę nad doborem słowa –Dziewczyna. –kończy krótko na co April spogląda ma mnie i stara się uśmiechnąć, ale zawstydzona tuli tylko policzek w ramię Briana, a jej kościste palce łapią za koniec jego koszulki.
- Miło mi cię poznać –mówię dziewczynie i wyciągam do niej dłoń. Brian popycha ją lekko w moją stronę i jej lodowata z zimna dłoń ściska delikatnie moją. Aż dziwnie mi jest trzymać coś tak małego, kruchego. Jakbym nasilił uścisk, z pewnością złamałbym jej palce.
- Cześć. –mówi cicho wwiercając się wzrokiem w moje oczy. Jej dłoń się odsuwa gdy tylko Brian przyciąga ją na nowo do siebie, tak że jej plecy są oparte na jego klatce.
- Witaj piękności, która zawróciłaś w głowie naszego brata! –wydziera się Wall-e i staje między mnie a April. –Jestem Harry. Dużo fajniejszy niż ten patałach za mną –prycha jakby wspomnienie o mnie go bolało i przeszkadzało w egzystencji. – Moja urocza laska, Eva –przedstawia swoją dziewczynę i kręci ją parę razy wokół własnej osi. –Dzięki niej mam jakże cudowne przezwisko, Wall-e. No wiesz była taka bajka o robocie, który sprzątał świat i chciał… -zaczął opowiadać jak najęty, ale Brian zatkał mu twarz dłonią.
- Wystarczy tego Wall-e. Gdzie masz brata, bo właściwie jeszcze on mi został… -zaśmiał się i rozejrzał się krótko po salonie.
- SHREK! –wydarł się na cały głos i odwróci się by sekundę później powitać swojego rodzonego brata i przedstawić go dziewczynie Briana. – Moja brzydsza kopia mnie, Barry, ale mów na niego Shrek, bo on też obrał przezwisko po dziewczynie.
- Dobrze. –zgadza się April i chichocze. Spogląda na Briana z czułością, której jeszcze nigdy u nikogo nie widziałem, ani nigdy jej nie doznałem.

Podbiega do nas Gigi i szepcze mi na ucho, że czas zacząć tańczyć. Nadal patrząc na tę dwójkę idę ślepo, ciągnięty przez Gigi na środek salonu, gdzie jest najwięcej miejsca i wiem już, że to nie była złość rodząca się o April. To jest zazdrość o to, co posiada w tej chwili Brian. Ma jej dotyk na własnej skórze i spojrzenie, kiedy na niego patrzy. Ma coś czego ja nigdy nie miałem. Zawsze jest ode mnie lepszy… 
______________________________________
 Wszystkiego najlepszego Adka! ;* 
Spełnienia wszystkich marzeń skarbie! <3


Mam nadzieję, że udało mi się trafić na moment w tym opowiadaniu, który jest ważny i prezent w postaci tego rozdziału przypadnie ci do gustu :D

Ze spaw formalnych, można powiedzieć, że jest mega dużo kluczy (właściwie cały rozdział nim jest ale pomińmy) Do rozdziału siódmego już zaktualizowałam w zakładce.

Nie będę zadawać pytań pod tym rozdziałem, ciekawa jestem na co same zwróciłyście uwagę ;) 

 Mogę zdradzić, że już zacznie się coś dziać hahah :D
Tyle na teraz.

Agnes.

21 lip 2015

Rozdział siódmy. Harry

Zaraz chwila… Czy oni się całują? Szturcham Gigi, żeby spojrzała w ich kierunku, a gdy to robi zaczyna piszczeć.
- Czy oni…?! –zaczyna, ale ją uciszam, przykładając palec do jej ust.
- Tak Gigi. Zakochani ludzie zwykle tak robią. –mówię smętnie i marszczę brwi, nadal się im przyglądając.
- Łaaa. Jakie to poważne słowo. –przyznaje i głaszcze tył mojej głowy.
Robię się zły, z niewyjaśnionego dla mnie powodu. Przecież chcę, żeby ze sobą byli, a mimo to przeszkadza mi to. Do cholery, co jest ze mną nie tak. Gigi wygląda na szczęśliwą  i po chwili patrzy mi w oczy. Zerkam na nią przelotnie i obejmuję luźno w pasie, żeby się ze mnie nie zsunęła. Zaczyna ćwierkotać przekazując swoje podekscytowanie nowym układem i tym, że znowu będziemy tańczyć razem na przodzie i wykonywać jakieś super trudne figury, dlatego powinniśmy pracować ciężej i więcej niż wszyscy inni. Nie słucham jej uważnie, bo ciągle przyglądam się tej dwójce. Chwilę jeszcze rozmawiają, ale zaraz April odchodzi w przeciwnym kierunku i wodzi wzrokiem za Brianem. Widząc, że przyglądam się jej uważnie, robi się czujniejsza, nie wie dlaczego i po co się tak gapię. Ja z resztą też nie. W dodatku pewnie wyglądam na zdenerwowanego. Co ja robię? Przecież sam doradzałem Brianowi, żeby za nią polazł, a teraz jestem wkurzony. Muszę przestać. Kręcę głową, żeby jakoś pozbyć się niepotrzebnych myśli. Spoglądam na wesołego Briana, gdy siada przy ławce i wtrąca się do rozmowy ni stąd ni zowąd. Gigi rzuca się w stronę Evy opierając łokcie na blacie stołu i gestykulując sugeruje zmianę pewnej części w tańcu. Nadal patrzę w pustą już przestrzeń, gdzie przed chwilą była dziewczyna Briana i jakoś przestało interesować mnie całe to zamieszanie wokół układu Cindy.
- Harry? –pyta mnie Brian, sprowadzając tym samym na ziemię.
- Co? Tak. Może być. –odpowiadam, chociaż nie mam pojęcia o co pytał. Przygląda mi się bacznie i nabiera więcej powietrza w płuca.
- Chcesz porozmawiać? – szepcze i nachyla się nad stołem –Jesteś nieobecny.
- Nie. Zamyśliłem się. – mówię i ostatni raz patrzę w pustą przestrzeń.
- Chodź. –rozkazuje i wstaje ze swojego miejsca. Chcąc nie chcąc muszę na nim iść. Podnoszę lekko Gigi i usadzam ją na miejscu gdzie przed sekundą siedziałem. Idę na ścieżkę, gdzie stoi Brian i uśmiecham się do niego słabo.
- No jestem, szefie. –staram się rozładować atmosferę, ale jakoś marnie mi to wychodzi.
- Pobiegajmy. –proponuje na co wzruszam barkami i przystaję na jego propozycję.
Nasza rozmowa w trakcie biegu ogranicza się tylko do biegu. Uwielbiam milczeć, gdy jestem z Brianem, choć nie zdarza się to często.  Nie rozumiem, dlaczego jednak chce milczeć teraz. Z jednej strony może to i lepiej. Z drugiej strony, jeśli milczy zbyt długo oznacza jedno. Myśli. Zastanawiam się nad czym? Dlaczego nie zdradzi mi tego teraz? Jest na mnie zły, że tak się patrzyłem na April? Może wyczuwa coś czego nawet sam nie jestem w stanie określić? Albo chce mi powiedzieć coś ważnego… dlaczego jest taki tajemniczy? Co się dziwić, ja też jestem tajemniczy, nawet dla samego siebie. Moje myśli katują mnie z każdym wykonanym krokiem.
- Brian… -odzywam się w końcu zasapanym głosem, a chłopak jak na komendę staje wryty w ziemię. Jestem kilka metrów przed nim i sapę chcąc uspokoić oddech.
- Co się dzieje, Harry? –pyta równie zmęczony i podpiera dłonie na biodrach.
- Nic. –odpowiadam natychmiast –Nic, czemu myślisz że coś się stało? –dodaję, a on przewierca wzrokiem moje oczy.
- Jestem pewny, że coś jest na rzeczy. Nigdy nie byłeś taki nieobecny. –kaszle lekko i wyciera dłonią czoło. Ostrożnie dobiera słowa. Na pewno mnie przejrzał, coś wymyślił podczas tej ciszy, tylko chce to ze mnie umiejętnie wyciągnąć. Nie wiem co to miałoby być, bo nie umiem tego określić. Nie wiem czy jestem zły, czy to inne uczucie jakie mną aktualnie włada, sprawia, że jestem inny niż zwykle.
- Nie wiem co się dzieje… -przyznaję spuszczając głowę w dół. –Wszystko gra, tylko jakoś… eh. –plącze się w słowach i odpuszczam.
- Chodzi o mnie? April? O układ? O co, bo zaczynam się gubić…? –dopytuje się, a mnie serce zaczyna bić mocniej gdy wypowiada imię swojej dziewczyny.
- Chyba o… -doskonale wiecie co chcę powiedzieć, ale powstrzymuje się, gdy spoglądam w jego oczy. –Wracajmy. –sugeruję i trącam go pięścią w bark, zaczynając bieg.
Znowu biegniemy w milczeniu i znowu zatracam się w myślach. Co jakiś czas zerkam na Briana, a on na mnie. Nie ogolił się dzisiaj. To do niego nie podobne, bo zawsze wygląda perfekcyjnie. Nie mówię, że teraz nie wygląda, bo jak zwykle jest cholernie przystojny, ale aż dziwnie mi na niego patrzeć. Jest taki zabiegany, że nawet nie miał czasu się rano ogolić. Może spotkał się z April? Ponownie pluję sobie w twarz, że o niej myślę. Cholera to uporczywe. Okej, dziewczyna zawróciła mu w głowie, chce z nią być to niech będzie, życzę im wszystkiego co najlepsze i nie zamierzam już myśleć o nim i o niej, ani chwili więcej. Koniec.

- April przychodzi w piątek na imprezę. Będziesz miał okazję ją poznać. –mówi Brian, a ja znów czuję to dziwne uczucie. Mówiłem, że chce przestać o tym myśleć? Chyba to nie będzie takie proste. 

______________________________________


I teraz to pytanie:

ALE JAK TO ?!

Wiem, że od samego początku Brian był tutaj ubóstwiany, ale pewnie bliższej relacji spodziewałyście się między Harrym a April. 
Więź między Brianem a April zapewne będzie was dziwić (bo ktoś tu ostro upierał się, że Montenegro jest gejem (co ._.)) 
Jestem ciekawa jakie macie pomysły na to:
1. Dlaczego Harry zareagował tak impulsywnie? Jak zareaguje na tę parę po dłuższym przemyśleniu?
2. Jak będzie wyglądało pierwsze spotkanie H i A? (muszę powiedzieć, że nic szczególnego się nie stanie :D)
3. Czy Gigi będzie odgrywała tu jakąś rolę czy jest po prostu zwykłą znajomą?
4. Zdanie klucz! (mówiłam już to Adriannie przy poprzednich rozdziałach więc warto pogłówkować (to nie będzie trudne) i poszukać zdania które po części pomaga wyjaśnić o co chodzi w całym tym szajstwie) 

Pomyślałam, że zrobię osobną stronę ze zdaniami KLUCZ gdzie przed każdym rozdziałem będę je dodawać z rozdziału poprzedniego. (nie zawsze będą, bo aż tak przebiegła to ja nie jestem) 
Także będziecie mogły sobie zobaczyć co już "wiecie" i na co zwracać uwagę.
NIE WIERZĘ ŻE POMAGAM WAM TO ODGADNĄĆ DOBROWOLNIE. 

Agnes.

10 lip 2015

Rozdział szósty. Harry

Trening jak zawsze zaczynamy od biegania. Właściwie porządnie to biegam tylko ja i bliźniacy, żeby rozładować tą swoja nadmierną energię. Brian zawsze się obija i odpada pierwszy zaraz po dziewczynach. One wolą robić ćwiczenia w miejscu, a przy okazji nieźle plotkują, więc chcąc nie chcąc musiałem się na taki układ zgodzić. Gdy reszta kolesi widzi, że i Brian z nimi siedzi i leni kuper, to też odpadają, a mnie szlag jasny trafia, bo to mają być wspólne treningi a i tak każdy robi co chce. Trudno jest rządzić nowojorczykami, uwierzcie.
Odwracam się do chłopaków, którzy za mną biegną i zarządzam powrót do miejsca zbiórki. Idioci, zamiast wrócić zwyczajnie robili co chwila fikołki, gwiazdy i popisywali się chodząc na rękach. Gdy jakimś cudem, bez złamania kręgosłupowego, dotarliśmy do naszej grupy, Brian jako lider przemówił stając na ławce.
- W porządku ludzie! Jak każdy wie, ciężko pracujemy na tytuł najlepszej ulicznej grupy tanecznej w Nowym Yorku i tak jak w poprzednim roku, chcemy go wygrać. To, że wygraliśmy raz nie znaczy, że możemy osiąść na laurach. Musimy opracować układ i ostro zasuwać.
- Odezwał się ten, który zasuwa najciężej. –prychnąłem pod nosem na tyle głośno, żeby usłyszał.
- Zaraz cię stąd wypieprzę, Harry –nadąsa się wskazując na mnie palcem a ja unoszę ręce w geście samoobrony. – Tak więc… Cindy przygotowała nam układ. Przeanalizowałem go i muszę przyznać, że jest genialny. Matthew zajmie się ubiorem, żeby było mam wygodnie i żebyśmy do siebie pasowali. Wyprzedzę twoje pytanie Harry! –podnosi głos spoglądając na mnie, gdy otwieram usta, żeby przemówić –Nie, nie będzie to pedalsko wyglądało, nie wciśniemy ci ani różu, ani fioletu. –uśmiecham się triumfalnie i nie wierzę, że odpowiedział na pytanie, którego nawet nie wypowiedziałem. Tak dobrze mnie zna, a ja znam jego. Przyjaciele przeznaczeni dla siebie od samego początku.
- Zaczynamy, dawaj Cindy, co mamy robić? –pytam przeciągając koszulkę przez głowę i wkładam ją do plecaka Briana czego nienawidzi. Cindy przełyka ślinę i skanuje moje ciało. Zawsze jest tak cholernie zawstydzona, gdy którykolwiek z nas się rozbierze.
- Pompki –mówi luźno i wskazuje palcem miejsce gdzie mam podejść, żeby wykonać jej polecenie. – Popatrzę sobie na twoje plecy i możemy zacząć…
- Jak panienka chce. –uśmiecham się i obejmuję ją ciasno, tylko po to, żeby położyć ją na ziemi i robić pompki nad nią. Kładzie dłonie na swojej klatce piersiowej i wzdycha lekko jak ustawiam się nad jej ciałem. Zerka na moje dłonie, które są obok jej głowy.
- Chciałam patrzeć na twoje plecy. –szepcze rozglądając się po przyjaciołach, żeby zobaczyć ich reakcję na naszą nietypową pozę.
- Ale będziesz patrzeć na moje oczy. –ja również szepczę i zginam ręce w łokciach, żeby wykonać pierwszą karną pompkę. –Jeden –mówię przed jej ustami i oddalam się natychmiast –Dwa –jestem jeszcze bliżej niej i specjalnie dmucham w jej usta ciepłym powietrzem z moich ust, żeby zadrżała. –Trzy –liczę dalej, kiedy kładzie dłonie na mojej nagiej skórze –Cztery -moje włosy łaskoczą jej czoło –Pięć.
- Przestań Harry, wystarczy mi. –skomli pode mną, a ja szczęśliwy ze swojej wygranej podnoszę się zwinnie i pomagam jej wstać.
Wszyscy zaczynają się śmiać, bo doskonale wiedzą, że ja i Cindy do siebie nic nie czujemy, a zawsze choćby jedno z nas flirtowało do drugiego chętnie przyjmujemy wszelkie próby. Oczywiście ja jestem w większości ich sprawcą, ale po prostu lubię jak ta dziewczyna się czerwieni i płoszy. To urocze i za to ją uwielbiam. Cindy zaczyna pokazywać nam swoje projekty i tłumaczy kto będzie co robił. Po kilku kłótniach i dyskusji jak my to do cholery wszystko ogarniemy w tak krótkim czasie, zerkam w końcu na Briana, który podnosi się z miejsca i patrzy w przeciwnym kierunku niż wszyscy. Podążam wzrokiem za obiektem, na którym się skupia, ale nie jestem pewien na co patrzy.
- April. –szepcze Brian, a ja patrzę na niego zdziwiony, by ponownie spojrzeć w poprzednim kierunku.
- April. –szepczę dokładnie jak mój poprzednik i patrzę jak biegnie jej na przywitanie, unosząc ją lekko w górę i tuląc się subtelnie do jej szyi.
- Kto to jest? –odzywa się Gigi i staje mi na widoku, więc lekko podirytowany odciągam ją, w efekcie tego ląduje na moich kolanach.
 Nie przeszkadza mi to, bo ciągle ktoś na mnie siedzi, leży albo wskakuje. Ci ludzie są niespełna rozumu. Dziewczyna zarzuca sobie lekko ramiona na moje barki i przygląda się dwójce stojącej dalej. Brian wesoło gestykuluje i trajkocze jak katarynka w stronę April. Dziewczyna niczego nie komentuje, jest nadzwyczaj spokojna, nie wyraża kompletnie żadnych emocji. Kręci po chwili głową, ale Brian najwyraźniej pragnie przekonać ją do czegoś i nie zamierza odpuszczać.
- Brian nie mówił, że szuka kogoś nowego do zespołu –wtrąca Gigi i delikatnie gilgocze opuszkami palców mój kark.
- Nie jest tancerką… -odpowiadam, szybko na nią zerkając.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo wiem. To dziewczyna Briana. –mamroczę cicho nadal na nich patrząc.
- Co? –szepcze moja przyjaciółka. Przybliża usta do mojego ucha i robi dodatkową zaporę dłonią, żeby nikt nie słyszał, mimo, że jestem pewny, że nikt inny nawet nie zauważył zniknięcia Briana, bo nadal siedzą nad notatkami Cindy i żywo dyskutują –Nie wiedziałam, że ma kogoś.
- Nie jestem pewny, czy ze sobą chodzą. Myślę, że na razie się poznają. Wiesz jaki jest Brian… Fajnie jakby się ze sobą związali. Brianowi potrzebna jest dziewczyna. –skanuję ciało April i coś mi tu zupełnie nie pasuje. Jest maj. Ludzie normalnie rozbierają się z upału i wygrzewają na słońcu, bo obecna temperatura tylko na to pozwala. Ona ubrana jest w długie czarne spodnie, luźną ciemnoszarą koszulkę, na to ma dżinsową kurtkę i apaszkę na szyi. Przecież można umrzeć w tak zabójczym zestawie. Wygląda jakby była na Syberii, a Brian obok na Saharze. Dwa różne światy, pod względem ubioru, zachowania i stylu życia. –Chociaż może nie takiej dziewczyny dla niego chciałem. –dodaję po chwili krótkiej refleksji.

***

_____________________________

Hej słoneczka.


Humor mam jak najbardziej chujowy. Dzień płaczliwy, smutny, na kacu i bez wartości odżywczych, ale mówię sobie jebać wszystko wstawię rozdział, którego i tak nikt nie przeczyta. (Harry mi właśnie śpiewa Little Things więc pewnie wyobrażacie sobie w jakim stanie ja teraz jestem i jak kurwa wyje do tego laptopa, ale ok)

Nie wiem co jest w tym rozdziale, widzę jedynie gwiazdki na końcu, więc jest jakiś sekret soł, mam nadzieje, że nie zanudziłyście się na śmierć. Jeśli wspominałam komukolwiek, że wena znów mnie nawiedziła to kłamałam, bo nic takiego nie nastało, nadal nic nie napisałam, ale czego tu się spodziewać po nieudaczniku. 

Wiem, że i tak się nie podzielicie przeżyciami, rozumiem też mi się nie chce z nikim dzielić moją nostalgią i znudzeniem. 
Miłego weekendu, do następnego.

Agnes.

7 lip 2015

Rozdział piąty. Harry

Tak jak się tego spodziewałem Kelly obudziła mnie rano tłukąc się garnkami i talerzami z mojej kuchni. Gdyby nie to, że umie gotować dawno bym ją stąd wypieprzył, ale ma dziewczyna do tego smykałkę, więc jej wybaczam. I tak jest codziennie już od prawie trzech lat i oboje jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Mam nadzieję, że tak pozostanie i ten przyszły, niedoszły chłopak Eric, nam w tym rytuale nie będzie przeszkadzał.
Wstałem wciąż zaspany i powłóczyłem się do kuchni. Kelly znowu ubrana była w sukienkę, tym razem błękitną, całkowicie gładką, a z włosów zaplotła sobie warkocza. Widząc jak płynnie porusza się od lodówki, do szafki to do kuchenki, zapragnąłem ją pocałować na powitanie, ale się powstrzymałem i bez słowa usiadłem przy stole.
- Ubierz się –rozkazuje mi Kelly i miesza coś na patelni.
- Po co? –mój głos jest taki obcy, zachrypiały. A niby dziewczyny to podnieca. Co w tym takiego fajnego, że nie możesz mówić?
- Tak zwykle ludzie robią. –tłumaczy grzecznie nawet na mnie nie patrząc – Poza tym za chwilę będzie tu Brian, Eric, Wall-e, Shrek, Eva i Fiona. Macie dzisiaj trening. Zapomniałeś prawda? –pyta stawiając przede mną talerz z jajecznicą, zapiekanymi z serem tostami francuskimi i szparagami, które smakują niekiedy jak drewno.
- Cholera, rzeczywiście. Dzisiaj jest wtorek, więc żadne z nas nie idzie na rano do pracy. –kolejny raz zapominam o treningu. Moje myśli są takie rozbiegane. Kiedyś się zagubię nawet we własnym domu, który jest mniejszy niż łazienka Briana.
- No właśnie. –kręci głową na moją nieodpowiedzialność i zerka na zegarek. –Idę. –oznajmia i głaszcze mnie przelotnie po głowie. – Smacznego i ubierz się Harry. Natychmiast! –śmieje się lekko i zamyka za sobą drzwi.
Gdy tylko kończę śniadanie, które było absurdalnie przepyszne, wskakuję pod prysznic i ubieram się w luźne rzeczy, które przeznaczone się na trening. Gdy wycieram włosy ręcznikiem do domu wpadają wszyscy nieproszeni goście, o których wizycie mówiła mi Kelly. Wall-e wskakuje na mnie i przewracamy się na podłogę. Zaczyna mnie łaskotać po żebrach, więc walę go pięściami po głowie i lamentuję, żeby przestał. Eva odciąga go ode mnie i pomaga wstać. Wall-e przerzuca ją sobie przez ramię i kładzie na moim łóżku po czym zaczynają się niemal ruchać na sucho. Shrek i Fiona siedzą już przy stole i najzwyczajniej w świecie rozmawiają, jak przystało na cywilizowanych ludzi, mimo, że nimi absolutnie nie są. Brian grzebie mi w lodówce w poszukiwaniu jedzenia, a Eric szczerzy się do telefonu jak głupi, zapewne pisząc z Kelly. Nie wiem dlaczego się tak zeszli, ale w sumie to pasują mi do siebie i czuję się z tym dziwnie fajnie.
- Jedziemy po resztę, ludzie! –krzyczę, ale nikt nie zwraca na mnie uwagi.
Wzdycham i biorę Evę w swoje objęcia. Wall-e marudzi za mną, żebym mu oddał dziewczynę i co ja sobie do cholery wyobrażam, żeby tak go olewać. Zarządza więc, że wychodzimy od tego skurwysyna, którym jestem ja, gdy jestem już w połowie drogi po schodach. Stawiam dziewczynę na półpiętrze i czekamy razem, aż ta gromada zwlecze się na dół. Kątem oka widzę, że Brian zamyka na zamek drzwi i dla bezpieczeństwa chowa klucz w skrzynce na listy Kelly, bo wie, że tylko ona, on i ja potrafimy ją otworzyć. Jest taki opiekuńczy, że czasami mnie to wkurza, ale tak go po prostu wychowali i nawet jakbym bardzo chciał to nie zmienię jego pedalskiego stylu życia. Parskam śmiechem podczas tych krótkich przemyśleń, a Wall-e ponownie na mnie wskakuje gdy dociera do miejsca gdzie stoję. Tym razem na całe szczęście się nie przewracamy i nadzwyczaj szybko ze mnie złazi. Każe Evie usiąść mu na ramionach co jest trochę niebezpieczne, gdy robi się to na schodach i masz zamiar przejść za moment pod drzwiami, ale jak kto woli. Wall-e jest najbardziej zwariowanym człowiekiem w tym stanie i adrenalina płynie w jego żyłach na okrągło. Z resztą Shrek jest taki sam, co się dziwić. Pieprzone kopie.
Gdy jesteśmy już na zewnątrz Brian proponuje mi jazdę z nim, ale odmawiam i wchodzę na swój motor, który zastawili mi bliźniacy z obu stron. Brian i Eric postanowili pojechać po Gigi i Cindy, a ja z tymi debilami i ich dziewczynami ustaliliśmy, że poczekamy na nich w parku, gdzie zwykle ćwiczymy.
- Harry! Ścigajmy się! –rzucił wesoło Shrek siadając na swoim motorze i pomagając wejść na niego Fionie.
- Do mnie mówisz czy do brata? –pytam i przyglądam mu się z boku.
- Nie bądź głupi, jasne że do ciebie. –kręci głową, na co oboje z Wall-im zaczynamy się śmiać.
- Ja przecież nie muszę się nawet godzić, przecież wiesz, że i tak się będę z nim ścigał. –mówi ten drugi, a Eva przybliża się do niego i tuli jego plecy gdy ten popisuje się dociskając gazu i robiąc więcej zamieszania wokół całej akcji.
- Dobra, niech wam będzie gamonie. Ale to już ostatni raz, bo życie mi miłe i nie chcę zginąć, jasne?
- Zaczynasz mówić jak Brian! -mówi Fiona a Shrek przybija jej piątkę za spostrzegawczość.
- Haha. –komentuję smętnie i ustawiam motor na białej linii przed rozwidleniem dróg. Chłopaki robią to samo i szczerzą się do mnie podczas palenia gumy w swoich sprzętach.
- Kto wygra dostaje po pięć dolarów od każdego, zgoda? –mówi Wall-e, a my wszyscy zgodnie się zgadzamy.
- Gotowi? –mruczę pod nosem i spoglądam na ich zadowolone miny.
- Jak nigdy w życiu. –odpowiadają jednocześnie co jest dla mnie absolutnie nienormalne i wszyscy w tym samym momencie dociskamy pedał gazu rzucając się w pościg.
Z początku prowadzi Shrek. On zawsze ma wspaniałe starty, ale jego brat ma niezłe końcówki. Miejmy nadzieję, że nie wyszedłem z wprawy i nadal umiem wyprzedzić tych dwój lamusów, w przeciwnym wypadku stracę pięć dolarów, a tego bym nie chciał. Miasto nie jest zbytnio zatłoczone, dzięki Bogu, ale dziwi mnie to trochę, bo to przecież Nowy Jork. Bliźniacy są w swoim żywiole. Krzyczą, drą się na przechodniów i przyspieszają swoją prędkość z każdą sekundą. Zwinnie omijają trąbiące na nich samochody i wcale się ludziom nie dziwię, bo jadą pod prąd, podobno dla lepszych emocji.
Wszyscy uwielbiamy szybką jazdę, to logiczne. Ja przez ostatni rok, postanowiłem trochę ją ograniczyć, po tym jak trafiłem do aresztu, z którego dzięki kaucji wyciągnął mnie nie kto inny jak Brian. Nie chce mi się już bawić z tymi frajerami, więc daję gaz do dechy i nie przestrzegając jakichkolwiek przepisów jadę niemal z zamkniętymi oczami do celu. W duchu modlę się, żeby nie było nigdzie policjantów. Sprytnie wyprzedzam Shreka i rozglądam się za Wall-im, ale niestety nigdzie nie mogę go dosięgnąć wzrokiem. Z piskiem opon moich i samochodu przede mną skręcam w boczną uliczkę, dzięki której zyskam dwie w porywach do trzech sekund przewagi nad Shrekiem i być może dogonię Wall-ego. Ponownie wjeżdżam na główną drogę i widzę mojego tymczasowego rywala kilkanaście metrów przede mną. Sekundy dzielą nad do dotarcia do upragnionego celu, czyli parkingu przed parkiem. Wytężam wszystkie zmysły i jestem już na równi z Wall-im. Patrzy na mnie ze zdenerwowaniem, a ja spoglądam to na niego to na Evę. Parking jest coraz bliżej. Zaczyna mnie aż ściskać w żołądku, bo chęć wygranej jest ogromna. Nie jestem pewien, który z nas przekroczył bramę pierwszy, ale oboje zatrzymaliśmy się w tym samym momencie. To znaczy ja się zatrzymałem, bo w Wall-ego walnął Shrek i przejechali jeszcze kawałek. Całe szczęście nic się nie stało.
- Wygrałem! –krzyczy Wall-e zaraz jak zsiadł z motoru.
- Szczerzę, wątpię. –mówię obojętnie i strzepuję niewidzialny pyłek z koszulki.
- Ja zawsze wygrywam! –wrzeszczy szarpiąc mnie za materiał koszulki i przybliża do mnie swoją twarz.
- Harry wygrałeś. –mówi opanowanym głosem Carlos, strażnik parkingu.
- Mówiłem, że wygrałem! –znowu krzyczy Wall-e i zaczyna skakać w miejscu ze szczęścia. Idiota kompletny.
- Nie ty Harry. Ten Harry –mówi klepiąc mnie po ramieniu. – Sprawdziłem na nagraniu. –tłumaczy i uśmiecha się lekko do przegranego Harrego, przez nas wszystkich zwanym Wall-im.
- Dawać po piątaku. –szczerzę się do przyjaciół, którzy ze smętną miną dają mi należyte pieniądze –Takim to sposobem mam dwie dychy więcej w portfelu. I dodatkowo cię wkurzyłem Harry. –specjalnie mówię jego imię, żeby wkurzyć go jeszcze bardziej, za co daje mi kuksańca w żebra. Odpycham go od siebie, ale zaraz na nowo przygarniam go do swojego ciała i zarzucam rękę na jego szyję prowadząc z parkingu w stronę miejsca naszych treningów.
- Następnym razem skopię ci dupę –skarży się smutny.
- Nie będzie następnego razu, dziwko –uśmiecham się do niego i targam jego włosy.

- Zobaczymy. –drze się z tyłu Shrek idąc z dziewczynami pod rękę. Dżentelmen się znalazł pieprzony. Prycham i kręcę głową. Są wspaniali. 


_____________________________


Hi my sweeties!

Upał i gorąc nie dają mi pracować, więc jak na razie nie dopisałam żadnego nowego rozdziału do kolekcji, ale nadal nad nim pracuję. Może kiedyś w końcu coś ruszę...

W tym rozdziale dowiadujemy się ciut o przeszłości chłopców, a mianowicie o zamiłowaniu do wyścigów i igraniu z policją (no dosłownie jak ja XD) 
+Wiele nowych postaci, które są w zakładce bohaterowie :D 

Jak na razie są same smęty i to straszne, aż sama tego nie przeczytałam po raz kolejny, żeby sprawdzić, ale chcę was jakoś do wszystkiego wprowadzić, zrobić aurę wokół całości i wgl. 
Niektóre szczegóły są naprawdę istotnie, mimo iż tego nie widać, ale domysły i wywody co to, po co, a przede wszystkim, po chuj?... zostawiam wam i waszej wyobraźni. ;) 

Ode mnie chyba tyle, wykorzystajcie wakacje jak najlepiej, nie dostańcie udaru i uważajcie na niebezpieczeństwa. :D 

Agnes.